18

187 6 0
                                    

Czułem jak żołądek podchodzi mi do gardła. Przekraczając bramę Nott Manor szedłem prosto w paszczę lwa. Wysłałem ojcu wieczorem sowę z informacją, że zjawię w domu. Nic więcej nie zdradziłem. Luna chciała pójść ze mną, ale szybko wybiłem jej ten pomysł z głowy. Rozumiem, że chciała mnie wesprzeć, ale towarzystwo Luny nie wpłynęło by dobrze. Sądzę, że jeszcze bardziej by to wszystko pogorszyło. Gdyby ojciec dowiedział, że przychodzę razem z członkinią Gwardii Dumbledore'a obwieścić mu, że nie zamierzam służyć Voldemortowi obawiam się, że nie skończyło by się tak jak chciałem.

Drzwi otworzyła Migotka. Uśmiechnęła się pogodnie starając się nie zostać odebraną zbyt nachalnie. Wbrew pozorom z jej widoku cieszyłem się chyba najbardziej.

- Migotka bardzo cieszyła się, że widzi panicza Theodora. Pan i pani już czekają na panicza.

- Dziękuje, Migotko.

Wszedłem do środka kierując się w stronę wschodniego skrzydła. Tam najczęściej rodzice przesiadywali i przyjmowali gości. Marion widząc mnie uśmiechnęła się ciepło podchodząc do mnie i przytulając.

- Zapewne masz pełno zajęć, ale mógłbyś od czasu wysłać sowę.

- Daj chłopakowi spokój, Marion. Na pewno ma dużo ciekawszych rzeczy do roboty niż wypisywanie listów do starych rodziców - ojciec poprawił się na fotelu posyłając mi uśmiech. - Ja w jego wieku ostatnim o czym myślałem to wypisywanie do matki.

- To nie znaczy, że nie mógłby częściej wysłać sowy - Marion uniósła wzrok na mojego ojca nie dając za wygraną. Rzadko to robiła.

- Obiecuje, że zwiększę wysyłanie sów do jednej na tydzień - po widoku niepocieszonej miny Marion wiedziałem, że to i tak za mało.

- Wiesz, że nie lubię kiedy jesteś taki tajemniczy, drogi synu. O czym chciałeś z nami porozmawiać? Niech zgadnę. Uznałeś, że przyszedł już wreszcie czas i na ciebie? I chcesz w końcu przypieczętować wierność Czarnemu Panu mrocznym znakiem?

- To przecież jeszcze dziecko!

- Ma siedemnaście lat, Marion. Draco Malfoy już od nie spełna roku z dumną nosi znak. Oboje są przecież w tym samym wieku.

- Może i nosi, ale na pewno nie robi tego z dumą - powiedziałem chyba do końca nie świadomy, że powiedziałem to na głos. Zdziwienie ojca jeszcze bardziej przekonywało mnie, że to będzie ciężki temat.

- Chyba się przesłyszałem. Twierdzisz, że służba Voldemortowi nie jest czymś co może napawać dumą? To czym w takim razie według ciebie jest? Dobrze się zastanów nad odpowiedzą, Theodorze. Bo zaczyna mi się nie podobać w jakim kierunku zmierza ta rozmowa.

- Tiberiuszu...*

- Bardzo cię proszę żebyś się nie wtrącała, Marion. Chcę usłyszeć co nasz syn ma do powiedzenia.

- Nie chce być śmierciożercą, ojcze. Nigdy tak naprawdę nie chciałem. To ty zawsze tego dla mnie chciałeś. Jesteś ślepo zapatrzony w ideę Voldemorta i nie widzisz tego, że jego rządy nie mają nic wspólnego z dobrem czarodziejów i naszego świata. Chcą rozpętać wojnę. Naprawdę uważasz, że tak powinno być? Nie mam najmniejszej ochoty brać w tym udziału. Nie chcę być tym złym. Dlatego zamierzam stanąć po stronie walczących przeciwko niemu.

Drewniana fajka, która palił wcześniej ojciec z głośnym trzaskiem spadła na marmurową posadzkę. Rozchylił usta jakby próbował coś powiedzieć, ale widziałem, że nie był wstanie. Trudno było wyczytać coś z jego wyrazu twarzy. Marion patrzyła wystraszona to na mnie to na ojca.

- Bardzo bym chciał żebyś też stanął ze mną po tej dobrej stronie i żebyśmy razem..

- Dość.. - uniósł rękę w górze przerywając moja wypowiedź.

Love or Nott? (theodor nott x luna lovegoood) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz