Drekimamadur zdołał w końcu przewrócić Szczerbatka, ledwo, ale jednak, tyle że jego triumf nie trwał więcej niż ułamek sekundy, zanim sprytnym ruchem ogona jego przeciwnik zrzucił go z siebie i sam przyszpilił.
I oczywiście pomyślał o unieruchomieniu jego ogona, żeby nie mógł wykorzystać jego własnej sztuczki, zawarczał a Welin zachichotał.
-Wygrałeś.
Wymamrotał Czkawka, kiedy tylko Szczerbatek go puścił rzucił się, toczyli się warcząc kilkanaście sekund zanim zostali zatrzymani.
Drekimamadur spojrzał w górę łapy czarniejszej niż smoła i w rozbawione, pełne miłości oczy Drekiskapari.
-Chodźcie za mną.
Podążyli za nią.
-Gdzie idziemy?
Czkawka zapytał, Drekiskapari tylko się uśmiechnęła.
W końcu zatrzymali się przy strumieniu, Drekiskapari przykucnęła.
-Wskakujcie.
Wyraźnie skinęła na swój grzbiet, wymienili spojrzenia i weszli, jakiś pierwotny instynkt sprawił że uczepili się płyt grzbietowych nocnej furii zanim zorientowali się że to robią.
Zanim zdążyli pomyśleć żeby przestać Drekiskapari jednym susem znalazła się na krawędzi jaskini a drugim w powietrzu, rozkładając swoje wielkie skrzydła na pełną szerokość.
Czkawka rozejrzał się, widok z grzbietu smoczycy był naprawdę niesamowity, racja, myślał tak już wcześniej, ale teraz miał wzrok lepszy co najmniej o rząd wielkości, jeśli nie więcej, z zdumieniem zdał sobie sprawę jak naprawdę dobry jest jego wzrok, pomimo tego że lecieli na wysokości około trzech kilometrów mógł zobaczyć pojedynczy krzak.
-Nadszedł czas na naukę latania!
Czkawka zdążył złożyć tylko jedną spójną myśl.
O o.
Jednym ruchem smoczyca przewróciła się, Czkawka i Szczerbatek odpadli od jej grzbietu piszcząc z przerażenia.
Otworzyli skrzydła, chwiali się w powietrzu, jednak rzeczywiście szybowali! Już za pierwszą próbą!
Też czuli coś dziwnego, wydawało im się że widzą wiatr, tak jak widać fale na morzu, ale wrażenie było niezwykle dziwne i ulotne, trudne do uchwycenia.
Drekiskapari była pod nimi, uśmiechając się i mrucząc całą swoją dumę i miłość.
Szybowali jeszcze przez jakiś czas, jednak ich skrzydła, o ile silne, nie były jeszcze wyćwiczone, Drekiskapari łatwo wychwyciła ich zmęczenie i podleciała bliżej, pozwalając im wylądować na swoim grzbiecie.
Ponownie chwytając się płyt grzbietowych, wymienili zachwycone spojrzenia, obaj jednocześnie powiedzieli jedno słowo.
-Łał.
###
Czkawka mocno pomachał skrzydłami, wzburzając falę wody która uderzyła Szczerbatka w twarz, natychmiast odpowiedział tym samym i ćwiczenie zamieniło się w zabawę.
Ćwiczyli swoje skrzydła w wodzie, żeby mogły ich dłużej utrzymać w powietrzu i żeby mogli naprawdę latać a nie tylko szybować, byli po prostu za słabi na to, a przynajmniej na razie.
W sensie, dopóki nie znaleźli sposobu żeby zmienić to w zabawę, mały staw znajdujący się na jednym z rogów ich jaskini okazał się być idealnym miejscem do tego.
W ciągu ostatnich tygodni Czkawka bawił się częściej niż w ciągu ostatnich kilku lat, nie wiedział czy to wina jego mózgu pisklęcia, czy też tego że po prostu ktoś chciał się z nim bawić, też nie dbał o to za bardzo.
Miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Machnięciem skrzydła posłał kolejną falę w Szczerbatka, ten zręcznie jej uniknął i sam odpowiedział, Czkawka też wykonał unik iiiii.
woda opadła na niego z góry, potrząsnął głową i spojrzał się w kierunku nieoczekiwanego zagrożenia.
Drekiskapari uśmiechała się psotnie a jej ogon machał za nią.
O o.
Mały staw eksplodował, woda rozleciała się na wszystkie strony, a ośmiuset kilogramowy gad uśmiechnął się, miny piskląt zrzedły i uciekli piszcząc z udawanego przerażenia.
###
Drekimamadur i Szczerbatek zeskoczyli z grzbietu Drekiskapari, rozłożyli skrzydła i zaczęli szybować.
Czkawka złożył skrzydła na chwilę, wchodząc w lot nurkowy, po czym wygiął ogon do góry i ponownie rozłożył skrzydła, kierując się niemal pionowo do góry, ale równie szybko zaczął z powrotem opadać, wrócił do szybowania i eksperymentalnie uderzył skrzydłami, trzymając je lekko nachylone do przodu, to nadało mu trochę pędu.
Zaczął machać skrzydłami, zwiększając prędkość, spróbował skręcić, zmieniając ułożenie płetw ogonowych, jednak to nie wystarczyło, przewrócił się kilkukrotnie zanim odzyskał równowagę.
Ważna rzecz, do latania używa się całego ciała.
Z tym uświadomieniem poleciał w kierunku Welina, który też zaczynał przechodzić z szybowania do lotu, przewrócił się kilkukrotnie w powietrzu ale zmniejszał odległość, tyle że jego skrzydła wciąż nie były wystarczająco silne, mięśnie paliły go jakby Śmiertnik Zębacz zionął w niego ogniem... a, tak, złe porównanie, teraz to by pewnie nawet nie bolało.
Drekiskapari szybko znalazła się pod nim, jak zwykle z łatwością dostrzegając wyczerpanie, sprawnie zwiększyła wysokość sprawiając że rozpłaszczył się na jej grzbiecie i odruchowo uczepił płyt grzbietowych, szybko zrobiła to samo z Welinem i wrócili do jaskini.
-Więc jak się podobał pierwszy lot?
-Niesamowity.
Wydyszał Czkawka, Welin mruknął na potwierdzenie, Drekiskapari się uśmiechnęła, mrucząc z zadowolenia.
Następne dni spędzili głównie na lataniu dopóki starszy smok siłowo nie zdjął ich z nieba, za każdym razem odzywało się wyczerpanie i bóle, ale nie przestali, wciąż ucząc się tej umiejętności z istnym fanatyzmem.

CZYTASZ
Ostatnia Kreacja
FanfictionLeżąc związany na plaży Czkawka myślał że to jego koniec. Był tego jeszcze bardziej pewien, kiedy złote, gadzie oczy wbiły w niego przenikliwe spojrzenie. Nie mógł się bardziej mylić.