Hogwart, niedziela
Harry czekał w sali wejściowej na pojawienie się Zgredka. Mimo iż skrzat się trochę spóźniał nie miał mu tego za złe. Napradopodobniej nie mógł sobie poradzić z humorkami swojej małej córeczki, a Mrużka obserwowała to z rozbawieniem. Kiedy w końcu pojawił się przed Harry'm przedstawiał iście komiczni widok.
- Harry Potter sir, Zgredek przeprasza za spóźnie ale.. - zaczął skrzat ale Harry mu przerwał
- Spokojnie, widzę co się stało. Brzózka dała ci popalić co ?
- Tak, sir. Niestety Mrużka nie mogła się nią zająć z powodu przygotowań obiadu na pański powrót a Zgredek musiał się zaopiekować na ten czas.
- No dobrze, nie ma o co się gniewać, to normalne że dzieci dokazują rodzicom - pow. Harry, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. - Przenieś mnie i mój bagaż do domu, a po obiedzie opowiesz mi wszystko co się działo podczas mojego pobytu w szkole.
- Tak sir. Zgredek wszystko opowie swojemu panu. Zgredek już wykonuje pańskie polecenie - pow. skrzat i teleportował się wraz z Harry'm i jego kufrem do domu.
- Ej Draco, czy to nie był przypadkiem twój skrzat? - spytała zdziwiona Parkinson gdy zobaczyła znikającego Pottera i skrzata
- Masz przywidzenia Pansy. Zresztą ojciec nigdy by się nie zgodził aby skrzaty zabrały mnie do domu. Uważa ,że to haniebne. - pow. Malfoy
- Ale jestem pewna, że widziałam jak Potter znika wraz z tym skrzatem - upierała się Parkinson
- Dobra, koniec tych wymysłów bo spóźnimy się na pociąg. - pow. Malfoy ciągnąc za sobą naburmuszoną Parkinson
Drugi koniec salo wejściowej.
- O cholera, tego to nie przewidziałyśmy - pow. Fay po tym jak Harry zniknął
- Od kiedy on ma skrzaty domowe? Przecież mieszka u mugoli - pow. Katie
-A więc jednak naprawdę ma swój dom. Tylko gdzie on jest ? -spytała Angelina
- A skąd mamy to wiedzieć? Jak Knot przysłał Per... Reda do Gringotta jakiś miesiąc temu to gobliny udawały, że nie istnieje tak długo dopóki nie zmienił tematu - pow. Fred
- A wy skąd to wiecie? - spytała Hermiona
- Może ojciec wygnał tego idiotę Percy'ego, ale nadal ma go na oku. Jak tylko dureń zmądrzeje będzie mógł wrócic do rodziny - odparł George - Dobra, chodźmy na pociąg bo nam ucieknie.
Wszyscy zgdodzili się z sugestią Georga i udali się w stronę powozów które miały zawieść ich na stację. Mało brakowało a bliźniacy by się wygadali na temat dworku Harry'ego. A tak na całe szczęście jak coś palną, to będą mogli zwalić to na wybujałą wyobraźnię.
Gabinet Snape'a
Severus porządkował właśnie swoje półki z eliksirami. Nie chętnie to przyznawał, ale dzięki pomocy Pottera, który pomagał mu od czasu do czasu, mógł uzupełnic swoje zapasy świeżymi eliksirami. Dodatkowo miał też niezłą zabawę, gdy przyzwycził sie do obszernej wiedzy Pottera na temat eliksirów. Nie mógł tego przyznać wprost, ale przynajmniej nie nudził się tak bardzo na lekcjach. No i przyjemnie było posłuchać plotek o zakładzie kto wygra w tym pojedynku wiedzy. Niestety nadal musiał chronić swoją reputację wiec nie mógł otwarcie się wypowiadać na ten temat. Nagle drzwi do gabinetu otworzyły się i do gabinetu weszła McGonagall wraz z Promfey.
- Witaj Serverusie. Masz chwilę wolnego czasu ? -spytała McGonagall
- Mam, co się dzieje - zapytał Snape układając buteleczki z eliksirami
- Standardowo potrzebuję dwa tuziny eliksiru pieprzowego. Zbliża się okres przeziębień.- pow. Promfey
- Są koło kociołka na biurku. Upewnij się tylko, że to ono. Ostatnio uwarzyłem sporo eliksirów aby uzupełnic zapasy - pow. Snape, cały czas układając flaszki w swoim magazynku
- Tak to one - pow. Promfey kiedy zaklęciem sprawdziła zawartość- co to za dziwna butelka z tym naisem zubr? spytała zaciekawiona
- Pokaż mi to - pow. McGonagal - Merlinie, ale to ma zapach. Sev, co to jest ?
- A dostałem to od Blacka - pow. Snape a kobiety wymieniły zdziwione spojrzenia - Mocne to jak diabli.
- A co to jest ? - spytała zdziwiona McGonagall
- Wódka z Polski. - odp. Snape
- Aha, chyba wiem skąd Black ją ma - pow. McGonagal
- I o dziwo nadaje się do kilku eliksirów wymagających alkoholu. Szkoda tylko, że dwóm psuje smak - pow. Snape
- Masz jakieś plany na święta - spytał McGonagall
- Standardowe, o ile nic się nie wydarzy, a co ? - spytał Snape
- Przyjdź na zebranie po 18.00. Musimy ustalić jak złapać tą panterę cienia. Granger i kilka innych dziewczyn wpadły na ciekawy trop, który warto sprawdzić. - pow. McGonagall
- No dobrze, przyjdę ale uważam że lepiej skorzystać z pomysłu Lupina i ... zaczął Snape
-ABSOLUTNIE NIE MA MOWY. ŻADNYCH WITCHER'ÓW DOPÓKI NIE BĘDZIE TO MEGA-ABSOLUTNIE KONIECZNE. NIE POZWOLĘ BY TE PRZEKLĘTE MUTANTY ZBLIŻAŁY SIĘ DO NASZYCH UCZNIÓW - wrzasneła wkurzona McGonagall przerywając Snape'owi, który o mało co nie wypuścił fiołki z bardzo niebezpiecznym eliksirem.
- Cholera jasna Minevro ile razy mam powtarzać ? Żadnych wrzasków gdy układam eliksity. Jeszcze chwila i był upuścił eliksir szkarłatnego wyjca - pow. wkurzony Snape- a wtedy musielibyśmy wezwać witcher'ów. Wiesz co by sie tu pojawiło prawda?
- Tak wiem - pow. przerażona McGonagal . W zależności od czasu warzenia ten eliksir mógł wezwać tu nawet kilka biesów i czartów, a to dopiero byłaby katastrofa - no dobrze, nie będziemy ci przeszkadzać. Przyjdź tylko na zebranie personelu o 18.00 - pow. i wyszła wraz Promfey. Snape tylko westchnął i zabrał sie z powrotem do swojej pracy. Naprawdę czasami miał dość tego wszystkiego i gdyby nie ten przeklęty znak i jego przysięga rzucił by to wszystko w cholerę i wyjechał do U.S.A.
Dworzec King Cross Londyn
- Jesteś pewien kochanie, że ten dziwak przyjedzie tu dzisiaj? - spytała swojego męża Petunia, gdy czekali przed dworcem na przyjazd pociągu z Hogwartu
- Tak mi napisał ten stary wariat. Jak tylko wrócimy do domu, ten bachor dostanie taką nauczkę, że nigdy więcej nie ucieknie - pow. ostro wkurzony Vernon. Na całe szczęście udało mu się zapewnić, tę przekletą żakietową że ucieczka to tylko wybryk nieposłusznego siostrzeńca i nie ma żadnego problemu. Poinformował pollicję dla świętego spokoju i pojechał wraz z mężem żakietowej przeszukać kilka miejsc, które wytypował jako możliwe kryjówki, cały czas narzekając jakim to niewdzięcznikiem jest Potter. Na całe szczęście zmyślona historyjka Petuni wywarła odpowiednie wrażenie na żakietowej i jej mężu. Gdyby nic nie zrobił dopieo mieliby kłopoty. No i gdyby Dudley nie wracał pociągiem, to nie zawracałby sobie głowy odbieraniem Pottera.
- Dudziaczek powinien już być. Ciekawe co się stało ? - spytała po chwili Petunia
- Pociąg jest opóźniony o 10 min, pewnie coś się stało - pow. Vernon sprawdzając rozkład jazdy na telefonie. - Oby tylko polepszył swoje wyniki w nauce. Cholera głąbem nie jest, tylko dlaczego zadaje się z tymi idiotami ?
- Wiesz, może za bardzo go rozpieszczalismy jak był mały ? spytała nieśmiało Petunia
- Nie, raczej nie. Ale fakt, powinienem być bardziej stanowczy w kwestii doboru przez niego przyjaciół - pow. rozżalonym głosem Vernon a Petunia westchnęła z ulgą, że w końcu w czymś się zgadzaja w kwesti Dudziaczka.
- Mamo, tato tu jestem - zawołał Dudley wychodząc z dworca. Następnie podszedł do nich i po przywitaniu się z nimi, czekał jeszcze chwilę na pojawienie sie swojego dziwacznego kuzyna. Kiedy po 20 min. Potter nie zjawił się, zdenerwowany Vernon włożył bagaż syna do bagażnika i mamrotając coś o dziwakach i klnąc ile wlezie na Harry'ego wsiadł wraz z roddziną do amochodu i po chwili jechali już do domu. Po drodze zastanawiał sie nad tym, jak wyżyć się na tym niewdzięcznycm bachorze.
CZYTASZ
Odnaleźć własną drogę
FanficHarry ma już dość manipulacji, narażania życia, fałszywych przyjaciół oraz tego że jest traktowany jak skrzat domowy przez Dursley'ów. Kiedy po 3 zadaniu zostaje odesłany do domu przez dyrektora wcześniej ze względu bezpieczeństwa postanawia zmien...