29

149 7 2
                                    

- Długo już tu jesteś? - spytał Dean opierając się o ścianę.

- Przestałam liczyć po pierwszym tygodniu.

- I twój chłopak nic z tym nie robi?

- To... Skomplikowane - westchnęłam przeciągliwe.

- Chyba tylko dla ciebie.

- Theodor jest po naszej stronie - Dean prychnął słysząc co powiedziałam. - Nie może pozwolić żeby go zdemaskowali. Nie teraz.

- Nie wierzę, że mu to pasuje. Wiadomo, że Ślizgoni lubią lochy. Więc może to jakaś część jego chorej fantazji.

- Wyperswadowałam mu ingerowanie w cokolwiek co jest związane z wyciąganiem mnie z lochów.

- Mówisz to z takim spokojem - patrzył zdziwiony.

- Jestem tutaj, bo wierzę w Harry'ego, Dean. Nie będę niepotrzebnie wariować. Uwierz, że wolałabym być gdziekolwiek indziej, ale nie będę uciekać. Co ze mnie za czarodziej jeśli nie mam przy sobie różdżki?

***

Harry, Ron i Hermiona wyciągnęli różdżki. Ksenofilius zamarł z ręką tuż przy kieszeni. W tym momencie w maszynie drukarskiej coś huknęło i spod obrusa wysypały się świeże egzemplarze "Żonglera". Maszyna umilkła.

Hermiona pochyliła się i podniosła jeden z egzemplarzy, wciąż celując różdżką w pana Lovegooda.

- Harry, popatrz na to.

Podszedł do niej tak szybko, jak mógł, biorąc pod uwagę stopień zagracenia pokoju. Na pierwszej stronie „Żonglera" widniała jego fotografia, ozdobiona słowami: Niepożądany Numer Jeden, a pod nią wysokość nagrody za jego głowę.

- A więc „Żongler" zmienił linię, tak? - zapytał chłodno, a myśli krążyły mu szybko po głowie. - I co pan niedawno zrobił w ogrodzie, panie Lovegood? Wysłał pan sowę do ministerstwa?

Ksenofilius oblizał wargi.

- Zabrali Lunę - wyszeptał. - Za to, co przedtem pisałem. Zabrali moją Lunę i nie wiem, gdzie jest, co z nią zrobili. Ale mogą ją odesłać, jeśli... Jeśli...

- ...Jeśli wyda im pan Harry'ego, tak? - skończyła za niego Hermiona.

- Nic z tego - oświadczył zdecydowanie Ron. - Z drogi, wychodzimy.

Ksenofilius jakby nagle gwałtownie się postarzał. Usta wykrzywił mu okropny grymas.

- Będą tu lada chwila. Muszę ocalić Lunę. Nie mogę jej stracić. Nie wyjdziecie stąd.

Rozłożył szeroko ręce, a Harry ujrzał nagle w wyobraźni swoją matkę wykonującą taki sam gest przed jego łóżeczkiem.

- Niech pan nas nie zmusza do tego, byśmy zrobili panu krzywdę - powiedział. - Proszę zejść z drogi, panie Lovegood.

- Harry! - krzyknęła Hermiona.

Przed oknami przemknęły postacie na miotłach. Gdy wszyscy troje na nie spojrzeli, Ksenofilius wyciągnął różdżkę. W ostatniej chwili Harry zdał sobie sprawę ze swojego błędu: rzucił się w bok, popychając Rona i Hermionę, gdy rzucone przez Ksenofiliusa zaklęcie oszałamiające świsnęło przez pokój, trafiając w róg buchorożca.

Straszliwa eksplozja targnęła całym domem. Kawałki drewna, papieru i różnych rupieci poleciały we wszystkie strony, a pokój zasnuła chmura gęstego białego pyłu. Harry wyleciał w powietrze i runął na podłogę, osłaniając głowę ramionami przed gradem kamieni, kawałków cegieł i śmieci. Usłyszał krzyk Hermiony, ryk Rona i serię ogłuszających metalicznych dudnień, po których poznał, że siła eksplozji zdmuchnęła Ksenofiliusa na sam dół po spiralnych schodach.

Love or Nott? (theodor nott x luna lovegoood) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz