Rozdział 26.

1.3K 60 3
                                    

Lucrecia

Przymknęłam powieki rozkoszując się smakiem kawy, która smakowała inaczej niż wszystkie, które do tej pory piłam. Być może było to za sprawą tego że nie piłam jej w pośpiechu lub miejsca w którym się znajdowałam.

Piękny ogród rozciągający się w każdą stronę, niezależnie od tego gdzie przeniosłam wzrok był czymś niespotykanym do czego pragnęłam wracać codziennie a niestety mój czas w tym miejscu był ograniczony. Byłam jednak myśli że z pewnością jeszcze tutaj wrócę i starałam się myśleć o tym co miało nadejść dzisiaj.

Z tej błogiej chwili wyrwało mnie pukanie do drzwi dlatego najciszej jak mogłam przeszłam przez sypialnie i otworzyłam drzwi kobiecie, która stała z wózkiem pełnym jedzenia.

- Dzień dobry, oto śniadanie dla państwa. Zgadza się? - dopytała.

- Dzień dobry, zgadza się. - przytaknęłam i odebrałam jedzenie od kobiety, wjeżdżając nim w głąb pokoju. - Jeśli chcesz zrobić wszystko w spokoju to powinieneś już wstać. - oznajmiłam patrząc na łóżko na którym spał Ares.

Jego odpowiedź składała się ze słów, które raczej nie istnieją dlatego przeniosłam wszystko na mały, uroczy balkon i nie czekając na niego zaczęłam delektować się tutejszymi przysmakami.

Był to mój pierwszy raz we Francji jak i Europie dlatego chciałam zaczerpnąć z tego państwa jak najwięcej. Byłam w niemałym szoku gdy Grace mi zdradziła miejsce ich uroczystości, którym okazało się słynne państwo miłości.

- Czy to słońce musi tak jarzyć? - uniosłam głowę na bruneta, który w samych dresowych spodniach oparł się o balustradę i przecierał oczy.

Nie mogłam się powstrzymać by na moment nie zawiesić wzroku na jego umięśnionej budowie ciała a w szczególności brzucha. Trwał to jedynie kilka sekund, ponieważ odwrócił się i usiadł na przeciw mnie, zalewając swoją filiżankę czarną kawą.

- Takie uroki maja. Mi się tam podoba. Ogólnie wiosna jest magiczną porą roku. - powiedziałam zagryzając te słowa croissantem. - Jak się spało?

- Całkiem dobrze, ale byłoby lepiej gdyby moja współlokatorka nie wstała o siódmej rano. - przewróciłam oczami na jego zażalenie.

- Ktoś musiał wyprasować panu na wszystko mam czas garnitur bo mogłoby się okazać że nie ma aż tyle czasu. - wyznałam a do moich uszu dobiegł jego zachrypnięty śmiech.

Uwielbiałam patrzeć na to w jaki sposób się śmieje i gdy po prostu to robi. Wyglądał na takiego beztroskiego oraz zwyczajnego co podobało mi się w nim najbardziej i marzyłam o tym by był taki zawsze, przynajmniej przy mnie i najbliższych dla niego osobach.

- Śmieszne masz te wałki. - wskazał palcem na moje włosy zaplątane w wałek przechodzący mi przez całą głowę. - Wyglądasz jak baranek. - skwitował na co prychnęłam. - Bardzo ładny baranek. - dodał a na jego policzkach od kpiącego uśmiechu zrobiły się słodkie dołeczki.

Sama mimo wewnętrznej walki nie potrafiłam się nie uśmiechnąć szczególnie że ciągle czułam na sobie jego spojrzenie.

- Dureń z ciebie. - zaśmiałam się sprzątając po sobie, w gotowości by zacząć się szykować na ślub.

- Uwielbiasz mnie. - powiedział to a w jego głosie czuć było pewność wypowiedzianych słów.

Przez kolejne dwie godziny wykonałam starannie makijaż, który mimo że zajął mi mnóstwo czasu nie należał do tych krzykliwych i rzucających się w oczy a bardziej stonowanych i naturalnych. Rozpuściłam również włosy polokowane na dolnych włosach tak że te bliżej czubka głowy były całkowicie proste. Całość oprócz lakieru przyozdobiłam złotą delikatną opaską idealnie pasującą do moich jasnych włosów.

Burning roseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz