Noc była cicha i spokojna, tak, jak powinna, bydło pasło się na polach, wikingowie siedzieli na wieżach wartowniczych a inni spali w swoich domach, dwa mroczne smoki odpoczywały po wielogodzinnej zabawie w lesie.
Głośny ryk ogłosił początek ataku.
W odpowiedzi dwukrotnie rozbrzmiał róg, wikingowie wstawali z łóżek, uzbrajali się i wybiegali na ulicę, ci którzy zajmowali się już patrolowaniem wioski w nocy, organizowali całe grupy, byli to wybrani kompetentni dowódcy, specjalnie po to, żeby byli przytomni w nocy i spali w dzień, dzięki temu byli całkowicie przytomni i gotowi kiedy nadchodził atak.
Dwa cienie wzbiły się w powietrze, dwie pary zielonych oczu ujrzały początkowe walki, większy smok mignął do przodu bez zastanowienia, drugi smok patrzył się przez chwilę na bitwę i pospieszył za nim, z niewypowiedzianym żalem w oczach.
Czkawka poruszył swoimi falbankami, zakłócając sygnały emitowane przez smoka Alfa, smoki całkowicie straciły cel i koordynację, kręcąc się bez sensu, pozostając w miejscu, kontynuując walkę, wydając każdy odgłos dezorientacji i szoku jaki tylko mogli.
Większość smoków poleciała na wschód, do gniazda, jednak coś około jednej trzeciej skierowało się na zachód i na południe.
Jakieś dwa śmiertniki skierowały się prosto na zachód, z dala od gniazda, skrzecząc z przerażenia i dezorientacji.
Rozległ się trzask i jeden z nich oberwał bolą z manglera, spadał do oceanu, bezsilnie skręcając się w linach, jego szkarłatne łuski były wyraźne nawet w nocy, bez namysłu Czkawka zanurkował za nim, ale był za daleko żeby móc dotrzeć na czas, z pluskiem smok zniknął pod powierzchnią.
Jednak Czkawka się nie zatrzymał, wziął głęboki oddech i woda go otoczyła, skręcający się, tonący kształt znikał w głębinach, nocna furia ciasno dopasowała skrzydła do ciała i użyła płetw ogonowych jako napędu, szybko podążając za tonącym śmiertnikiem.
Owinął jego szyje łapami, spanikowany smok próbował wbić swoją kościaną koronę w jego łapy, ale łuski nocnej furii ponownie wykazały się niewiarygodną wytrzymałością, nie zostały nawet spenetrowane, położył głowę z boku szyi Śmiertnika i zamknął oko, pozbawiając go możliwości ugryzienia go w głowę i szyję, Czkawka skierował się do powierzchni, a potem w stronę piaszczystej plaży którą wypatrzył, smok wciąż się miotał i gryzł, ale nie mógł dotrzeć do żadnej wystarczająco wrażliwej części jego ciała.
Czkawka puścił śmiertnika i szybko się cofnął unikając wszystkich ostrych krawędzi którymi spanikowany smok musi próbować go zranić, jednak śmiertnik nie próbował go atakować, był zbyt zajęty wykaszlywaniem wody z swoich płuc i zrzucaniem ostatków poszarpanych boli.
Czkawka dopiero teraz zaczął myśleć o tym, co zrobił.
Uratowałem jakiegoś losowego śmiertnika zębacza przed utonięciem, ryzykując nadzianie się na jego kolce, przynajmniej nikt w wiosce nie widział tego, było to zbyt daleko, bo od razu posypałyby się oskarżenia o zdradę.
Czkawka usłyszał łopot skrzydeł zbliżający się szybko.
O o.
Duży ciężar wylądował na Czkawce, płasko rozkładając go na piasku i wypychając mu powietrze z płuc.
Smok warczał mu do ucha, Czkawka zesztywniał i przełknął ślinę.
-Ty... Ty głupi... Szalony....
-Ciebie..... Uch, ciebie też miło widzieć Welin.
Śmiertnik syknął i rozłożył kolce z ogona, Szczerbatek zeskoczył z Czkawki i obaj momentalnie utworzyli zgodny tandem, śmiertnik machnął ogonem, przygotowując się do ataku na Welina, ale Czkawka wpadł na pomysł.

CZYTASZ
Ostatnia Kreacja
FanfictionLeżąc związany na plaży Czkawka myślał że to jego koniec. Był tego jeszcze bardziej pewien, kiedy złote, gadzie oczy wbiły w niego przenikliwe spojrzenie. Nie mógł się bardziej mylić.