Lucrecia
Nerwowo przygryzałam wargę nie mogąc wytrzymać tego stresu jaki mnie wręcz pożerał. Jedyne czego nauczyłam się przez trzy miesiące pracy u boku Aresa Rochestera to fakt że nigdy nie poznam nikogo bardziej irytującego niż jego. Wpatrywałam się w dwuskrzydłowe ciemne drzwi i zastanawiałam się ile jeszcze będzie to trwać. Jego żałosne pół godziny już dawno minęło i jakoś nie wyglądało na to by ktoś miał zaraz wychodzić z gabinetu.
- Może się tam pozabijali. - spojrzałam przerażona na Chrisa który opierał się bokiem o recepcję i siorbał kawę.
- Czy ty się dobrze czujesz? Jak mogli się pozabijać? Podobno żyją w zgodzie. To przecież tylko kilka papierków czemu to tyle trwa? - westchnęłam przebiegając palcami po swoich jasnych rozpuszczonych włosach.
- Wyluzuj gwiazdeczko. Muszą się nacieszyć tą chwilą. To normalne. - odbił się od blatu i wrócił na swoje miejsce za biurkiem. - Dopij lepiej w spokoju kawę, bo jak pojedziemy na ten bankiet to czuję że nie będziesz mieć na to czasu. - dodał a ja niechętnie musiałam przyznać mu rację.
W końcu nadszedł dzień w którym Ares pełnoprawnie został właścicielem firmy Archester. Ogromnie cieszyłam się jego sukcesem choć wiązało się z tym jeszcze więcej obowiązków. I nie tylko dla niego ale i dla mnie. Musiałam przyswoić o wiele więcej nowych rzeczy z którymi nie miałam wcześniej do czynienia. Od dwóch tygodni starałam się w wolnym czasie przyswajać materiał nowych zadań co okazało się trudniejsze niż sądziłam. Dodatkowo zajmowałam się organizowaniem uroczystości co było niezłym wyzwaniem.
Na szczęście po kolejnych piętnastu minutach usłyszałam otwierające się drzwi i rozmowy. Wymieniłam się porozumiewawczym spojrzeniem z Christianem i odkładając kubek stanęłam obok lady wyczekując aż wszyscy zebrani opuszczą piętro. Jak tylko to się stało, szybkim krokiem udałam się prosto do gabinetu który było o dziwo otwarty.
- Mam nadzieję że... - zatrzymałam się w półkroku widząc Allison która wręcz wisiała na Aresie. - Przepraszam. - odparłam zmieszana ignorując dziwny uścisk w środku.
- Matka nie nauczyła cię kultury? - syknęła dziewczyna poprawiając swoje włosy.
- Allison spotkamy się na pięć minut. - rozkazał patrząc na nią stanowczym wzrokiem co niechętnie uczyniła, trącąc mnie przy tym ramieniem. - W czym ci mogę pomóc? - spytał powracając wzrokiem do papierów leżących na biurku.
- Chciałam się upewnić że wszystko w porządku. - odchrząknęłam.
- Tak. - skinął głową. - Na bankiet pojedziesz z Chrisem i w żadnym wypadku nie traktuj tego przyjęcia jak wypoczynku, ponieważ ciągle jesteś w pracy. Staraj się do mnie nie podchodzić chyba że wymaga tego sytuacja. Każdy telefon odbierasz ty dlatego używaj głowy McCay. - zerknął na mnie uważnie ubierając czarny płaszcz.
- Rozumiem. - przytaknęłam mu i wyszłam z pomieszczenia razem z nim.
- A więc już oficjalnie szefie. - zaśmiał się Chris gratulując Aresowi.
- Nareszcie. - westchnął. - Lucrecia jedzie z tobą więc jej pilnuj.
- Hej! Jestem już dorosła! - oburzyłam się rozkładając ręce.
Mężczyźni stojący praktycznie na wprost siebie wymienili się dziwnymi spojrzeniami a na ich ustach uformował się kpiący uśmieszek który w wersji Aresa był nie do zniesienia.
- Od kiedy dziewiętnaście lat to dorosłość? - spytał prześmiewczo Ares a Chris parsknął śmiechem.
- Mało śmieszne. Wiek to tylko liczba. - burknęłam zakładając na siebie płaszcz.
CZYTASZ
Burning rose
Teen FictionLucrecia McCay jest na pierwszym roku studiów architektonicznych w Sebring, jednak zmuszona jest do ich porzucenia z powodu choroby jej dziadka. Za namową swojej rodziny decyduje się jednak skorzystać z szansy jaką jest niespodziewana praca w najsły...