Part 29

3.2K 214 123
                                    


Patrick

Wiadomości na mailu nie spodziewałem się tak szybko. Cholerna Amira z Interpolu chyba wykrakała do Adama, że przeszłość ugryzie nas w dupę. A ta właśnie otwierała paszczę, pełną śmiercionośnie ostrych zębów szykując się do ataku. Zacząłem bębnić palcami po udzie.

Email zawierał obszerny artykuł o wypadku samochodowym w niewielkiej mieścinie na południu Portugalii. Ojciec rodziny zasłabł w aucie. Z nadmierną prędkością wszedł w niebezpieczny zakręt drogi. Tragedia gotowa. Wypadł z niego wprost na skały, a przypływ załatwił resztę. Mężczyzna miał czwarte stadium nowotworowe i nie zostało mu więcej niż pół roku życia.

Tragedia jakich wiele.

Z jednym drobnym szczegółem.

Do wycinków z gazety dołączone były zdjęcia rodziny, których gazeta nie opublikowała ze względu na traumatyczne przeżycia i chęć zapewnienia żałobnikom spokoju. Nie chcieli im przysparzać kolejnych problemów. Tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja. Notka na marginesie brzmiała: „znów jesteś mi dłużny". Pierdolona rodzina Delgado, która trzymała mnie nieco w szachu, zapewniała Filipowi Montrose bezpieczeństwo na końcu świata w Sagres w Portugalii.

Obejrzałem zdjęcia z pogrzebu. Nie było na nim zbyt wielu osób. Wdowa, dzieciaki, paru żałobników. Filip wybrał między mafią a miłością. Upozorował własną śmierć w Monte Carlo podczas wyścigu samochodowego.

I nie tylko swoją.

Żona Filipa nieco się zmieniła, odkąd ją widziałem ostatni raz. Dojrzała. Małżeństwo jak widać, im się układało, na ręku trzymała może trzyletnie dziecko. Córkę. Jasne loczki rozwiewał wiatr. Skóra zdjęta z matki. Wiedziałem, że mieli z Filipem czwórkę dzieci. Trzech synów i córkę. Wszyscy stali za matką przy samochodzie na jednej z fotek.

Obejrzałem kolejne i zamarłem. Ręka zawisła mi nad komputerem. Tego się nie spodziewałem. Pierdolony Javier Delgado trzymał coś w zanadrzu i teraz pewnie triumfował, że jest krok przede mną. Z ekranu wpatrywały się we mnie bardzo dobrze znane tęczówki.

Przymknąłem na chwilę oczy, oddychając głęboko!

Ja pierdolę, kurwa mać.

Nie mogłem tego zignorować, ani pozostawić w zawieszeniu.

Mieliśmy swój mały sekrecik. Ja i Javier Delgado. Javier stracił swojego najstarszego syna na rzecz mojej byłej żony. Filip zmarł, a Delgado chciał się wycofać. A wszystko to przez ostatnie zdjęcie. Uważał, że powinienem wziąć odpowiedzialność. Nie mogło być o tym mowy!

Wysłałem SMS do Adama, żeby się u mnie zjawił. Odpisał, że najwcześniej za godzinę. Spędziłem z pół godziny z Antonią i Anją nad basenem. Moja żona zapytała chyba z pięć razy czy wszystko w porządku. Za każdym razem zapewniałem ją, że tak, kłamiąc w żywe oczy. W końcu pojawił się Adam. Pocałowałem dziewczyny, ale Tonia nie miała ochoty się odkleić.

– Twoja kolej! – zaśmiała się Anja sięgając po tablet i wyciągając się wygodnie na leżaku.

– Będziesz grzeczna królewno?

Tonia uśmiechnęła się szeroko, obejmując mnie za szyję. Zabrałem ją ze sobą, razem z książeczką, która wydawała dźwięki zwierząt.

Wskazałem Adamowi na tablet i czekałem. Przytuliłem plecy córki do siebie i zaciągnąłem się unikalnym zapachem małego dziecka. Kochałem tego szkraba, nie mniej niż jego matkę. Obie były teraz priorytetem w moim życiu. A niedługo miał się urodzić mój syn. Nie chciałem, żeby się martwiła, żeby cokolwiek zmąciło delikatny uśmiech na twarzy, ale byliśmy o krok od naprawdę dużego problemu.

Mirror Mine - Baleary tom #7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz