Viggo

63 9 0
                                    

Statek zbliżał się miarowo do niewielkiej wysepki, nie mającej nawet skrawka trawy na swojej powierzchni, jej północna część zawierała zatokę, do której kierował się statek, ale cała reszta jej wybrzeża była otoczona ostrymi klifami, powierzchnia była podobnie niegościnna, a kamienne formację zasłaniały marynarzom wszystko, co znajdowało się poza zatoką.

Człowiek bez hełmu o włosach w kolorze ciemnego brązu, w czarnej skórzanej zbroi z ciężkimi stalowymi naramiennikami, z ozdobnym mieczem przewieszonym przez plecy, stał na rufowej nadbudówce, obserwując, analizując, myśląc, planując.

Potencjalnemu przeciwnikowi łatwo byłoby ustawić zasadzkę w takim terenie, ale jasno wyrazili oni swoje intencje, oczywiście to mogło być kłamstwo, pułapka zastawiona przez Drago żeby go zlikwidować, jednak warunki umowy drastycznie odbiegały od tego, w jaki sposób Drago Krwawdoń podszedłby do oszustwa, nie, to był ktoś inny, nieznana siła która wie jak kontrolować smoki i jest gotowa wykonywać zadania w zamian za odpowiednie informację, możliwe że to tylko jeden najemnik, który poszukuje kilku osób które, zgodnie z opisami, mogą być zaginionymi członkami jego rodziny, albo celem zemsty, mogła to też być inna siła, nowa, nieznana, chcąca współpracy z nim albo jego eliminacji, najwyraźniej obawiająca się konfrontacji z nim na jego własnym terenie.

Viggo Czarciousty zszedł po schodach z boku nadbudówki rufowej, dalej rozważając.

Bez wątpienia możliwość kontrolowania smoków była kusząca, wystarczająco kusząca żeby dał się wciągnąć w potencjalną pułapkę, od ilości możliwości dawanych przez niezawodną kontrolą nad smokami aż zakręciło mu się w głowie, zwiadowcy mogliby bez przeszkód podróżować przez terytorium wroga, widzieć rozłożenie jego sił z bezpiecznej wysokości i bez przeszkód wrócić, nigdy nawet nie zostając zauważeni, a nawet jeśli, to i tak kompletnie nietykalni, podobnie nietykalni byliby posłańcy, armię poruszające się szybciej niż wrodzy posłańcy... Było tyle możliwości....

Zdecydowanie chciał zdobyć te sekrety.

Kiedy sfinalizował tą myśl, był już przy bakburcie statku, gdzie przygotowywana była szalupa, niedługo był już w drodze wraz z bratem i dwudziestoma najlepszymi wojownikami jakich mógł znaleźć, a także kilkoma niespodziankami.

Po wylądowaniu musieliby iść wąską ścieżką między wysokimi skałami, był to miniaturowy kanion, niewiarygodnie łatwe miejsce na zasadzkę, Viggo uniósł rękę i się zatrzymał, a z nim cała reszta.

-Jeśli myślisz że wejdę w tak oczywistą pułapkę, jesteś głupcem.

Odpowiedź nie nadchodziła, Rykker otworzył usta, ale Viggo dał mu znak żeby był cicho, po chwili usłyszeli kroki, a zza zakrętu wyszedł masywny człowiek, wysoki na dwa metry i szeroki w barach jak szafa, zdecydowanie bardziej umięśniony niż gruby, przy jego pasie wisiał młot bojowy, miał na sobie skórzaną zbroję, kolczugę zakrywającą tylko brzuch i hełm z naprawdę dużymi rogami.

-Nie zamierzam cię atakować, o ile ty tego nie zrobisz.

Viggo skinął głową, całkowicie fałszywy uśmiech pojawił się na jego ustach.

-Może tu podejdziesz, zamiast do mnie krzyczeć?

To pytanie nie było pytaniem, wiele plemion wikingów miało dziwny zwyczaj przekrzykiwania się z między wodzami, dla Viggo było to tylko to, głupi zwyczaj służący do okazania dominacji i ewentualne narzędzie, to co teraz powiedział byłoby poddaniem się w takim idiotycznym pojedynku na krzyki, twarz wikinga nawet nie drgnęła, był nieco zdziwiony, większość przynajmniej by się uśmiechnęła pod nosem.

-Dobrze.

Mężczyzna bez wahania podszedł do niego, jakby nie przejmując się że zostanie otoczony grupą wojowników.

Ostatnia KreacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz