Lucrecia- Domyślałam się, że są bardzo wyniośli, ale że aż tak? - prychnęła brunetka, upijając spory łyk białego wina.
Siedziałam na barowym krześle i smętnie zataczałam kółka lampką z resztką trunku. Nie wiedziałam nawet ile wypiłam, ale pomału odczuwałam tego skutki. Dochodziła już dwudziesta druga a ja musiałam przygotować się na jutrzejszy dzień. Zmęczenie wywołane podróżą jak i dzisiejszym dniem coraz bardziej się uwydatniało i stołek na którym się kręciłam stawał się strasznie niewygodny.
- Najwyraźniej taki panuje tam klimat. - westchnęłam schodząc z siedziska.
- Coś czuję, że szybko się to zmieni. Nie znam nikogo lepszego od ciebie i twojego pozytywnego nastawienia do świata. - rozłożyła ręce chcąc nadać większej dramaturgii tym słowom. Zerknęłam na nią z lekkim uśmiechem i pocałowałam ją w policzek.
- To się jeszcze okaże. A teraz wybacz, ale muszę naładować tą pozytywną energię na jutrzejszy dzień. - powiedziałam idąc wzdłuż korytarza.
***
Skinęłam głową do tego samego ochroniarza co wczoraj. Tym razem nie musiałam się tłumaczyć tylko od razu zrobił mi przejście w wejściu. Wybrałam w windzie ostatnie piętro i jadąc wśród dorosłych eleganckich ludzi wysiadłam już po kilku minutach. Skierowałam się prosto do dwuskrzydłowych ciemnych drzwi, sprawdzając na telefonie kiedy wybije równa godzina ósma. Wraz z idealnym przeskokiem minuty zapukałam w drewno i słysząc cichy głos po drugiej stronie weszłam do środka.
Jakie było moje zdziwienie gdy za biurkiem nie było pana Connora a Ares. Na szczęście szybko przybrałam oficjalną postawę i podeszłam do jednego z foteli. Brunet jak zwykle ubrany był w ciemny garnitur i śnieżno białą idealnie wyprasowaną koszulę. A na jego twarzy nie było widać śladu po jakimkolwiek zaroście oraz zmęczeniu.
- Usiądź. - słysząc jego zachrypnięty głos posłusznie wykonałam polecenie i starałam się mu więcej nie przyglądać. - Jesteśmy profesjonalistami, dlatego naszą współpracę zaczniemy od tak oczywistych rzeczy jak umowa. - podsunął w moją stronę plik białych kartek, które zapewne miałam podpisać. - Myślę, że lepiej będzie jak opowiem pani na czym ma polegać nasza współpraca. Oboje oszczędzimy na tym czasu.
Odetchnęłam z ulgą, ponieważ ilość paragrafów znajdujących się na tych kartkach była niezliczona. Mocniej zacisnęłam swoje palce na moim brązowym płaszczu jak tylko Ares oderwał wzrok od monitora wygodnie oparł się o swój skórzany fotel.
- Nie będę pani tłumaczył tak prostych fraz jak asystentka, ponieważ z pewnością pani wie na czym polega ta praca. - kiwnęłam głową zgadzając się, choć w myślach wiedziałam że czeka mnie przestudiowanie tego w domu. - Skupmy się na pani obowiązkach. Z pewnością jest to sporządzanie dokumentacji graficznej jak i samo uczestnictwo w sporządzaniu projektów koncepcyjnych. Odpowiedzialna jest też pani za kontakt z podwykonawcami, dlatego liczę na pani profesjonalizm.
- Rozumiem. - chociaż wcale nie wiedziałam o czym on do mnie mówił. - A jeśli chodzi o godziny pracy i ilość dni?
- Pracuje pani od ósmej do szesnastej. Weekend rzecz jasna ma pani wolny, natomiast mogą się też zdarzyć różne wyjazdy na których gdy panią o to poproszę musisz być. Stawka godzinowa będzie zależała od pani pracy. Natomiast jakakolwiek zapłata za nadgodziny zależy tylko od tego w jakim celu je pani bierze. Podpisujemy? - spojrzałam na niego niepewnie, jednak z jego oczu nie dało się niczego wyczytać.
Nie rozumiałam nic z tego co powiedział i gdyby żadna formalność mnie tutaj nie trzymała, prawdopodobnie jeszcze teraz opuściła bym ten gabinet. Ale to był mój jedyny ratunek. Ratunek dla mojej rodziny. Biorąc niezauważalny głęboki wdech kiwnęłam głową i biorąc pomiędzy drżące palce piękny granatowy długopis podpisałam swoim imieniem i nazwiskiem wyznaczone przez bruneta miejsca.
CZYTASZ
Burning rose
Teen FictionLucrecia McCay jest na pierwszym roku studiów architektonicznych w Sebring, jednak zmuszona jest do ich porzucenia z powodu choroby jej dziadka. Za namową swojej rodziny decyduje się jednak skorzystać z szansy jaką jest niespodziewana praca w najsły...