Part 14

3.4K 204 62
                                    


Anja

Mama odeszła tego dnia rano. Jej oddech zaczął się załamywać. Pobiegłam po lekarza, ale jedyne co usłyszałam to spokojne: „Ona odchodzi. Proszę ją potrzymać za rękę. Być z nią." Nie chciałam tego wiedzieć. To bardzo dziwne, kiedy człowiek umiera. Nierealne. Oddycha, a potem nagle przestaje. Dłoń mamy zacisnęła się konwulsyjnie. Napięła się cała, jakby się przeciągała i rozluźniła, nie biorąc już kolejnego chrapliwego oddechu.

Patrzyłam na to z idealnym spokojem. Stałam tam, będąc biernym uczestnikiem, nie czując kompletnie nic.

Widziałam, jak moja siostra płacze, a szwagier ją przytula. Pociesza. A ja nawet tego nie oczekiwałam. Stałam jak w transie dopóki Patrick nie odwrócił mnie do siebie. Pogłaskał po policzku i pocałował w czoło. Nadal trzymałam mamę za rękę. Powiodłam wzrokiem za jego dłonią, gdy wyswobodził ją i położył na swoim sercu, zamykając mnie w objęciach.

Ze spokojem patrzyłam, jak lekarz sprawdza oznaki życia, a potem oznajmiła jak bardzo jej przykro. Wycofała się szybko z pokoju, zostawiając nas samych. Słyszałam, jak Patrick mówi coś do mojego szwagra, ale nie potrafiłam zrozumieć co.

– Chodź, pielęgniarki niedługo przyjdą zająć się twoją mamą.

Moja siostra nadal płakała. Lekarka podała mi dokumenty, które będą potrzebne do pochówku oraz pytała mnie o firmę pogrzebową. Widziałam, że Patrick chciałby pomóc, ale nie znał języka, wiec do akcji wszedł mój szwagier, który przejął papiery i zaczął coś tłumaczyć po angielsku. Wpatrywałam się w nich, ale to było jak oglądanie niemego filmu.

Dotarliśmy do USC i po krótkim czekaniu dostaliśmy akt zgonu. W torebce wciąż leżał mamy telefon i przyszło mi do głowy, że powinnam powiadomić naszą rodzinę. Widząc histerię siostry, byłam pewna, że zorganizowanie pogrzebu spocznie na moich barkach. Że już nie wspomnę o tych wszystkich osobach, do których powinnam zadzwonić, żeby poinformować o śmierci mamy. Na szczęście w domu pogrzebowym i na cmentarzu wszystko poszło sprawnie, z ustaleniem daty pogrzebu.

Udało mi się przebrnąć przez rozmowę z ciocią i wujkiem bez większym problemów. Ten ostatni postanowił przylecieć. Spędziłam większość dnia, wykonując telefony do znajomych i rodziny, gdy znalazłam kalendarz ze spisem numerów i osób. Litera po literze obdzwaniałam wszystkich. Robiłam to automatycznie, powtarzając od nowa te same słowa: „Nazywam się Anja jestem córką Małgosi. Mama odeszła dzisiaj rano. Pogrzeb odbędzie się w piątek za tydzień na cmentarzu na Marysinie o trzynastej." Słyszałam wielokrotne kondolencje, jak bardzo im przykro, i słowa pocieszenia, ale nic z tego nie docierało do moich emocji. Wybierałam kolejny numer i powtarzałam te same słowa, dziękując za wsparcie.

Patrick siedział naprzeciwko mnie z laptopem na kolanach. Wielokrotnie widziałam już, że jego telefon dzwoni, ale nie odebrał ani razu. Nie wiem, czemu to robił, bo mi było już wszystko jedno. Zapatrzyłam się na niego, a raczej przez niego, pytając sama siebie, dlaczego go kocham, przecież musi być jakiś powód. Nie potrafię sobie żadnego przypomnieć. I to sprawia, że zaczynam panikować.

Rozejrzałam się. Marco stal przy oknie i wpatrywał się w coś na dole. Fabi stał w kuchni i robił kolejną kawę. Wcześniej słyszałam też Nico. Wróciłam wzrokiem do męża, zadając oczywiste pytanie:

– Gdzie jest Demetrio?

Czułam na sobie spojrzenia pozostałych.

– Poleciał do domu.

– Czemu?

– Ponieważ Marco tu jest.

Spojrzałam na rzeczonego, a potem z powrotem na Patricka.

Mirror Mine - Baleary tom #7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz