Czkawka Bezużyteczny

649 24 3
                                    

Chudy, zielonooki młodzieniec biegł przez osadę, jego nogi przebierały z olbrzymią prędkością, jego karłowata pierś poruszała się w serii wdechów i wydechów, jego prześladowcy zbliżali się z tyłu nie wykazując oznak zmęczenia.

W końcu, po około stu metrach biegu drobne i słabe ciało nie mogło już utrzymać szaleńczego tempa, mięśnie zawiodły, czternastolatek upadł płasko na ziemię.

Jego prześladowcy zjawili się błyskawicznie, szydercze uśmiechy na dwóch nastoletnich twarzach, czternastolatek przewrócił oczami i jak zwykle rzucił sarkastyczną uwagą.

-No? Ile mam czekać?

Dwójka ochoczo zaatakowała maleńkiego młodzieńca, buty uderzyły jego boki, plecy, kończyny i każdą inną odsłoniętą część ciała.

Drobny młodzieniec zaczął gwizdać znaną tylko sobie melodyjkę, co rozwścieczyło jego oprawców, kolejne uderzenia były już wystarczająco silne żeby pozbawić go oddechu i przerwać irytujący dźwięk.

W końcu odeszli, młodzieniec jednak nie wstał, decydując się zamiast tego dalej leżeć, z szeroko rozłożonymi rękoma i nogami, wypełniając powietrze swoim oddechem, kontemplując szczególnie interesującą deskę na pobliskiej szopie, wykonaną, zdawałoby się, tylko z trzech sęków, w swojej cichej kontemplacji nastolatek doszedł do wniosku że musiał to wykonać ktoś niezwykle uparty, w końcu niełatwo obrabia się takie drewno, upór potrzebny do takiego zadania był iście tytaniczny.

Jednak to nie pozwoliło, niestety, zweryfikować stwórcy tego dzieła, a to z bardzo prostego powodu.

Berk był osadą wikingów, a wikingowie, jak wiedzą to wszyscy którzy się choć zainteresowali tą jakże niezwykłą kulturą, są uparci.

Jednak nie jest to zwykły rodzaj uporu, który ma fundamenty wykute w etyce, moralności, czy też jakiejś części ludzkiej natury.

Ten rodzaj uporu był niezwykle bezsensowny, istniejący dla samego siebie, upór dla uporu, bez niczego co by go choćby próbowało uzasadnić, tak bo tak, bo tak zawsze było i tak ma być, niezależnie od tego jak bezgranicznie błędne jest to stwierdzenie.

Zza rogu wyszedł człowiek, na głowie miał wiadro, jego błękitne oczy błyszczały dezorientacją, skierował je na młodzieńca przed sobą, pogładził wiadro jedną ręką, jakby nie mogąc pojąć widoku przed nim.

Masywne mięśnie wikinga poruszyły się, kiedy skierował się do młodzieńca, ale zanim zdążył postawić choćby jeden krok rozległ się głos który go zatrzymał.

-Wiadro! Tu jesteś! Chodź.

Drugi przybysz był niższy, jego ciało było znacznie bardziej krępe, nisko osadzone i masywne, chwycił swojego towarzyszą za ramię i odciągnął, nie rzucając nawet jednego spojrzenia na leżącego w błocie młodzieńca.

Młodzieniec ponownie się zamyślił, tym razem kwestią była dziwna pokrewność z Wiadrem, obaj byli wioskowymi dziwakami, obaj nie byli przez nikogo traktowani poważnie, jednak istniała zasadnicza różnica, młodzieniec w pełni pojmował swoją sytuację, rozumiał każdy jej aspekt i bezwzględnie starał się ją naprawić, doprowadzając tylko do serii katastrof.

Z drugiej strony Wiadro był w znacznie szczęśliwszej pozycji, nie wiedział co się dzieje, łatwo przyjmował każde wyjaśnienie, nieważne jak głupie i bezsensowne, nie skupiał się na niczym zbyt długo.

Dla młodzieńca wydawało się to wręcz błogosławieństwem, gdyby tylko mógł zignorować swoją sytuację i cieszyć się życiem, być nieświadomy opinii innych, być dużym i silnym..

Ostatnia KreacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz