Part 12

2.9K 187 45
                                    


Anja

Liczyłam, że tylko podrzuci mnie do szpitala, ale on wjechał na parking i wszedł ze mną do środka. Siostra wysłała mi szczegóły, więc przynajmniej wiedziałam, gdzie iść. Główne wejście. Windy po lewo za szatniami. Ostatnie piętro. Sala numer sześć za dyżurką pielęgniarek.

Po wejściu do środka uderzył mnie jedyny w swoim rodzaju zapach Lizolu i wybielaczy. Skrzywiłam się. Nienawidziłam go, bo źle mi się kojarzył. Ze szpitalem, ze śmiercią, z irytującym uszy dźwiękiem, jaki wydawały urządzenia do podtrzymywania życia. Czym bliżej byłam wind, tym wolniej szłam. Za to szybciej oddychałam.

Zaraz będę się hiper wentylować ze zdenerwowania.

Nie rozmawiałam z mamą od kilku tygodni. Nic nowego, ona też nigdy nie dzwoniła do mnie sama z siebie. Kontaktowała się, jak czegoś potrzebowała. Ja też nie czułam takiej potrzeby. Nie byłyśmy blisko. Ostatnio chciała, żebym przyjechała na dłużej niż dwa dni. Co niby miałam jej powiedzieć? Że mąż gangster mi nie pozwala? Że musiałabym zabrać ze sobą ochronę?

A to wszystko wymówki, żeby uspokoić sumienie.

– Nie musisz iść ze mną.

– Ta ciąża wyprała ci mózg? – nacisnął numer piętra w windzie.

Zatrzymałam go przed wejściem na oddział, tarasując sobą przejście.

– Nie chcę, żebyś tam ze mną szedł – powiedziałam na skraju paniki.

– Poczekam tutaj.

Rozsiadł się na krzesełku na wprost wejścia. Czym bliżej byłam sali chorych, tym bardziej było mi niedobrze. Żołądek skręcał się boleśnie. Przed samym wejściem ściągnęłam obrączkę oraz pierścionek i schowałam do kieszeni. Spodziewałam się monitorów godnych OIOM, ale w sali było cichutko. Moja siostra czytała książkę.

Mama miała zamknięte oczy, chyba spała. Leżała na środkowym łóżku sposób trzech w tej sali. Wyglądała źle a nawet bardzo źle. Jakby w ciągu tych kilku tygodni postarzała się o co najmniej dwadzieścia lat. Nie miała nawet sześćdziesięciu czterech. Nie, przyjemniej do pierwszego listopada! Była cała żółta, w okropnym niezdrowym odcieniu. Miała złożoną sondę przez nos. Na stoliku obok stałą pompa infuzyjna z jakimś lekiem. Z wieszaka leciała kroplówka, opisana czarnym mazakiem. Etykieta była żółta więc to zapewne NaCl z jakimiś dodatkami.

– Hej.

Siostra podniosła głowę. Zajęło jej chwilę, żeby zatrybić kim jestem. Zamknęła książkę z nieprzyjemnym trzaskiem i odłożyła na łóżko obok. Na parapecie okna dostrzegłam stojące torby. Tablet w czerwonej skórzanej oprawie leżał wraz z komórką na krześle obok niej.

– No w końcu.

Nie ma to jak miłe, wylewne i ciepłe powitanie. Podeszłam bliżej. Uścisnęła mnie niepewnie. Widziałam, jak ukradkiem otarła łzy. Mi też jakoś zachciało się płakać.

– Jak mama?

– Nie spodziewaj się za dużo. Ma przebłyski świadomości, ale to tyle. Trzustka jest w fatalnym stanie, zrobili zabieg ratujący życie. – Zacisnęłam dłonie w pięści. – Onkolog powiedział, że nie ma czego zbierać. – W jej oczach pojawiły się łzy. Sięgnęła po chusteczkę. – Jest na lekach sto razy silniejszych od morfiny.

– Fentanyl? W jakiej dawce?

– Dwudziestki.

Usiadłam na krzesełku, ściskając pasek torebki. Czułam się otępiała emocjonalnie. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć albo zrobić. W głowie była totalna pustka.

Mirror Mine - Baleary tom #7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz