Najpierw był ból, okropny i potężny, poza tym co kiedykolwiek myślał że jest możliwe, jednak wkrótce nadszedł mrok.
Nie było nic, żadnego uczucia, żadnej myśli.
Z czasem i to się skończyło, a Czkawka wziął oddech.
Otworzył oczy, jednak szybko je ponownie zacisnął, było za jasno żeby patrzeć, syknął z bólu.
Jednak nie był to jedyny zmysł jaki miał do dyspozycji, słyszał wiele rzeczy, gwizd wiatru, swój oddech, a nawet bicie serca, szelest jaki wydawał kiedy jego ciało ocierało się o skałę.
Zanim zdążył zdać sobie sprawę że słyszy znacznie więcej niż powinien, wciągnął powietrze nosem, poczuł zapach smoczycy, zapach kamienia, zapach wilgoci.
Chwila, od kiedy wilgoć ma zapach?
Z tym uświadomieniem otworzył oczy, tylko po to żeby ponownie je zamknąć, spróbował po raz trzeci, tym razem ostrożnie mrużąc oczy, powoli zaczął rozpoznawać otoczenie, był w jaskini, smoczyca owijała się wokół niego, jak to wiele razy, podniósł ręce do oczu.
Jego palce były czarne, miały wyraźnie jeden staw, w przeciwieństwie do ludzkich i były zakończone czarnymi pazurami, które same mogły się zginać na łączeniu z palcami, przeniósł wzrok do nadgarstka, czy raczej miejsca w którym powinien być, jednak o ile mógł zginać swoją nową "rękę" w łokciu, to nadgarstek zwyczajnie nie istniał.
Przez chwilę bezmyślnie bawił się swoją kończyną, jednak w końcu pozwolił jej opaść bezwładnie, jest teraz smokiem, i patrząc po rozmiarach, co najwyżej dzieckiem, spuścił głowę, nie wiedząc co myśleć ani co robić.
Ćwierkanie przerwało jego ponurą pozę, uniósł wzrok na Drekiskapari, smoczyca zamruczała głęboko, dźwięk był fizycznie odczuwalny, następnie pochyliła się i liznęła go w głowę, wyrwał mu się pisk, a smoczyca zachichotała.
Wypuściła go z uścisku, pozwalając mu rozpłaszczyć się na kamieniu, burknął z irytacją i wydał bezsłowne mamrotanie.
Jego brzuch zdradziecko burknął akurat w tym momencie, odwracając jego uwagę od tego problemu, Drekiskapari pochyliła się, wydała dudniący dźwięk i wypluła na wpół strawioną rybę przed Czkawkę, natychmiast się cofnął, albo przynajmniej spróbował to zrobić, bo próba wstania na łapy skończyła się tylko upadkiem.
Z zachęcającym pomrukiem smoczyca popchnęła Czkawkę do ryby, spróbował się zaprzeć, ale jego kończyny były słabe i nieskoordynowane, nigdy wcześniej nie używane, wkrótce miał ohydne danie tuż przed nosem.
Spojrzał się błagalnie na smoczyce, odpowiedziało mu niewzruszone, surowe spojrzenie i warknięcie, spróbował wyciągnąć rękę po jedzenie, ale natychmiast się przewrócił, próbując wstać, więc zamiast tego otworzył szczęki i chwycił nimi jedzenie, spróbował je przeżyć ale szybko zdał sobie sprawę że to bezcelowe, z powodu zupełnie odmiennej budowy policzków, więc po prostu to przełknął, o dziwo nie smakowało źle.
Zjadł resztę posiłku i odruchowo się oblizał, spróbował wstać i tym razem udało mu się podnieść na cztery łapy, rozejrzał się wokoło, był w tej samej pieczarze w której Drekiskapari go przemieniła.
Spróbował zmienić położenie jednej z łap i natychmiast się przewrócił, wrócił z powrotem na łapy z rosnącą irytacją, poświęcił dłuższy czas na próbę chodzenia, co w końcu mu się udało po kilkunastu minutach.
Na próbę obszedł pieczarę która była dla niego teraz jak najbardziej widoczna, miała co najwyżej trzydzieści metrów głębokości i szerokość może ośmiu, trudno było oceniać kiedy nagle twoje rozmiary się zmieniły.
CZYTASZ
Ostatnia Kreacja
FanficLeżąc związany na plaży Czkawka myślał że to jego koniec. Był tego jeszcze bardziej pewien, kiedy złote, gadzie oczy wbiły w niego przenikliwe spojrzenie. Nie mógł się bardziej mylić.