Mijał dzień za dniem, a Theodorowi i Lunie coraz lepiej wychodziło ukrywanie tego co czuli do siebie. Ich przyjaciele z ciężkim sercem, ale uznali, że skoro zachowują się tak dziecinnie i tak bardzo są uparci nie ma większego sensu na siłę pomagać komuś kto tej pomocy nie chce. Najbardziej nie zadowolona z tego była Pansy. Nie mogła się pogodzić z porażką i z tym, że Theodor sam się na to skazywał. Na smutną, samotną egzystencję.
Theodor widząc Lunę w towarzystwie Terry'ego Boota przywdziewał maskę obojętności. Nie dając się przyłapać na tym, że kiedy nikt nie patrzy, patrzył na nią spojrzeniem przepełnionym tęsknotą i bólem. Luna coraz częściej bywała nieobecna. Jej wszystkie myśli zajmował Ślizgon.
Czuła się winna. Z każdym kolejnym spotkaniem wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie. Traktowała Terry'ego jak dobrego przyjaciela, z którym nie wyobrażała sobie wyjść ze strefy przyjaźni. I mimo, że wiedziała o tym, nie zrobiła nic. Znowu stchórzyła. Bardziej przejmowała się uczuciami innych niż swoimi własnymi.
Za to Boot był święcie przekonany, że Luna jest całkowicie pochłonięta ich relacją. Nie dostrzegał tego, że to tylko on się angażował, ale nie można go za to winić. Każdy pragnie być kochany.
- Mam nadzieję, że wybieracie się na mecz? - wypaliła Pansy pojawiając się obok nas uśmiechając się przebiegle.
Ron prawie zakrzsztusił się kurczakiem. Odkrząknął znacznie doprowadzając się do porządku. Odłożył skrzydełko na talerz wycierając twarz o rękaw szaty. Zaśmiałam się cicho pod nosem widząc jak Ron Weasley kompletnie nie potrafił poradzić sobie ze skrępowaniem jakie ogarnęło go kiedy Pansy była blisko niego.
- Myślisz, że ominelibyśmy to jak nasi spuszczają wam sowite manto? O Merlinie! Jasne, że będziemy!
- Nie bądź taka pewna, Patil - Pansy założyła ręce na piersi. - Nie będziesz czasem kibicowała Grahamowi?
- Jestem wierna swojemu domowi - powiedziała dumnie.
- Ostatnio mówiłaś co innego - Ron popatrzył na nią wymownie. - Mam ci przypomnieć jak piszczałaś kiedy Graham przejął kafla jakiemuś Puchonowi?
- Ale wtedy nie grali Krukoni - oburzyła się piorunując Rona wzrokiem. - Przecież to całkowicie zmienia postać rzeczy.
- Każda wymówka jest dobra - powiedziałam cicho.
- I kto to mówi - popatrzyłam na Pansy nie rozumiejąc do czego biła. - Powiedziałam kto to mówi? Miałam na myśli, że dobrze mówisz!
***
- Terry'emu dobrze idzie - obok mnie stał Anthony Goldstein opierając się o poręcz.- To nie jest jego pierwszy mecz, Goldie - uśmiechnęłam się delikatnie zerkając na Anthony'ego.
- Przecież wiem -prychnął. - Stwierdziałem tylko fakty.
Kiedy próbowałam całą swoją uwagę skupić na Terrym mój wzrok i tak uciekał w kierunku Theodora. Westchnęłam ciężko czując się kompletnie bezradnie. Czasem to było zbyt trudne do zrozumienia nawet dla mnie samej. Theodor nie dość, że sam powiedział, że nie jest mną w żadnym stopniu zainteresowany to swoim obojętnym zachowaniem jeszcze bardziej to podkreślał. Skoro i tak jestem świadoma, że nic z tego nie wyjdzie, więc dlaczego dalej naiwnie myślę, że to magicznie się zmieni?
- Goldie?
- Tak?
- Życie jest do bani.
Zaśmiał się odwracając głowę żeby spojrzeć na mnie. Uśmiechnął się pokrzepiająco.

CZYTASZ
Love or Nott? (theodor nott x luna lovegoood)
Fiksi PenggemarPierwszy ff o Tunie na polskim wattpadzie Fanficfion na podstawie książek J.K. Rowling