Lucrecia
Po incydencie z udziałem ojca Aresa miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Gdyby mnie ostrzegł że pan Connor wraca to w życiu bym tak nie wpadła do tego biura. Niestety to się już nie odstanie i chciałam jak najszybciej puścić to w niepamięć. Ubrania które dał mi Ares były lekko duże, lecz bardzo mi się podobały. W końcu byłam w pracy w czymś innym niż ta sama spódnica i biała koszula.
- Lucy twoja kawa! - zawołał Chris stawiając na ladzie kubek z kawą. - Już trochę przestygła, ale to nic. - dodał a ja upiłam łyk napoju.
- Dzięki. Mogłeś mnie ostrzec że ojciec Aresa jest. - syknęłam rozglądając się czy nie ma nikogo w pobliżu.
- Chciałem, ale wypadłaś z biura jak strzała a akurat jadłem cukierka. - przewrócił oczami. - Wybacz na moment. - przeprosił odbierając telefon i wyszedł na zaplecze.
Ja w tym czasie przejrzałam papiery leżące po prawej stronie blatu, zastanawiając się czy któreś z nich są dla mnie. Na szczęście wszystkie były do podpisu i sprawdzenia przez mojego szefa co bardzo mnie ucieszyło i wierzyłam w to, że może wrócę dziś o normalnej godzinie do domu. Chwyciłam kubek kawy i biorąc ze sobą teczkę z dokumentem który doczytywałam skierowałam się w stronę swojego biura.
W pewnym momencie poczułam jak na kogoś wpadam i tracę równowagę przez co wylałam całą zawartość kubka na jakąś osobę. Wzdrygnęłam słysząc pisk kobiety i szybko się od niej odsunęłam odstawiając dokument z kubkiem na ladę.
- Najmocniej przepraszam... - zaczęłam podbiegając do czarnowłosej kobiety z chusteczkami.
Miała plamę na białej koszuli która przechodziła na jej czarną spódnicę. Przeniosła swoje przeciwsłoneczne okulary na czubek głowy i zniesmaczona zdjęła płaszcz. W tej samej chwili z gabinetu wybiegł Ares który nie był zaskoczony zaistniałą sytuacją jednak wciąż obawiałam się jego reakcji. Spuściłam wzrok na swoje obcasy i czekałam na to co powie.
- Miło cię... - zaczął Ares ale kobieta mu przerwała.
- Ta idiotka wylała na mnie kawę! - oburzyła się wskazując na mnie. - Wiesz ile to kosztowało?! To się już nie spierze!
- Ja zapłacę za wszystko, obiecuję. - zapewniłam ją na co prychnęła.
- Grace chodź do gabinetu. Tata przyjechał, przywitasz się z nim. - podniosłam głowę rozumiejąc że mam do czynienia z jego siostrą.
Faktycznie wyglądali podobnie jednak nie spodziewałam się że są rodzeństwem. Dziewczyna miała ciemno brązowe włosy do ramion i mocny ale i zarazem stonowany makijaż. Chociaż Ares namawiał ją do pominięcia mnie, czułam na sobie jej palący wzrok.
- Chwila. Czy ty masz na sobie moje ciuchy? - spytała a ja spojrzałam przerażona na Aresa. On sam chyba nie był zadowolony z obrotu sytuacji i zacisnął mocniej szczękę. - Jak śmiesz. - oburzyła się.
- Ja jej je pożyczyłem. To długa historia, a poza tym i tak w nich nie chodziłaś. - obronił mnie Ares jednak na marne.
- Słuchaj mnie niezdaro. - podeszła do mnie bliżej wyrywając się z uścisku bruneta. Czułam się nagle przy niej taka mała. - Na jutro chcę pieniądze za swoją koszulę. Podobnie jest z tym co masz na sobie. Skoro nie umiesz uszanować że coś nie należy do ciebie będziesz za to płacić. - kiwnęłam niemrawo głową. - Daj mi kartkę i długopis. Zrobię ci listę zakupów. - prychnęła.
Po chwili siedziałam już w swoim gabinecie i musiałam uspokoić nerwy zanim otworzę wspomniany rachunek. Domyślałam się taka osoba jak Grace Rochester nie chodzi w byle czym i zapewne były to drogie markowe ciuchy. Sama koszula którą miałam na sobie była z nieziemskiego materiału i już obawiałam się jej ceny. Zerknęłam w dół a kartkę i o mało się nie rozpłakałam. Łączna suma trzech rzeczy wynosiła tysiąc dolarów. Sama koszula którą ubrudziłam to było trzysta dolarów.
CZYTASZ
Burning rose
Teen FictionLucrecia McCay jest na pierwszym roku studiów architektonicznych w Sebring, jednak zmuszona jest do ich porzucenia z powodu choroby jej dziadka. Za namową swojej rodziny decyduje się jednak skorzystać z szansy jaką jest niespodziewana praca w najsły...