Ojciec i Syn

75 8 1
                                    

Stoik się bał.

To nie zdarzało się zbyt często.

Jednak teraz, wysoko w powietrzu, z dala od ziemi, nie mógł nic poradzić na to, że po prostu się bał.

Nie miał zasadniczo żadnej kontroli nad tym co się dzieję, siedząc na plecach swojego syna, mógł tylko patrzeć, jak lądy i morza przemijają z olbrzymimi prędkościami, nagle wrócił do myśli sprzed kilku tygodni, rozwiązania problemu ucieczki Alvina która mu umknęła.

Mógł przecież wysłać za nim Czkawkę i Welina!

Tylko się skrzywił, ale grymas szybko zniknął, kiedy pochłonęło go zamyślenie.

Było tyle sposobów na jakie te dwa smoki mogą pomóc osadzie, że aż lekko zakręciło mu się w głowie.

Przegonił chwilowo te myśli, zamiast tego patrząc w dół, wysokość była olbrzymia, wyspy były tylko plamkami, Stoik był naprawdę oniemiały tym jak piękny jest widok z dużej wysokości.

Nie wiedział ile tak patrzył, ale w końcu zaczęli zmniejszać wysokość, wyspy zmieniły się z kropek w wyraźne kształty i nabrały kolorów.

Jego myśli wróciły do możliwości jakie daje latanie i widzenie świata z góry, ale widok był tak dobry, że je odepchnął, mógł pomyśleć o tym później.

Zaczął myśleć o czym innym, wciąż obserwując krajobraz, zwrócił na chwilę wzrok na swojego syna.

Uczucie lotu było dziwne, zasadniczo nigdy nie ujeżdżał niczego, na Berk większość zwierząt pociągowych było bezużytecznych, o ile nie mogły pasować też do innej roli, przez krajobraz samej wyspy, a konie zdecydowanie nie radziły sobie dobrze z nierównym i kamienistym terenem, pełnym naturalnych pułapek, jazda na jaku może i była początkowo zabawna, ale na dłuższą metę po prostu nie była warta wysiłku.

Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że dosiadał własnego syna, który zresztą sam był mrocznym smokiem.

Czkawka akurat machnął skrzydłami, Stoik widział jak potężne mięśnie ruszają się pod wzorem drobnych łusek, wręcz czuć było czystą, surową siłę, jaka została włożona w każdy ruch z bezbłędną gracją drapieżnika szczytowego.

Pomimo tego jak Czkawka się zmienił, Stoik nie miał wątpliwości że to on, zachował swój sposób... Bycia, tyle że stał się znacznie bardziej pewny siebie i ogólnie lepszy.

Niemal wzdrygnął się na tą ostatnią myśl, nie, wcale nie był lepszy, zawsze taki był, po prostu nie było z nim jego ojca żeby wszystko zepsuć.

Usłyszał szczeknięcie i zobaczył jak Czkawka ogląda się na niego, zamrugał i zorientował się że są już na ziemi.

Szybko zeskoczył, ignorując zaskoczone spojrzenie jego syna, Czkawka jednak zdecydował się skomentować to zdarzenie.

-Starość nie radość, co?

Stoik uśmiechnął się i zwrócił do Czkawki.

-Sugerujesz że osłabłem?

Czkawka przechylił głowę i uważnie przyjrzał się swojemu ojcu, jakby rzeczywiście starał się to dojrzeć.

-Cóż, jesteś trochę grubszy niż rok temu....

Stoik posłał Czkawce prawdziwie mordercze spojrzenie i sięgnął do pasa, ale nie mógł znaleźć młota, obrócił się, a za nim był Welin, trzymający młot w jednej z dłoni.

-Tego szukasz?

Oba smoki się roześmiały, a Stoik tylko przewrócił oczyma i odebrał swoją broń, uśmiechając się pod brodą.

Ciekawskie gruchanie przerwało śmiech, mały smok wiercił się w torbie, przyczepionej uprzężą do Welina, Welin zdjął torbę i rozwiązał linę, która owijała jej wyjście, a pisklę niezdarnie wypełzło, gruchając ciekawsko.

