Patrick
Waliłem w worek treningowy, jakbym miał przed sobą pierdolonego Javiera Delgado osobiście i mógł mu z głowy wybić, każdy pojebany pomysł, jakim podzielił się w Chicago. Ta cała sytuacja sprawiała, że wszystko działało mi na nerwy. Musiałem się dobrze pilnować, żeby nie dać Anji odczuć targającej mną wściekłości.
Od powrotu z Polski minął tydzień, a dzisiaj miało się odbyć moje przyjęcie urodzinowe. Przejrzałem listę gości w samolocie i kazałem usunąć parę osób. Nie było mowy, żeby w domu znalazł się ktokolwiek, kto mógłby chlapnąć Anji coś niepotrzebnie. Niby z prawdą jak z dupą, każdy ma swoją, ale w tej sytuacji moje będzie na wierzchu. Jakoś zupełnie w tym roku nie ciągnęło mnie do świętowania a za dużo rzeczy wyprowadzało z równowagi, sprawiając, że traciłem swoje legendarne opanowanie.
– Trudne przemyślenia? – doszedł mnie między uderzeniami głos Adama.
Łypnąłem na niego, waląc zapamiętale w worek.
– Dopilnuj, żeby Delgado zrozumiał, dlaczego nie jest mile widziany.
– To nierozsądne.
Kolejny dobrze wyprowadzony cios w worek sprawił, że zadygotało całe mocowanie przy podwieszeniu sufitowym.
– Gówno mnie to obchodzi! – warknąłem nieprzyjemnie. – Jestem szefem tej organizacji i mogę robić, co mi się podoba, nawet wyjebać Hiszpanów z całego układu, jeśli taka będzie moja wola!
– A wszystko to z powodu...
Zrobiłem krok do tyłu i odwróciłem się do niego.
– Nie radzę... – ostrzegłem z wściekłością.
Adam zdjął koszulkę i sięgnął po owijki, pozbywając się po drodze japonek z nóg.
– Skoro Marco jeszcze nie ma, to może podyskutujmy?
– Jak chcesz dostać wpierdol i jutro wyglądać, jakbyś wpadł na niezapowiedziane spotkanie z korsykańską mafią, to zapraszam. – Kiwnąłem głową w stronę ringu.
– Obiecuję, nie obić ci tej buźki, żebyś dziś dobrze wyglądał – zapewnił arogancko z szerokim uśmiechem, który dodatkowo mnie wkurwił. Patałachowi wydawało się, że mój gniew stanie się przyczyną porażki. Niedoczekanie.
– Zapraszam do świątyni – szydziłem, przechodząc między olinowaniem.
– Wyłączyłeś kamery? – spytał, zanim do mnie dołączył.
– Nie, kurwa, lubię jak nasze sekrety się nagrywają – warknąłem, sprawdzając owijki na dłoniach.
Adam przekroczył olinowanie ringu i nawet jeszcze dobrze nie stanął na nogach, jak zaatakowałem. Sparował cios, zgodnie z moimi oczekiwaniami.
– Zacznijmy od tego – sapnął, blokując ramieniem cios w żebra – że powinieneś jej powiedzieć już dawno temu.
– Kiedy? – spytałem, parując cios kolanem.
– Gdzieś, kurwa, pomiędzy kolacją u Emilio a przyjęciem z Giovannim – odparł, zasłaniając się, żeby moja pięść nie zostawiła na jego twarzy potężnego siniaka. Udało mu się przywalić mi w splot słoneczny. Szczęście w nieszczęściu, że napięte mięśnie złagodziły cios, ale i tak bolało jak sukinsyn.
– Byliśmy zajęci sto pięćdziesiątką! – rzuciłem na wydechu, cofając się nieznacznie. Wystrzelił nogą do góry, a ja ledwo zdążyłem się odchylić, żeby nie dostać w głowę.
CZYTASZ
Mirror Mine - Baleary tom #7
RomanceŻyję jak w bajce... tylko nie tej, co potrzeba! Poślubiłam przystojniaka, który zrobił mi dziecko, a potem ożenił się ze mną! Brzmi jak bajka? Na pierwszy rzut oka tak, za drugim razem marszczysz brwi a za trzecim pytasz siebie: co do k**wy. Od dwóc...