,,Stary ty serio ją..."

1.4K 33 6
                                    

Pov. Liam

Jacob nie wraca już od ponad trzech godzin, co oni tam tyle robią do cholery?!

Od jakiegoś czasu chodzę zirytowany, bo mój własny kuzyn chce mi przeszkodzić w wygraniu głupiego zakładu. Czy to aż takie złe że ten jeden raz podjąłem się tygo?

Nagle do kuchni wszedł wesoły Max razem z Nancy.

- A ty co tak chodzisz jakbyś miał kija w dupie? - Zapytał chłopak, a dziewczynka się zaśmiała. Wziąłem wdech żeby się trochę uspokoić poczym spojrzałem na tą dwójkę.

- Ty za to zaraz możesz stracić swojego kija. - Kpiący uśmieszek pojawił się na mojej twarzy. Chłopak już miał coś powiedzieć lecz usłyszeliśmy trzask drzwi wejściowych, nie dałem dokończyć chłopakowi, od razu ruszyłem w kierunku salonu.

Na środku pokoju stał Jacob, a obok niego Dylan i Ben. Cała trójka zawzięcie o czymś dyskutowała, podszedłem do nich chcąc wyciągnąć blondyna na krótką rozmowę.

- Stary ty serio ją... - Dylan przerwał w połowie gdy mnie ujrzał.

- Ty ją co? - Spojrzałem znacząco na Parkera.

- Liam daj spokój... - Zaczął Ben

- Całowaliśmy się. - Odparł bez zająknięcia mój kuzyn. Nie mam pojęcia czemu ale poczułem chęć mordu na nim za to że jej dotykał, za to że ją pocałował, za to że to nie byłem ja tylko on.

Nawet nie wiem kiedy podszedłem do niego i pchnąłem na ścianę łapiąc za jego koszulkę.

- Kurwa, Liam puść go! - Próbowali mnie od niego odciągnąć ale byłem nieugięty. Ten uśmiech pełen satysfakcji, który gościł na twarzy Jacoba jeszcze bardziej mnie denerwował.

- Ty nawet jej nie znasz, jak śmiałeś się w ogóle do niej zbliżyć i ją całować?!

- Znam ją dłużej niż ci się wydaje. - Jego pewność zawarta w tych słowach zbiła mnie z tropu. Puściłem chłopaka, bez zbędnego gadania wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Z kieszeni wyjąłem paczkę fajek i odpaliłem jedną od razu umieszczając ją pomiędzy wargami. Ze spodni wyjąłem kluczyki od auta, do którego zaraz potem wsiadłem i pojechałem.

Przez nadmiar emocji musiałem się zrelaksować, jedną ręką chwyciłem telefon wybierając odpowiedni numer.

- Już myślałam że o mnie zapomniałeś Li. - Dziewczyna była wyraźnie zadowolona.

- Będę u ciebie za 5 minut. - Rozłączyłem się nie czekając na odpowiedź. Nie lubię ciągnąć tego całego gówna z czułościami, bo po co to komu?

Tak jak mówiłem 5 minut później jestem już pod domem dziewczyny. Podchodzę do drzwi lecz zanim zdążę zapukać one się otwierają a w nich stoi brunetka w bieliźnie i cienkim szlafroku.

- Wchodzisz czy potrzebujesz zaproszenia skarbie? - Jej przesłodzony głos bywa czasami denerwujący.

- Prowadź Camilla. - Wiem jak bardzo nienawidzi swojego imienia ale mam to w dupie, teraz liczy się tylko jedno.

***

Wychodzę właśnie od dziewczyny, trochę się zasiedziałem. Nie wracam jeszcze do domu mam ochotę się najebać ale mamy początek tygodnia a mi nie uśmiecha się odbierać jutro auta z drugiego końca miasta.

Jest jeszcze jedna kwestia do omówienia, a mianowicie powrót Rory. Dziś razem z Ashem mamy jechać do Oscara sprawdzić wszystkie ważne informacje dotyczące dziewczyny.

Razem z Ashtonem umówiliśmy się, że o 22 spotkamy się na miejscu, została jeszcze godzina, mamy spotkać się w domu jednego z gangów Miami, dla którego pracuje Oscar.

Mam tylko nadzieję, że chłopak znalazł wszystko o co go prosiłem. Mój telefon zaczął dzwonić, sięgnąłem na siedzenie obok i odebrałem dając na głośno mówiący.

- Co jest Oscar?

- Mała zmiana planów spotkamy się w opuszczonej fabryce niedaleko lotniska. - Zgodziłem się po chwili chłopak się rozłączył, a ja napisałem jeszcze szybką wiadomość do Asha i rzuciłem telefon z powrotem na siedzenie.

***

Zaparkowałem obok znajomego mercedesa, wysiadłem z auta kierując się do wcześniej wskazanego miejsca. Jones czekał na mnie przy wejściu.

Szliśmy w ciszy, którą jednak przerwał brunet.

- Słyszałem co się dziś wydarzyło, ponoć jesteś zazdrosny o Iris. - Prychnąłem na jego ostatnie słowa.

- To nie zazdrość, po prostu Jacob nie ułatwia mi wygrania tego cholernego zakładu.

- Czyli gdyby nie zakład, to nie przeszkadzałoby ci że się całowali? - Zapytał zaczepnie chłopak. Zacisnąłem mocniej ręce i odpowiedziałem.

- Mógłby ją nawet przelecieć na moich oczach, a ja dalej miałbym to w dupie. - Starałem się brzmieć stanowczo, gdyż nie chce dalej drążyć tematu.

Weszliśmy przez duże stalowe drzwi, za którymi znajdowało się centrum informacyjne gangu.

Przed nami siedział Oscar, który na początku w ogóle nie przejął się naszym przybyciem. Odchrząknąłem aby zwrócić jego uwagę.

- Wreszcie jesteście! - Szatyn wstał i podszedł do nas zbijając piątkę.

- Masz to o co cię prosiłem? - Zapytałem chcąc mieć pewność, że nie przyjechałem tu na marne.

- Ja miałbym nie mieć? - Powiedział z udawanym wyrzutem. - Część mam na komputerze reszta jest już wydrukowana.

Szatyn skierował się w stronę swojego biurka, a dotrzymaliśmy mu kroku. Na ekranie komputera były pootwierane różne strony, ale gdy chłopak przełączył jedną z nich nie ukrywałem zainteresowania.

- Muszę przyznać Parker sprawdzałem wiele osób ale twoja była przebija je wszystkie. - Powiedział z uznaniem i rozbawieniem. - Zanim przyszliście znalazłem coś co cię bardzo zainteresuje.

Chłopak otworzył stronę jednego z najwyżej ocenianych szpitali psychiatrycznych w Arizonie, jednak jeden z artykułów najbardziej mnie zaciekawił.

Po dłuższej chwili już cała nasza trójka nie ukrywała szoku i zaniepokojenia.

- O kurwa... - Odezwał się jako pierwszy Ash.

- To mało powiedziane stary. - Przetarłem twarz rękami, nie mając pojęcia co dalej robić.

Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy... jednak to co teraz zobaczyliśmy zmieniło wszystko...

--------------------------------------------------



The Night QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz