Rozdział 30.

1.1K 44 4
                                    

Lucrecia


Ares od samego rana zachowywał się wyjątkowo dziwnie. Ciągle wpatrywał się w telefon i chociaż mogłoby się wydawać to normalne tym razem miałam przeczucie że coś jest na rzeczy. Nigdy brunet nie miał problemu bym czytała jego wiadomości przy nim czy patrzyła na to co robi, lecz coś się zmieniło.

Patrzyłam na mężczyznę leżąc na łóżku jak chodzi po pokoju i zawzięcie pisze coś w telefonie. Wyglądał na zdenerwowanego co zaczynało mnie martwić, ponieważ nie często go takiego widziałam.

- Ares wszystko w porządku? - spytała podnosząc się do siadu.

Brunet przytaknął w miejscu i spojrzal w niezrozumieniu na mnie jakby sam niezauważał swojego zachowania. Z tego wszystkiego nawet nie zdążył się przebrać tylko chodził w spodniach od piżamy i roztrzepanych włosach.

- Tak, dlaczego pytasz?

- Ty mi to lepiej powiedz. Jesteś strasznie poddenerwowany, coś nie tak z firmą? - zasugerowałam na co on jedynie się uśmiechnął. - Co się dzieje?

- Nic się nie dzieje Lucy. Naprawdę. - zaśmiał się. - Pisałem z tatą, nie musisz się martwić. - zapewniał siadając obok mnie.

Pozostając wciąż podejrzliwa, wtuliłam się w niego by ponownie przymknąć powieki. Wstałam dziś wyjątkowo wcześnie dlatego mimo że był nadal poranek tyle że późny to stawałam się senna. Uśmiech wpełzł na moje usta gdy poczułam ciepłą dłoń na swojej głowie, która wolnymi i delikatnymi ruchami wplatała się w moje włosy, sunąc po całej ich długości.

- Muszę ci coś powiedzieć. - odezwał się po dłuższej chwili a ja momentalnie otwarłam oczy.

- Wiedziałam. - prychnęłam, ciesząc się że moja intuicja mnie nie zawiodła.

- Nie wiem czy pamiętasz, ale tydzień temu rozmawialiśmy o długości mojego pobytu tutaj. I gdy zapewniałem cię że nie wiem kiedy to nastąpi miałem rację. - zrobił małą przerwę nie odrywając wzroku ode mnie. - Mój wyjazd był w pełni uzależniony od twojego samopoczucia i czy dasz sobie radę będąc przy tym spokojnym że nie skrzywdzisz się.

- A czy ty nie wspominałeś jakieś dwa dni temu że nie chciałbyś mnie jeszcze zostawiać? - zmrużyłam oczy uważnie mu się przyglądając.

- Tak właśnie mówiłem i zdania wciąż nie zmieniam na ten temat. - skinął głową zachowując powagę. - Niestety sam nie jestem w stanie dłużej zostać ze względu na obowiązki jakie mam natomiast zapewniłem sobie wiarygodne mojego zaufania zastępstwo. Powinno czekać na ciebie na zewnątrz. - puścił mi oczko a ja ciekawa tego o czym mówi wstałam z łóżka.

Narzuciłam na siebie niechlujnie bluzę bruneta i nie czekając aż sam do mnie dołączy zbiegłam po schodach. Pierwszą moją myślą był oczywiście piesek. Sądziłam że może to on ma mi pomóc odzyskać dawną siebie i wprowadzić do mojego życia więcej szczęścia, które utraciłam.

Myśl tą jednak szybko porzuciłam gdy usłyszałam odgłos wjeżdżającego na posesję samochodu i wyglądającą przez okno babcię, która zdawała się być równie zaskoczona co ja.

Wychodząc na zewnątrz zauważyłam piękny niebieski samochód, lecz nawet nie zdążyłam się przyjrzeć jego marce widząc osoby, które z niego wysiadły. Byli tacy jak ostatnio. Nawet w takim momencie wymieniali kąśliwe uwagi o to kto ma rację i dlaczego. Wszystko stało się jednak nieważne gdy mnie dostrzegli a w moich oczach ze wzruszenia pojawiły się łzy.

- Tony? Chris? - przeskakiwałam wzrokiem pomiędzy mężczyznami, chcąc się upewnić że to napewno oni.

- Moja piękna jak zawsze gwiazdeczka. - blondyn z rozłożonymi ramionami szedł w moją stronę a ja chętnie w nie wpadłam.

Burning roseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz