Zatoczka

205 16 1
                                    

Czkawka otworzył oczy, jednak wciąż widział tylko ciemność, wymacał coś co się wokół niego owijało, poczuł dziwną fakturę, jednocześnie gładką i twardą, nigdy nie spotkał się z takim materiałem.

Jedna z więżących go ścian się uniosła, na chwilę oślepiło go światło.

Kiedy wzrok zaczął mu wracać poczuł że ogon się z niego odwinął, chwila, jaki ogon?

Wspomnienia poprzedniego dnia wróciły do niego, rozejrzał się i dostrzegł czarną smoczyce stojącą nad stawem, wykonała ruch zbyt szybki żeby mogło go uchwycić ludzkie oko i podeszła do niego z kolejną rybą.

Teraz kiedy mógł ją właściwie zobaczyć, a nie tylko jej niewyraźny zarys, zaskoczyło go jak inaczej wyglądała.

Wciąż miała kolce, ale były one jakby lepiej wpasowane niż u innych smoków, sylwetka była znacznie bardziej smukła, jednak zdawała się składać wyłącznie z mięśni, bez ani grama zbędnego materiału.

Kolor.. To była absolutna czerń, nawet teraz, w ciągu dnia, smoczyca była niczym kropla mroku w morzu światła, światło nie obijało się od jej łusek.

Nie miała nawet rogów, tylko przerośnięte uszy, oczy były nieproporcjonalnie wielkie w porównaniu do reszty głowy.

Całe stworzenie było niesamowicie eleganckie, daleko lepsze niż jakikolwiek smok którego kiedykolwiek widział, nawet zęby były proste i olśniewająco białe zamiast typowych, powykrzywianych żółtych kłów.

Rzuciła rybę przed Czkawką, wzdrygnął się.

-Więc dlaczego nie chcesz ryby?

Czkawka tym razem spokojnie odpowiedział.

-Ludzie muszą upiec mięso zanim je zjedzą, inaczej mogą zachorować.

Przeniosła wzrok na rybę, jej oczy zwęziły się, w widocznym zamyśleniu, nagle zionęła ogniem, Czkawka odskoczył przewracając się, kiedy z powrotem usiadł zobaczył rybę poczerniałą od smoczego ognia.

Czkawka spojrzał na smoczycę, potem z powrotem na rybę, westchnął i chwycił posiłek... Zapominając na chwilę o tym że przed chwilą był podgrzewany smoczym ogniem.

Syknął i potrząsnął ręką, kręcąc głową nad swoją bezmyślnością.

-Teraz nie jesteś ognioodporny.

-Wiem.

Czkawka burknął i włożył palce do ust, jednak szybko je wyjął, nagłym odruchem żeby nie wyglądać gorzej od wikingów, którzy zlekceważyliby takie drobne oparzenie.

Ciemny kształt mignął i jego ręka znalazła się w pysku smoczycy, odruchowo spróbował ją wyrwać ale nawet nie drgnęła w żelaznym uścisku smoczych szczęk.

W kolejnej sekundzie zdał sobie sprawę że jego ręka wciąż nie została odgryziona, drugą dłonią pomacał szczęki smoczycy i nie znalazł zębów.

-A mógłbym przysiąc że miałaś zęby.

Smoczyca jeszcze chwilę potrzymała jego rękę po czym puściła, Czkawka z obrzydzeniem zdał sobie sprawę że jest cała w ślinie, potrząsnął ręką próbując zrzucić substancje ale jego ręka została w połowie ruchu ponownie złapana.

-Co?

Szczęki się rozchyliły a oczy przyjrzały Czkawce bardzo uważnie.

-Nie zrzucaj, to ma się leczyć.

-Co? Ale to... Acha, smocza ślina ma właściwości lecznicze.

-Tak.

Czkawka spojrzał na swoją rybę, na próbę sięgnął, ale jego ręka znowu znalazła się w szczękach smoczycy.

Smoczyca pomacała rybę łapą po czym puściła Czkawkę.

Czkawka był przyzwyczajony że jest w najlepszym przypadku ignorowany, nadopiekuńczość była czymś nowym, na dodatek to smok był wobec niego nadopiekuńczy.

To jest najdziwniejszy dzień w jego życiu.

-Dlaczego to robisz?

Smoczyca przechyliła głowę w wyrazie który po prostu wiedział że jest pytający.

-Dlaczego zabrałaś mnie z tamtej plaży? Dlaczego jesteś tak... Opiekuńcza?

-Nie chcę żeby coś ci się stało, na razie jesteś delikatny.

-Na razie? Co masz na myśli?

-Mogę sprawić że będziesz większy i silniejszy niż jakikolwiek człowiek.

-A-ale Dlaczego mi pomagasz?

-A dlaczego nie? Aż boli patrzeć na kogoś tak żałosnego w ciele i silnego w umyśle.

Zwrócił oczy ku niebu.

-Smok okazuję mi więcej współczucia niż mój własny lud.

Zachichotał krótko i sucho, potem westchnął.

-Tutaj nie mogę cię poprawić, musimy się przenieść, zjedz w końcu tą rybę.

Czkawka mógł wyczuć w głosie smoczycy wyraźną irytację, posłusznie wziął rybę, otrzepał ją z piasku i zjadł, nie była dobrze upieczona, była spalona, ale to nic nowego, tak wyglądała kuchnia jego ojca.

-Lećmy.

Momentalnie Czkawka został chwycony w smocze szczęki, zanim zdążył krzyknąć z zaskoczenia ziemia już się oddalała.

###

Zignorowała narzekania człowieka i uzyskała dobrą wysokość, na tyle dużą żeby nawet ona sama nie mogła dojrzeć szczegółów.

Skierowała się na południowy zachód, już miała zaplanowaną trasę, zajęłoby to jej kilka dni lotu, ale skutecznie zdystansowałaby się od ludzi.

Mały przestał narzekać i tylko wpatrywał się w dół, pierwszy lot zdecydowanie robił na nim wrażenie.


Ostatnia KreacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz