Part 3

3.2K 198 68
                                    


Anja

Nie bardzo podobał mi się fakt, że w naszym domu, gdzie przebywa nasza córka, odbędzie się przyjęcie na niemal siedemdziesiąt osób, w większości obcych dla mnie twarzy. Cała śmietanka towarzyska organizacji wraz z partnerkami. Taka doroczna dwudniowa impreza. Jak polskie wesele z poprawinami. Nie miałam w tym względzie nic do powiedzenia, a na moje obiekcje Adam niemal się obraził, a Marco dodał, że gdybyśmy zabrali stąd Antonię, byłoby to niedopuszczalne okazywanie braku zaufania do naszych ludzi. Patrick zbył mnie pocałunkiem w czoło, twierdząc, że mamy to pod kontrolą.

Razem z Lilly nadal byłam w kuchni, kiedy zaczęli pojawiać się pierwsi goście. Gia powinna tu być już pół godziny temu, ale ani nie dała znaku życia, ani nie napisała nawet SMS–a, że się spóźni. Oczywiście nic nowego. W końcu nie byłam moim mężem, to po co się wysilać. Toni natomiast podobało się w kuchni. Dziesiątki dźwięków, zapachów, kolorów i języków. Rozglądała się chciwie za wszystkim, okręcając głowę.

Usiłowałam ją zabrać na górę, żeby zacząć się szykować, ale jak tylko dochodziłam do drzwi, zaczynała wrzeszczeć. Lilly chciała wziąć ją na ręce, ale kończyło się upiornym wyciem. Posadzona w foteliku tolerowała sytuację, mając wszystkich w zasięgu wzroku. Szło całkiem nieźle. Byłam na pierwszym schodku, słysząc przenikliwy pisk. Z rezygnacją wróciłam. Spotkałam Lilly w połowie drogi.

Od strony garażu nadchodziła Gia, Demetrio i Patrick. Szła między nimi taka radosna, świeża i urocza. Niby nie miała brać udziału w przyjęciu a zajmować się dzieckiem, ale odwaliła się niczym pani domu. Poczułam palącą zazdrość.

– Przepraszam! – zawołała Gia, z absolutnie żadną skruchą. – To moja wina. Auto nie chciało mi zapalić, potem się spóźniłam, ubrudziłam sukienkę, musiałam się przebrać i wszystko idzie dzisiaj nie tak, co aniołeczku? – otarła łzę z policzka Antonii.

Mój mąż zmierzył mnie zaskoczonym spojrzeniem, zauważając przepoconą koszulkę, szorty i japonki. Cóż, bycie mamą na pełen etat, nie jest łatwe, kiedy opiekunka zabujała się w twoim mężu. Zwłaszcza z dzieckiem, które ma jego geny. Wziął na ręce Antonię, a ona jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uśmiechnęła się po głębokim westchnięciu. Mały Judasz.

Ale chuj z tym! Okręciłam się na pięcie i pobiegłam po schodach na górę. Niech oni się teraz martwią.

Żeby dotrzeć do naszej sypialni, trzeba było okrążyć galerię okalającą hol na dole. Zatrzymałam się słysząc głosy. A więc goście zaczęli przybywać. Zerknęłam na dół. Ktoś właśnie witał się z Patrickiem. Gia stała u jego boku jak przykładna żona i uśmiechała się promiennie. Gdybym widziała ten obrazek pierwszy raz i nie znała prawdy, pomyślałabym, że jest jego żoną. Tonia nie miała nic ze mnie, ale wszystko z niego i jej południowego uroku. Ciemne włosy, czekoladowe oczy.

Ona w zwiewnej ciemnozielonej sukience z rodzaju tych, co to możesz iść na bal, ale też i na plażę. Szczupła z małymi sterczącymi cyckami. Długie, gęste włosy spływały na plecy falami. On bożyszcze kobiet z czterdziechą na karku i paroma siwymi nitkami we włosach, ale nawet dwudziestolatki wodziły wzrokiem za tą przystojną buźką, a moczyły majtki, patrząc na ciało i wyobrażając sobie, co kryje się pod ubraniem.

Idealna para.

Wślizgnęłam się pod prysznic, nie mogąc wyrzucić z głowy tego widoku. Ilekroć przymykałam oczy, widziałam ich stojących razem jak szczęśliwa rodzina. Byłam wystarczająco zdemotywowana krzykami mojego dziecka i niezliczoną ilością jedzenia, które dzisiaj wtarła mi we włosy i skórę, żeby jeszcze być w stanie zignorować ten obrazek.

Mirror Mine - Baleary tom #7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz