Dzień, w którym Fiore opuścił komisariat

31 0 0
                                    

Słońce raziło go w oczy. Odruchowo sięgnął do kieszeni po okulary, kiedy przypomniał sobie, że jedynymi rzeczami osobistymi, które miał przy sobie to rozładowany telefon oraz prawie pusty portfel. To wszystko, jeśli chodzi o zalety bycia włoskim biznesmenem. 

Dawniej nienawidził stawać się Fiore di Coretti. Gdy Victor wyciągnął go z więzienia, wpłacając kaucję, postawił mu jeden warunek: miał wniknąć do kręgu zaufanych osób Daniela Petersona i powoli doprowadzić jego i Casamarlo do bankructwa. 

Odwieczna wojna, którą toczyli między sobą jego wujek i ojciec Callie, najwyraźniej nie przewidywała zawieszenia broni. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że im dłużej ona trwała, tym relacje pomiędzy Fiore a Callie zaczęły się stopniowo pogarszać. 

Po raz ostatni mężczyzna obejrzał się na budynek, który zostawiał za sobą. W głowie wciąż miał twarz agenta Andrew Taylora patrzącego na niego z nieskrywaną satysfakcją. Ten idiota planował coś dużego, a Fiore za nic w świecie nie potrafił go przejrzeć. 

- Podwieźć cię? - kobiecy głos dobiega do niego zza pleców. To Joanne Wilson, prawniczka Victora. Odwraca się w jej stronę.

- Wiesz co, chyba się przejdę - odpowiada swobodnie. Kątem oka dostrzega ruch przy drzwiach wejściowych. 

- Jak wolisz. Gdybym była potrzebna, zadzwoń. Masz mój numer - mówi z przekonaniem i sięga do torby po kluczyki od auta. 

- Ten facet... Od dawna pracuje dla Victora? - pyta Fiore, jeszcze nim kobieta wsiądzie do samochodu.

- Mecenas Lee - Wilson przechyla głowę w charakterystyczny sposób - Szczerze mówiąc, zaskoczyła mnie jego obecność. Zazwyczaj... pracuje przy cięższych sprawach. 

- To znaczy?

- Nie wiem, przewóz, niespodziewane zdarzenia i coś podobnego... Wiem tylko, że jest najlepszy w swoim fachu - kobieta uśmiecha się lekko - Może po prostu miał dość rutyny? Gdyby coś się zmieniło, dam znać. 

Nim zdąży o cokolwiek więcej spytać, Joanne Wilson wsiada do auta i czym prędzej opuszcza parking komisariatu. Więc to by było na tyle. 

Fiore spogląda w niebo, żałując, że nie zdecydował się na podwózkę. Wyciąga z kieszeni portfel i odnajduje w nim kilka ostatnich banknotów. Dopiero po chwili zauważa, że przy wejściu obserwuje go jakiś człowiek. Po tych nażelowanych włosach poznałby agenta Taylora chyba już wszędzie. 

Andrew Taylor posyła mu najbardziej denerwujące spojrzenie, jakie w życiu widział Fiore. Sięga po coś, co trzyma za plecami. Wygląda to jak niewielki kawałek kartonu. Fiore nie odrywa wzroku od markera, którego trzyma Taylor. Po kilku sekundach mężczyzna unosi karton na tyle wysoko, by Fiore mógł dostrzec nakreślony koślawym pismem napis. 

- Co za... - mruczy mężczyzna pod nosem. Na twarzy Taylora widnieje nieskrywana satysfakcja. Można by rzecz, że denerwowanie przeciwnika stało się jego pasją. 

Gdy Fiore zaczyna powoli iść w stronę skrzyżowania, słyszy podniesiony głos agenta:

- Tylko o mnie nie zapomnij!

- Cholerny Drew - prycha z irytacją, ale na szczęście w jego stronę nadjeżdża taksówka. 

***

Bateria w jego telefonie musiała już rozładować się całkowicie, bo urządzenie nie reaguje na żadną komendę. Dokąd powinien iść? Gdyby chociaż mógł zadzwonić... Cécile na pewno się martwi, bo nie odbiera. 

Wzdycha przeciągle. Powrót do domu nie wchodzi w grę. Musiałby stanąć twarzą w twarz z Danielem. A ten na pewno zalałby go masą pytań. Chociażby o to, gdzie podziała się jego córka. Sam fakt, że Peterson nie przysłał do nich swoich prawników, wzbudza w nim lekki niepokój. Zastanawia go też następny ruch Victora. Pewnie planuje coś szalonego. 

Niecałą godzinę później Fiore zdaje sobie sprawę, że mimowolnie kieruje się na plażę. Tak, jakby coś ciągnęło go w tamtą stronę. 

Z daleka, wśród tłumu ludzi, wyróżnia się budka ratownicza. Wygląda na opuszczoną. 

- Może to dobre miejsce, by się ukryć i zastanowić, co dalej - mruczy pod nosem Fiore. 

Zaczyna truchtać w stronę tego miejsca. Drabina prowadząca na górę gdzieniegdzie jest nieco uszkodzona, ale nie na tyle, by nie dało się po niej wspiąć. Będąc na ostatnich stopniach drabiny, Fiore zaczyna słyszeć strzępki rozmowy:

 - O, mamo... Żyjesz?

Ten głos brzmi znajomo. 

- Jestem w naszym domu na plaży.

To na sto procent głos Ryana. 

- Właśnie rozmawiałem z prawnikiem Victora... Wszystko zaczyna się chrzanić, Cals. Zamierzasz wrócić do domu?

Rozmawia z Callie. Fiore czym prędzej pokonuje dzielącą ich odległość. 

- Cals? Wszystko... Ło... 

Wytrąca telefon z dłoni przyjaciela, nim ten zdąży zareagować. Odsuwa się z urządzeniem na drugi koniec niewielkiej budki. 

- Oddawaj to. Do jasnej... Rozmawiam teraz - mówi Ryan. 

- Ryan? - z urządzenia dobiega głos Callie. 

- Mówiłem, że... - zaczyna Ryan, ale Fiore postanawia się wtrącić - Cécile?

Dziewczyna z ulgą wypuszcza powietrze z płuc. Ponieważ nic nie mówi, Fiore odzywa się nieco agresywnie:

- Gdzie ty się do cholery jasnej podziewasz? 

Nie udaje mu się jednak ukryć przerażenia. 

- Ja... - burczy w odpowiedzi Cécile, ale nie kończy zdania. Połączenie zostaje przerwane. Fiore ponownie wybiera numer dziewczyny, ale od razu odzywa się poczta głosowa. Wzdycha przeciągle. 

Nagle jakby przypominając sobie o obecności przyjaciela, posyła mu chłodne spojrzenie. 

- I coś żeś narobił?! - warczy w odpowiedzi Ryan. 

- Dlaczego siedzisz na plaży? 

- Bo mogę być tu sam? To znaczy tak było, nim ty się tu zjawiłeś... O tym miejscu wiemy tylko ja i moja przyjaciółka. 

Najchętniej Fiore wywróciłby oczami. Jednak przegania tę myśl, bo za bardzo przypomina mu ona o Cécile. Zamiast tego oddaje Ryanowi telefon, po czym splata ramiona na klatce piersiowej. 

- Znasz mecenasa Lee? - rzuca.




The daughter of the crimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz