Rozdział 6.

2.2K 78 5
                                    

Lucrecia


- Ja pierdole, dziewczyno ty spałaś w jego pieprzonym łóżku! - piszczała i skakała jednocześnie Monica podczas gdy ja przechodziłam załamanie nerwowe.

- I co z tego? Przynajmniej się dowiedziałam że mnie nie zwolnił. - przewróciłam oczami i smętnie grzebałam w makaronie który sama przygotowałam.

- Mam nadzieję że przypomnisz sobie jak do tego doszło, bo w cholerę mnie to ciekawi. - podążyłam wzrokiem za brunetką która rozczesywała swoje mokre włosy przed lustrem w przedpokoju.

- Ja też. - zgodziłam się z nią choć myślałam całkiem inaczej.

Nie powiedziałam dziewczynie o wszystkim co pamiętam oraz o tym co zaszło po przebudzeniu się. Nie wiedziała w jaki sposób Ares przekazał mi że wciąż pracuję w jego firmie i tym samym rzucił mi wyzwanie. Na szczęście nie posunął się do niczego więcej i po trzydziestu minutach z ulgą opuściłam jego apartament.  Byłam zdania, że lepiej zachować to co się tam wydarzyło między mną a Rochesterem dla siebie. 

- Lucy czujesz to? - z myśli wyrwał mnie głos Monicy

- Niby co?

- Jakby coś się spaliło..

- Kurwa! - momentalnie się podniosłam i popędziłam w stronę piekarnika gdzie piekły się moje cynamonki.

Skrzywiłam się gdy moja skóra dotknęła rozgrzanej blachy ale mimo to jej nie puściłam. Ze czterech zrobionych drożdżówek trzy były w bardzo dobrym stanie przez co mi ulżyło, ponieważ nie miałam sił robić ich po raz kolejny. Tak jak postanowiłam tydzień temu, śniadania zaczęłam robić samodzielnie oprócz czarnej kawy którą nadal miałam w planach zamawiać.

- Masz cholerne szczęście. - zaśmiała się dziewczyna która usiadła przy wysepce kuchennej.

- Doskonale o tym wiem. A właśnie, jak studia? Jesteś przygotowana. - zagadnęłam pakując słodkości do papierowej torby.

- Powiedzmy. Muszę powtórzyć ostatnie rzeczy i myślę, że to będzie najlepszy i zarazem najbardziej systematyczny rok.

- Trzymam cię za słowo. - wskazałam na nią nożem trzymanym w ręku po czym obydwie się zaśmiałyśmy.

***


Uliczny gwar był dla mnie jak zimna woda. Od razu postawił mnie na nogi i zachęcił do działania. Przemierzyłam drogę dzielącą firmę Archester oraz moją kawiarnię po czym weszłam do środka ich siedziby. Jak zwykle było pełno ludzi w garniturach którzy w większości byli pracownikami. Wybrałam odpowiednie piętro, będąc dumna z tego w jakim czasie znalazłam się na odpowiednim piętrze.

- No proszę! Trzy minuty przed czasem. Bijesz rekordy Lucrecio. - zaśmiałam się na słowa Chrisa stojącego za ladą.

- Nie mogło być inaczej. - westchnęłam kładąc obok niego przyrządzone śniadanie. - Mam i coś dla ciebie. Koniecznie musisz spróbować. - podsunęłam w jego stronę zapakowaną drożdżówkę na której widok oczy mu się zaświeciły.

- Jesteś wspaniała. Z pewnością zrobię degustację, ale pamiętaj że jestem wykwintnym krytykiem i nie patrzę na to czy darzę tę osobą sympatią. - wskazał na mnie palcem a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Nie śmiałabym. - położyłam otwartą dłoń na sercu. - Masz coś dla mnie?

- Niestety. Po tym nieprzyjemnym piątku zostawiłaś niezły stos papierów, dlatego radzę ci się zabrać za to natychmiast. Oddzieliłem ci kartką papiery które Ares będzie chciał mieć za godzinę więc postaraj się zrobić je jak najszybciej. - położy przede mną górę dokumentów na której widok robiło mi się słabo.

Burning roseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz