17

198 5 1
                                    

- Jesteśmy wrogami - zaczął Zabini ani przez chwilę nie próbując zabrzmieć chodź trochę trzeźwo. Zamiast tego wydawał z siebie dźwięki jak pijany troll. - My biedni Ślizgoni.

Popatrzył na Ginny, która przewróciła oczami, Ron wziął do ręki kieliszek Ognistej wzdychając. Padma pewnie nawet nie była świadoma, że Blaise patrzył na nią i usiłować powiedzieć coś co nie brzmiało jak jakiś bełkot. Była za bardzo pochłonięta Grahamem Montague. Blaise zostawił mnie sobie na koniec. Dłużej zawiesił na mnie swój wzrok podpierając ręce o brodę. Theodor spiął się. Bo może i Blaise nie był za bardzo trzeźwy, ale dalej miał rację.

Czy można nie było się nie zgodzić ze słowami Zabiniego?

- Zapewne na tych spotkaniach Zakonu Dropsa porównujecie nas do pomiotów Szatana. Co jest całkowicie zrozumiałe zważywszy na to, że siedzę przed wami ja we własnej osobie.

Ron zaśmiał się głośno zwracając uwagę wszystkich siedzących na siebie. Jego rozbawienie rosło z każdą następną sekunda. Zrobił się cały czerwony. Zastanawiałam się czy w którymś momencie nie brakło mu powietrza. Chwycił się za pierś i przetarł ręką spływającą łzę z koncika oczu.

- Czy tylko mnie rozśmieszył Zakon Dropsa?

- Dziękuje ci, Weasley. Jak widać tylko ty z tego towarzystwa nie masz kija w dupie i doceniasz mój błyskotliwy dobór słów! Przyszliśmy się napić, a zamiast iść po następną kolejkę czuję się jakby to spotkanie było gorsze niż pójście na pierwszym roku do Zakazanego Lasu. Idę po najlepszą rzecz jaką Merlin wymyślił i mam gdzieś wasze zachowanie.

- Jaka następna kolejka? Nigdzie nie idziesz! Chyba się Salazar opuścił jeśli myślisz, że będę taszczyć twoje zchlane dupsko do Hogwartu! Tobie już wystarczy, Diable i mówię to całkowicie poważnie - Pansy uniósła brew krzyżując ręce na piersi łypiąc na Zabiniego wzrokiem.

- Skończ się tak wydzierać, mopsie. Jestem pewny, że twój jazgot słyszeli aż w Durmstrangu... - chwycił się za głowę.

- Kolejny, który za swoją głupotę kiedyś zapłaci życiem. O wielki Salazarze chroń nas przed straszliwym gniewem, Parkinson, albowiem jej złość wystraszy nie jednego odważnego śmiałka - Draco zdawał się świetnie bawić kiedy Pansy próbowała nie rzucić się na Blaise'a.

W takich chwilach Draco dziękował Merlinowi za Zabiniego i Parkinson, którzy pozwalali mu na chwilę odstresowania serwując darmową rozrywkę.

Pansy powstrzymywał tylko fakt, że nie miałaby z tej wygranej żadnej satysfakcji. Zabini i tak ledwo stał na nogach. Co to za zabawa kiedy jedno jest w tak opłakanym stanie. Wolała żeby Blaise był w pełni świadomy swojej klęski.

- Czy możecie nie skakać sobie do gardeł przez jeden wieczór? - spojrzałam na Pansy i Blaise'a.

Pansy wymamrotała coś niezrozumiale pod nosem, a ja uznałam, że nie wartwo dochodzić do tego co powiedziała. Blaise wyszczerzył się szeroko skinął głową mówiąc:

- Nie możesz zabronić mi radzenia sobie ze strachem i może też stresem na własny sposób. Bo skąd mogę wiedzieć co przyniesie wojna? Jak wiele zmieni w moim życiu? Z pewnością zmieni wszystko, ale chodzi o to, że taki już jestem. Jestem tylko dzieckiem. A życie to koszmar - przechylił kieliszek i wlał w gardło.

Nikt nie skomentował tego. Do diabła! Blaise Zabini znowu miał rację.

- Wiem, że to nie sprawiedliwe. Nikogo to nie obchodzi. Voldemort ubzdurał sobie, że zniszczy świat czarodziejów. A my jesteśmy Ślizgonami.

- Tylko nie zaczynaj! Chodźbym miała walczyć z całą Gwardią i Zakonem nie pozwolę żebyście byli postrzegani jako wrogowie. No chyba, że będziecie walczyć po stronie Voldemorta. Co oczywiście mam nadzieję, że się nie stanie?

Love or Nott? (theodor nott x luna lovegoood) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz