Part 42

3.4K 260 153
                                    


Patrick

Pistolet wysunął się z rąk Rafaela i upadł na trawę. Kopnąłem go i poszybował w dół na skały. Potem wyprowadziłem prawy sierpowy. Gówniarz opadł na kolana.

– Nie – wyszeptane z przerażeniem słowa Anji, dotarły do mnie nieco z daleka.

Spojrzałem na Rafaela, a on wpatrywał się w mój bok. Przymknąłem oczy ze zniecierpliwieniem. Ja pierdolę, nie znowu. Dopiero jak zerknąłem w dół, zobaczyłem to co oni. Na wysokości talii po lewej stronie rozlewała się czerwona plama.

– Ty cholerny dupku! – wrzasnęła Anja, pierwsze łzy spłynęły po twarzy.

Natarła na Rafaela, który zdążył się już podnieść niezgrabnie. Cofnął się do tyłu. Zaczęła go okładać pięściami na oślep, a on nie bardzo się bronił przed uderzeniami. Zwłaszcza kobiety w zaawansowanej ciąży. Czyżby nie wiedział, jak sobie radzić z istotą na hormonowym haju? Zaśmiałbym się, ale sytuacja była dość poważna. Ewidentnie nie chciał uderzyć ciężarnej. Usiłował się bronić, ale użyła paznokci i drapała, gdzie popadnie.

Niemal mu współczułem. Niemal.

– Czym teraz różnisz się od Filipa?! No czym!? – wrzeszczała.

Antonia siedząca na trawie zaczęła płakać i zawodzić. Złapałem Anję pod biustem i odciągnąłem do tyłu. Zabolało jak skurwysyn. Zaczęła walczyć ze mną, żeby się wyswobodzić. Łzy spływały po zaczerwienionych z wysiłku policzkach.

– Anja! – ryknąłem na nią. – Stop!

Opanowując ból, złapałem oba wierzgające ramiona. Podciąłem jej nogi i opuściłem w dół delikatnie tak, że uklękła miękko na trawie przed naszą córką. Puściłem ją i zrobiła dokładnie to, co powinna. Objęła małą i przycisnęła do siebie. Oddychała ciężko. Z oczu płynął nieustanny potok łez, a tusz rozmazał się i czarna smuga powstała na policzku. Przycisnąłem dłoń do rany, mając wrażenie, że nie wykończy mnie kula, tylko krwotok.

– Naprawdę oddałbyś dla niej wszystko?!

– Tak! – nie zawahałem się, odpowiadając. Anja podniosła się na nogi, co w jej stanie było wyczynem, ale adrenalina robiła swoje. Ściągnęła sweter, który miała przewieszony na ramionach i usiłowała obwiązać ranę. Syknąłem z bólu.

– Musimy to opatrzyć. – Sięgnęła do kieszeni po telefon. – Siadaj! – rozkazała mi, wybierając numer.

Syknąłem, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Odszedłem jeszcze dobrych kilka kroków od urwiska. Nie było sensu kusić losu. Nie z ciężarną i dzieckiem. Jeszcze by jej przyszło do głowy zepchnąć go z niego w napadzie furii. Rafael stał i patrzył bezradnie, jak klapnąłem na trawę. Tonia uwolniona z ramion matki przytuliła się do mojego zdrowego boku. Przymknąłem oczy, słuchając, jak Anja wydaje komuś rozkazy.

– Jesteśmy na klifach. Od strony domu Adama i Sofii. Przynieś apteczkę, Rafael postrzelił Patricka – głos jej zadrżał. Spojrzała na młodego z zastanowieniem. – O ile nie będzie znów chciał mnie zepchnąć z klifu, to chyba już nie ma morderczych zapędów. – Dzieciak się zmieszał i cofnął jeszcze dalej. – Nie będziecie musieli go zabijać. Sama go zabiję.

Rzuciła telefon obok, odsuwając moje place od rany i przyciskając własne.

– Dam ci ten tron! Tylko zostaw nas w spokoju!

– I wszystko to dla kobiety? – nie dowierzał.

– Tak! – warknąłem, znów odwracając Anję w stronę Toni. Ja pierdolę, jak to kurwa boli. Starałem się oddychać płytko. Sięgnąłem po nóż leżący w trawie.

Mirror Mine - Baleary tom #7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz