Pov.Liam
Razem z Ashem patrzymy na dom osoby, którą podejrzewamy o wypadek brunetki. Wczorajszy dzień spędziliśmy na planowaniu, zdobywaniu adresu i szukaniu informacji o niejakim Simonie Murray, który jest właścicielem niewielkiej firmy remontowej, lecz nas interesuje jego czarny Nissan ten sam, który widzieliśmy na nagraniu.
Dostaliśmy wiadomość od Oscara że mężczyzna właśnie wyszedł z firmy. Teraz zapewne kieruje się w stronę domu, w którym czeka go niezbyt miłe przywitanie ale co poradzić, za błędy trzeba płacić.
W samochodzie panuje dobijająca mnie cisza, odkąd tylko wyszliśmy z domu nie zamieniliśmy ani słowa, wiem że Anderson jest jego bardzo dobrą przyjaciółką można by nawet powiedzieć, że w niektórych sytuacjach martwi się o nią bardziej niż o swoich kumpli. Nie mówię tego złośliwie czy z zazdrości, po prostu wiem że gdyby miał wybrać kogoś z nas albo Iris, wybrałby ją i nie tylko on by tak postąpił, Jacob zrobiłby dokładnie to samo.
***
Od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że ktoś nas obserwuje ale może to tylko przewrażliwienie po ostatnich sytuacjach.
Moją uwagę przykuł czarny samochód wjeżdżający na posesje, wymieniamy z Ashem szybkie spojrzenie i wychodzimy z auta. Umówiliśmy się że to Jones będzie mówił, bo zazwyczaj to właśnie on załatwia większość spraw więc ma wprawę.
Murray został już wcześniej poinformowany, że mają przyjść do niego ludzie praktykujący z wydawnictwa Miami News, dlatego bez zbędnych pytań zostaliśmy wpuszczeni na posesje.
- Witam, Panowie. - Sztuczny uśmiech Simona mówił, że nie jest zbytnio zadowolony z tego spotkania.
- Dzień dobry, Panie Murray. - Już na wstępie odezwał się Ash z równie sztucznym lecz bardziej przekonującym uśmiechem.
Facet gestem ręki wskazał abyśmy weszli do środka, kątem oka zauważyłem jak mężczyzna rozgląda się po patio. Simon wyglądał na spiętego, jednak starał się zachowywać naturalnie.
Ashton usiadł na fotelu naprzeciwko kanapy, ja stanąłem zaraz za fotelem, a szatyn usiadł na wcześniej wspomnianej kanapie.
- No dobrze, to może zacznijmy od tego co was do mnie sprowadza?
- Przeprowadzamy wywiad z ludźmi z okolicy, którzy mogli zauważyć bądź uczestniczyć w wypadku który miał miejsce dość niedawno bo 4 dni temu.
- Wybaczcie panowie ale dopiero dziś wróciłem z delegacji i nic mi o żadnym wypadku nie wiadomo.
- A może rozpoznaje pan tą dziewczynę? - Jones wyciągnął zdjęcie brunetki. Spojrzałem na mężczyznę, którego usta wygięły się w niesmaku.
- Nie znam. - Odpowiedział szybko... za szybko.
- Z tego co wiemy od sąsiadów z delegacji wrócił pan tydzień temu. - Wtrąciłem się, ten facet naprawdę zaczyna mnie irytować.
- Racja ale 2 dni temu wyjechałem by podpisać resztę dokumentów i dopiąć wszystko na ostatni guzik.
- Tyle że wypadek miał miejsce w sobotę, a z tego co pan mówi w delegacje wyjechał w niedzielę zgadza się? - W jego oczach widziałem niepewność, nie wiedział co zrobić, bo sam już gubił się we własnych kłamstwach.
Niespodziewanie telefon Murraya zaczął dzwonić, przez co facetowi ewidentnie ulżyło, jednak ja jak i brunet nie byliśmy pocieszeni tym faktem.
Mężczyzna przeprosił nas na chwilę i wyszedł na korytarz.
***
Minęło już sporo czasu a Simona jak nie było tak nie ma, postanowiłem więc rozejrzeć się po domu. Wchodząc na korytarz usłyszałem nieco zdenerwowany głos Murraya, dlatego skierowałem się do pomieszczenia, z którego dobiegał głos.
- Wypytują o wypadek tamtej gówniary... Coś podejrzewają ale potrafię perfekcyjnie ich zmylić... - Nie mogłem się powstrzymać przed cichym prychnięciem, facet za bardzo wierzy w swoje umiejętności albo po prostu próbuje oszukać sam siebie. Jednak jego kolejne słowa zadziałały na mnie jak płachta na byka. - Jak to żyje?! Przecież uderzyłem idealnie w drzwi od strony kierowcy! Nikogo tam nie było więc nie miał kto jej pomóc. Głupia suka w takim razie trzeba będzie zrobić drugie podejście ale na to przyjdzie jeszcze czas.
Wszystkie moje mięśnie się napięły, nie myślałem długo, od razu po słowach Simona wparowałem do jego gabinetu z chęcią zemsty.
- Co jest kur... - Nim skończył mówić uderzyłem go w tą parszywą mordę, facet lekko oszołomiony nie zdążył się rozejrzeć po pokoju, bo gwałtownie pchnąłem go na ścianę, przez co z niemałą siłą uderzył o nią głową.
- Nadal nie przypominasz sobie wypadku?! - Kolejny cios poleciał na jego twarz. Z jego wargi sączy się krew. - Nic nie wiesz o dziewczynie która w nim uczestniczyła?! - Kolejne uderzenie tym razem w brzuch, gdyby mógł teraz pewnie leżałby zgięty w pół i zwijał się z bólu. - Nie rozpoznajesz brunetki, która trafiła do szpitala z twojej pieprzonej winy?! - Nie zwracałem uwagi na ból i zakrwawione ręce. - Powiedz mi jedno - Ledwo uniósł głowę, jednak dał radę ale jego cała twarz wyglądała gorzej niż chwilę temu. - Co zrobiła ci 17 letnia dziewczyna?! Dlaczego chciałeś jej śmierci?!
- N-ie wi-em o czym mó-wisz. - Już się nawet nie powstrzymywałem tylko uderzałem bez zastanowienia. Jednak nie trwało to długo, bo zostałem odciągnięty przez Jonesa, który właśnie wbiegł do biura.
- Stary pojebało cię?! Chciałeś go zabić?! - Wydzierał się Ash.
- A żebyś kurwa wiedział i nawet zaraz będziesz mógł to zobaczyć.
Wyrwałem się z uścisku chłopaka i znowu ruszyłem w stronę tego śmiecia, który ostatkami sił zaczął się odsuwać. Drogę zagrodził mi Jones, któremu nadal nic nie wyjaśniłem a jego wyraz twarzy i postawa wskazywały na to, że mam to zrobić teraz.
***
Od zdarzenia w domu Murraya minęły 2 godziny, w tym czasie wyjaśniłem całą sytuację brunetowi, gdyby nie fakt że chłopak umie bardzo dobrze panować nad emocjami Simon byłby już martwy.
Całą historię opowiedzieliśmy reszcie, w której znajdował się także Jacob. Nadal jednak nie wyjaśniłem z kuzynem naszej wcześniejszej kłótni, przez którą od paru dni nie rozmawiamy ale mam zamiar powiedzieć mu dziś o tym o czym wtedy powiedziałem Peterowi i Maxowi.
Po naradzie każdy poszedł w swoją stronę, Ashton zadzwonił do Oscara aby jego również wtajemniczyć w całą sprawę. W salonie zostałem tylko ja i Jacob, to ten moment w którym muszę wyznać co czuje tylko... co ja tak naprawdę czuje?
Kątem oka zauważyłem jak chłopak wstał i kierował się do wyjścia.
- Jacob poczekaj - Blondyn zatrzymał się nawet się nie odwracając. - Wiem zjebałem, przyznaje poniosło mnie bo sam nie wiem co czuje do tej małej, irytującej, wyszczekanej brunetki. To z tym zakładem... - Widziałem jak na wspomnienie mojej głupoty jego mięśnie się spięły. - ...to nie powinno mieć miejsca. Jestem dupkiem i tego nie zmienię ale zakład był największą głupotą i błędem jaki popełniłem.
- Masz racje zjebałeś i to po całej pieprzonej linji - Odezwał się pierwszy raz odwracając się przy tym w moją stronę. - ale jesteśmy rodziną i nie ważne jak wielki i gówniany błąd popełnisz zawsze możesz na mnie polegać, chociaż w tym przypadku było ciężko. Musisz wiedzieć jedno, że gdybym miał wybierać między tobą a Iris, wybrałbym ją co nie zmienia faktu że jesteś moim kuzynem i kocham cię jak brata. - Wiem że wybrałby ją i nie mam mu tego za złe, bo sam też bym tak zrobił. - No chodź musimy iść opić naszą zgodę.
Razem z Parkerem wyszliśmy z domu. Gdy zamykałem drzwi moją uwagę przykuła kartka wystająca spod wycieraczki.
,,Jej czas się kończy, twój też aby prosić o wybaczenie tylko czy ona przebaczy ci w odpowiednim momencie? "
R.S
Obiecuję, że osoba która jest za to odpowiedzialna już niebawem spotka się z samym diabłem...
____________________________________
Hejka
Z góry chce was bardzo przeprosić za tak długą przerwę z rozdziałami. Mam jednak nadzieję że ten rozdział wam się podoba a następny rozdział już za niedługo.Pozdrawiam
CZYTASZ
The Night Queen
RomanceIris Anderson- ma 17 lat, długie brązowe wlosy i czekoladowe oczy, mieszka w Los Angeles z matką , która nie zwraca na nią uwagi. Pewnego dnia jej rodzicielka informuje ją, że wyjeżdża w delegacje, przez co Iris przeprowadza się do dwóch starszych...