Oba smoki wydawały się być sparaliżowane, tylko patrzyli z zmartwieniem na swoją mniejszą wersję, jednak Stoik nie miał tego problemu.

Stoik rozległy, do niedawna wódz Berk, najlepszy zabójca smoków na archipelagu i idealny wzór wikinga, przyklęknął na jedno kolano przed malutkim stworzeniem i wyciągnął do niego rękę.

Maluch patrzył się na rękę Stoika wielkimi ciekawskimi oczyma, jego uszy też były uniesione, a paszcza lekko rozwarta.

Piskle skoczyło do przodu i wywróciło się, Stoik podniósł je, a maluch zamknął swoją bezzębną paszcze na jego ramieniu, emerytowany wódz mógł tylko zachichotać.

-To.... ja..... pójdę po ryby.

Czkawka wzbił się w powietrze, a za nim jego przyjaciel.

Stoik tylko przewrócił oczami, Czkawka to wciąż... Cóż, Czkawka.

I był z tym jak najbardziej w porządku.

###

Oba smoki wróciły po kilkunastu minutach, wyraźnie spokojniejsze niż kiedy wyleciały, Stoik pomyślał że najpewniej przemyśleli sprawy, w końcu dziecko wiele zmienia, a ich sytuacja była więcej niż trochę dziwna.

Wspomniane dziecko żuło jego ramię, gruchając cicho i wydając serię innych bezsensownych dźwięków, serce mu się topiło kiedy na nie patrzył, znowu poklepał malucha po plecach delikatnie, ku jego wyraźnemu zadowoleniu.

Czkawka wypluł kilka na wpół strawionych ryb, a dziecko ruszyło w ich stronę niezdarnie, wyślizgując się z uścisku Stoika i szybko pochłaniając oślizgły posiłek, Stoik tylko zmarszczył brwi.

-Co..

-Nie może jeść inaczej tato, jest za młody żeby strawić jedzenie sam.

Stoik po chwili skinął głową, pisklę po zjedzeniu swojego posiłku wgryzło się w łapę Welina, widok był uroczy, Welin wstał i podniósł łapę, a zarazem pisklę do góry, podpierając się skrzydłem żeby nie upaść, mały gad uparcie trzymał się jego kończyny, co sprawiło że wszyscy zachichotali, ale po kilku chwilach zaczął mrugać i wydawać przeciągły pomruk, jego chwyt się poluzował a Welin odłożył go na ziemię, gdzie błyskawicznie zasnął.

Czkawka po prostu patrzył się na pisklę niepewnie, najwyraźniej znowu wpadając w spiralę zmartwień.

-Chodź synu.

Stoik poklepał miejsce obok siebie, a Czkawka podszedł i położył się tam.

-Powinienem porozmawiać z tobą o tym już wcześniej, ale.... Cóż....

Czkawka szybko skinął głową.

-Tak czy inaczej, te rzeczy już nie do końca się ciebie tyczą, ale musimy porozmawiać o wychowaniu dzieci.

Czkawka ponownie skinął głową, tym razem jakby mniej pewnie, zmartwienie ukazało się na jego rysach.

-C.. Co ja mam zrobić? To... To jest..

Stoik położył dłoń na głowie Czkawki, przyciskając ją do ziemi.

-Mmmm.

Stoik czekał jeszcze chwilę, aż Czkawka przestał próbować mówić i go puścił.

-Chroń go, opiekuj się nim, ucz go, baw się z nim.

Czkawka uważnie wpatrywał się w Stoika.

-I najważniejsze ze wszystkiego, po prostu bądź przy nim.

Czkawka skinął głową, patrząc się w ziemię, najwyraźniej to wszystko trawiąc, Stoik mu nie przerywał, a po kilku minutach podniósł głowę.

-Dzięki tato.

Były to tylko dwa słowa, ale Stoik poczuł w nich więcej ciepła, niż przez całe lata, Czkawka zamknął oczy i uniósł skrzydło, pod które Stoik szybko się wsunął, niedługo później wszyscy zasnęli.

Ostatnia KreacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz