Odlot

101 11 7
                                    

Dwie nocne furię przemykały po trawiastych polach, pędząc osiemdziesiąt kilometrów na godzinę, ich mięśnie napinały się do granic, w końcu jeden z nich zaczął wymiękać, ciężko dysząc, pocąc się z niewiarygodnie małych dziurek między łuskami, zwolnił.

Drekimamadur postąpił kilka ostatnich kroków, po czym pozwolił sobie wyrżnąć w ziemię, wiedząc że nie może to zaszkodzić jego łuskom, ani nawet stworzyć siniaka.

Po kilku sekundach przewrócił się na grzbiet, rozkładając skrzydła na pełną szerokość.

Słysząc zadowolony z siebie pomruk uchylił jedno oko, Szczerbatek stał obok niego, zamknął oko z powrotem i zdecydował że będzie leżeć dopóki jego oddech się nie uspokoi.

-Cóż, bracie, nie masz wytrzymałości?

Czkawka ponownie otworzył oko, wymownie spoglądając na mocno falującą klatkę piersiową swojego przyjaciela i ciecz spływającą po jego ciele, jednocześnie słysząc dyszenie drugiego smoka, tak, został pokonany, ale nie bez wysiłku.

-Cóż, nazywano mnie rybią ością i to nie bez powodu, myślę że część z tego przeszło na moje nowe ciało.

Welin prychnął i położył się obok niego, spędzili dłuższy czas w przyjacielskiej ciszy, odpoczywając po intensywnym wysiłku.

-Imponujący bieg.

Drekiskapari odezwała się z boku, nawet nie otworzyli oczu, odpoczywając.

-Co zamierzacie teraz zrobić z swoim życiem?

Dwójka wymieniła spojrzenia, niepewni co powiedzieć.

-Spokojnie, nie będę w to ingerować, próba zatrzymania was wbrew waszej woli na Trinity byłaby obecnie zbyt problematyczna.

Po dłuższej chwili Czkawka się odezwał.

-Welin chce odnaleźć swoją rodzinę a ja chce mu w tym pomóc, potem.... Cóż, nie wiem.

Drekiskapari skinęła głową.

-Niech wasze skrzydła będą silne, wasz ogień gorący, wasze łuski twarde a wasze umysły ostre.

Drekiskapari wykonała coś co wyglądało jak ukłon i odwróciła się od nich, mamrocząc jeszcze kilka słów pod nosem zanim wbiła się w powietrze.

I tak po prostu, w jednej chwili zostali sami.

-Nie była zbyt wylewna.

Powiedział Czkawka a Welin mruknął bez wyrazu

-Zapomnijmy o tym, dobra?

Drekimamadur zamrugał zdezorientowany.

-O pozdrowieniu na drogę?

Welin przewrócił oczyma i prychnął.

-O poprzednim.

-Och.

Czkawka się skrzywił, Welin bez wyrazu wypatrzył się w ziemię.

Trwali tak jeszcze przez chwilę, zanim Czkawka potrząsnął głową.

-Mamy ważniejsze rzeczy do roboty, lećmy już.

Wymienili jedno spojrzenie, toksyczna zieleń z leśną zielenią, ich mięśnie się napięły, skoczyli, używając nóg i ogona, skrzydła rozłożyły się w ułamku sekundy.

Wewnętrzne mapy w ich umysłach, istniejące dzięki ich pamięci absolutnej, pozwoliły im z łatwością odnaleźć drogę do krańca Trinity.

Zatrzymali się w tym samym zagajniku, w którym Czkawka dowiedział się o swoim losie, przywołanie tego wspomnienia było trudne, wspomnienie było mgliste, tak jak każde które miał z swoich czasów jako człowiek.

-Dzisiaj powinniśmy odpocząć, nie ma żadnych wysp przez trzy dni lotu w kierunku w którym lecimy.

Welin położył się bez słowa obok Czkawki.

-Musimy wrócić na archipelag barbarzyński, zdobyć mapę, dopiero wtedy będziemy w stanie nawigować.

Szczerbatek spojrzał się w zamyśleniu na Czkawkę.

-I po tym będziemy latać po całym archipelagu? To nie ma prawa zadziałać.

Czkawka skinął głową.

-Dokładnie, gdybyś przypomniał sobie znaki na żaglach długich łodzi byłoby to niezwykle pomocne.

Ogon Czkawki zaczął drgać w tiku nerwowym, kiedy Welin nie odpowiedział natychmiast, jeśli nie mógłby sobie tego przypomnieć...

-To był... Nie pamiętam co było na żaglach ale pamiętam pieczęć którą miał na pasie ich przywódca, to był topór z dwoma ostrzami, miecz i młot, w równych odstępach od siebie, topór z lewej, miecz pośrodku a młot z prawej.

Czkawka nucił i myślał ale nie mógł sobie tego przypomnieć, najprawdopodobniej było to plemię zbyt odległe żeby został o nim nauczony nawet jako syn wodza, będzie musiał zdobyć księgę plemion, a taka naprawdę kompletna znajdowała się tylko w jednym miejscu na archipelagu barbarzyńców, w bibliotece mięsogłowych, którą odwiedził kiedy ojciec wyciągnął go na spotkanie dyplomatyczne.

Czkawka zdecydował skierować swoje myśli na bardziej produktywny tor.

-Jacy są członkowie twojej rodziny?

-Mój ojciec nazywa się Rydzik, odebrał wykształcenie medyczne w samym Rzymie, był częścią legionów i po zakończeniu służby chciał już tylko spokojnego życia, ma piwne oczy i czarne włosy, to dobry człowiek, ale ma ognisty temperament, niektórzy porównywali go do wikinga, oczywiście po cichu i za plecami, w końcu w całej wiosce tylko on znał się na leczeniu ludzi.

Czkawka mruknął rozbawienie, ojciec Welina był zdecydowanie ciekawą osobą, zanotował w myślach żeby zapytać go o Rzym kiedy już go odnajdą.

-Mama... Ana, spokojna i delikatna osoba, unika konfliktów, jest płochliwa, zawsze lubiła mity i legendy, chciała szkolić się na kapłankę ale też nie chciała opuszczać wioski, spędziła całe życie w naszej wiosce, ma jasnoniebieskie oczy i włosy w kolorze słomy i taką pełną twarz i masywne piersi.

Welin zatrzymał się na chwilę, wspominając z uśmiechem, potem się skrzywił.

-Nie musisz wszystkiego mówić teraz.

Oczy Welina zabłysły determinacją.

-Muszę.

Czkawka nic nie powiedział, pozwalając swojemu przyjacielowi zebrać myśli.

-Ania, Anna, Anastazja, moja młodsza siostra, jej oczy są żółte, bardzo charakterystyczne, nazywałem ją małym smokiem, zawsze była skoczna i radosna, aż do irytacji, włosy miała naprawdę ogniste, wściekle czerwone, była.. Jest za młoda żeby zbyt wiele rozumieć, ledwo cztery lata.. Teraz pięć.

-I w końcu mój przybrany brat, Eret, kiedy w pobliskim mieście wybuchła zaraza tata poszedł tam, leczył Ereta, ale cała jego rodzina umarła, więc go przygarnął, miał wtedy piętnaście lat, teraz powinien mieć jakieś dwadzieścia jeden, pomimo tego że jest ode mnie starszy o pięć lat zawsze nazywałem go młodszym bratem...

Czkawka zachichotał, Szczerbatek wydał pomruk zadowolenia, odpychając złe wspomnienia, leżeli w komfortowej ciszy jeszcze przez jakiś czas po czym zasnęli.

Ostatnia KreacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz