- Długo już tu jesteś? - spytał Dean opierając się o ścianę.
- Przestałam liczyć po pierwszym tygodniu.
- I twój chłopak nic z tym nie robi?
- To... Skomplikowane - westchnęłam przeciągliwe.
- Chyba tylko dla ciebie.
- Theodor jest po naszej stronie - Dean prychnął słysząc co powiedziałam. - Nie może pozwolić żeby go zdemaskowali. Nie teraz.
- Nie wierzę, że mu to pasuje. Wiadomo, że Ślizgoni lubią lochy. Więc może to jakaś część jego chorej fantazji.
- Wyperswadowałam mu ingerowanie w cokolwiek co jest związane z wyciąganiem mnie z lochów.
- Mówisz to z takim spokojem - patrzył zdziwiony.
- Jestem tutaj, bo wierzę w Harry'ego, Dean. Nie będę niepotrzebnie wariować. Uwierz, że wolałabym być gdziekolwiek indziej, ale nie będę uciekać. Co ze mnie za czarodziej jeśli nie mam przy sobie różdżki?
***
Harry, Ron i Hermiona wyciągnęli różdżki. Ksenofilius zamarł z ręką tuż przy kieszeni. W tym momencie w maszynie drukarskiej coś huknęło i spod obrusa wysypały się świeże egzemplarze "Żonglera". Maszyna umilkła.
Hermiona pochyliła się i podniosła jeden z egzemplarzy, wciąż celując różdżką w pana Lovegooda.
- Harry, popatrz na to.
Podszedł do niej tak szybko, jak mógł, biorąc pod uwagę stopień zagracenia pokoju. Na pierwszej stronie „Żonglera" widniała jego fotografia, ozdobiona słowami: Niepożądany Numer Jeden, a pod nią wysokość nagrody za jego głowę.
- A więc „Żongler" zmienił linię, tak? - zapytał chłodno, a myśli krążyły mu szybko po głowie. - I co pan niedawno zrobił w ogrodzie, panie Lovegood? Wysłał pan sowę do ministerstwa?
Ksenofilius oblizał wargi.
- Zabrali Lunę - wyszeptał. - Za to, co przedtem pisałem. Zabrali moją Lunę i nie wiem, gdzie jest, co z nią zrobili. Ale mogą ją odesłać, jeśli... Jeśli...
- ...Jeśli wyda im pan Harry'ego, tak? - skończyła za niego Hermiona.
- Nic z tego - oświadczył zdecydowanie Ron. - Z drogi, wychodzimy.
Ksenofilius jakby nagle gwałtownie się postarzał. Usta wykrzywił mu okropny grymas.
- Będą tu lada chwila. Muszę ocalić Lunę. Nie mogę jej stracić. Nie wyjdziecie stąd.
Rozłożył szeroko ręce, a Harry ujrzał nagle w wyobraźni swoją matkę wykonującą taki sam gest przed jego łóżeczkiem.
- Niech pan nas nie zmusza do tego, byśmy zrobili panu krzywdę - powiedział. - Proszę zejść z drogi, panie Lovegood.
- Harry! - krzyknęła Hermiona.
Przed oknami przemknęły postacie na miotłach. Gdy wszyscy troje na nie spojrzeli, Ksenofilius wyciągnął różdżkę. W ostatniej chwili Harry zdał sobie sprawę ze swojego błędu: rzucił się w bok, popychając Rona i Hermionę, gdy rzucone przez Ksenofiliusa zaklęcie oszałamiające świsnęło przez pokój, trafiając w róg buchorożca.
Straszliwa eksplozja targnęła całym domem. Kawałki drewna, papieru i różnych rupieci poleciały we wszystkie strony, a pokój zasnuła chmura gęstego białego pyłu. Harry wyleciał w powietrze i runął na podłogę, osłaniając głowę ramionami przed gradem kamieni, kawałków cegieł i śmieci. Usłyszał krzyk Hermiony, ryk Rona i serię ogłuszających metalicznych dudnień, po których poznał, że siła eksplozji zdmuchnęła Ksenofiliusa na sam dół po spiralnych schodach.
CZYTASZ
Love or Nott? (theodor nott x luna lovegoood)
FanfictionPierwszy ff o Tunie na polskim wattpadzie Fanficfion na podstawie książek J.K. Rowling