Rozdział 8.

2.2K 82 9
                                    

Lucrecia.


Przymknęłam powieki rozkoszując się smakiem malinowej ciepłej herbaty. Była godzina czternasta i zgodnie z tym miałam przerwę. Coraz bardziej przyzwyczajałam się do nowego stanowiska i w moim odczuciu robiłam postępy. Niestety projekt który zawaliłam wciąż nie był dokończony i to właśnie dzisiaj miałam zostać po godzinach z moim szefem.

Z chwilowego zawieszenia w którym trwałam wyrwał mnie odgłos przychodzącego powiadomienia. Sięgnęłam po telefon znajdujący się w torebce i odnalazłam wysłaną do mnie wiadomość.

Od: Nieznany.

Cześć. To ja Tony. Ten z imprezy o ile pamiętasz. Masz ochotę się spotkać?

Uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie czarnowłosego chłopaka który opróżnił prawie całą butelkę wódki sam.

Do: Tony.

Pewnie. Może być jutro?

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

Od: Tony.

Jasna sprawa. Wieczorem podam ci adres spotkania.

Pokręciłam z rozbawieniem głową i poszłam w stronę małej kuchni by zrobić sobie drugą herbatę. Pogodna jak zwykle nie rozpieszczała i od rana padało. Zastanawiałam się czy jesień w Filadelfii to same ponure dni czy może jednak była szansa zobaczyć słońce. 

O mało nie wypuściłam kubka z gorącym napojem na dywan w swoim biurze widząc na fotelu niezapowiedzianego gościa. Była nim mała dziewczynka która na oko mogła mieć pięć lat. Jedną rączką odgarniała z czoła opadające brązowe kosmyki włosów i patrzyła na swoje nogi którymi na przemian machała.

- Hej. Zgubiłaś się? - spytałam a duże brązowe oczy spojrzały na mnie z zaskoczeniem.

- Nie. - kiwnęłam głową słysząc jej piskliwy dziecięcy głosik. 

- A kim jesteś? - kucnęłam na przeciw niej.

- O to samo mogę zapytać ciebie. Nie znam cię a ja z tego piętra znam wszystkich. - odparła a mi odjęło mowę.

Nie spodziewałam się że taka mała istotka potrafi być tak wygadana. Być może Ares miał z kimś spotkanie i to mi przyszło się opiekować córką lub kim ona była dla naszego gościa. Wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem i nic nie mogłam na to poradzić że już ją polubiłam.

- Jestem Lucrecia ale możesz mi mówić Lucy. Jestem tutejszą asystentką. A ty?

- Jestem Charlotte. - wyciągnęła w moją stronę dłoń którą lekko uśmiechnęłam. - Nie chciałam siedzieć sama więc tu przyszłam.

- W porządku. Masz ochotę na herbatkę? - spytałam a ona pokiwała głową. - W takim razie ta jest dla ciebie. - sięgnęłam po kubek stojący na biurku i położyłam go obok niej na małym stoliczku. - Uważaj żeby się nie poparzyć. - ostrzegłam a ona posłuchała i kilka razy delikatnie zrobiła kilka łyków.

Na szczęście dziewczynka miała ze sobą swój plecak w którym były kredki dlatego podarowałam jej kilka czystych kartek papieru po których chętnie rysowała. Ja po kilku minutach siedzenia przy niej wróciłam do swojego stanowiska i zaczęłam kończyć swoją pracę. Nie trwało to jednak długo, ponieważ po zaledwie dziesięciu minutach z pracy wyrwała Charlotte która zaczęła się pakować i kierować się do wyjścia.

- Hej! Gdzie idziesz? - wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do niej.

- Idę szukać kogoś kto spędzi ze mną trochę czasu. - wzruszyła ramionami ze spuszczoną główką. - Mama i tata też ciągle pracują i nawet nie oglądają moich rysunków. - dolna warga zaczęła jej drżeć a ja nie mogłam dopuścić do tego by się rozpłakała.

Burning roseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz