Rozdział 24.

1.5K 61 7
                                    

Ares


Nerwowo patrzyłem w drzwi za którymi była już nie tylko roztrzęsiona Lucy, ale i Grace. Nie rozumiałem dlaczego moja siostra postanowiła akurat w tym momencie skorzystać z toalety natomiast liczyłem że był to czysty przypadek i nie ma w planach obdarować szatynki kolejnym niemiłym komentarzem. 

O zaistniałej sytuacji dowiedziałem się dopiero gdy wróciłem do stołu a McCay już tam nie było. Nie długo musiałem się zastanawiać jaki był tego powód, ponieważ Grace w odróżnieniu do reszty kobiet siedzących tam, wyjaśniła mi pokrótce sytuację.

Mimo że do teraz czułem w ich stronę wkurwienie ze szczególnością do Allison i jej matki to pojawił się też zawód. Zawód na mojej siostrze i mamie, która wydawało mi się że nie spogląda na ludzi przez pryzmat tego ile pieniędzy posiadają. Zawsze wychowywała nas w ten sposób więc miałem nadzieję że dziś nie będzie mieć to miejsca a jednak się przeliczyłem.

Lucrecia wyglądała dziś szczególnie pięknie i okrutne słowa, które padły w jej stronę były kompletnie nieuzasadnione. Liczyłem że zabierając ją tutaj poczuje się wyjątkowo czyli taką jaką jest a przez nieodpowiednie osoby pogorszyłem jeszcze bardziej sytuację.

Spiąłem się gdy nagle drzwi przed którymi stałem się otworzyły a po zapłakanej Lu nie było nic. Starałam się wyczytać z jej mimiki twarzy cokolwiek co wskazywało by na to jak potraktowała ją Grace, jednak ona była uśmiechnięta.

- Wszystko w porządku? - spytałem niepewnie odbijając się od ściany. - Widziałem że moja siostra za tobą weszła więc jeśli powiedziała coś...

- Przeprosiła mnie i mi pomogła. - przerwała mi a ja nie zdołałem ukryć zaskoczenia.

- Jak ci pomogła? Mówimy o tej samej osobie? O Grace? - upewniłem się co spotkało się ze śmiechem dziewczyny.

W tym samym momencie drzwi otworzyły się ponownie i wyszła przez nie wspomniana przeze mnie osoba.

- Masz problemy ze słuchem czy jak? - spytała brunetka krzywo się uśmiechając. - Pomogłam twojemu słoneczku bo było w totalnej rozsypce, ale z tego co widzę to mi się udało. - zerknęła na Lu, która jej przytaknęła. - Nie będę jej przepraszać po sto razy bo tej jeden według mnie był wystarczająco szczery patrząc na to przez pryzmat tego że ja mało kiedy kogoś przepraszam.

- I skąd taka nagła potrzeba by zrobić to w stosunku do Lu? - dopytałem a ona przewróciła oczami.

Grace nigdy nie należała do wylewnych uczuciowo osób podobnie jak ja choć wychowaliśmy się w rodzinie gdzie rodzice okazywali nam pełno miłości. Było to coś według nas żałosnego i nawet wobec siebie nie obdarowywaliśmy się takowymi zwrotami.

- Pójdę przywitać się z Chrisem. - wtrąciła się Lucy wskazując na blondyna stojącego na tarasie.

Powiodłem za nią wzrokiem i jak tylko zniknęła za drzwiami wraz z moim przyjacielem powróciłem do Grace.

- Bądźmy szczerzy. - odchrząknęła. - Nie wyobrażam sobie ciebie z żadną dziewczyną bo są dla mnie zwykłymi pustakami, natomiast jak mam już wybrać z przymusu to niech będzie ona. Może i mnie irytuje swoim stylem bycia i ilością słów jakie wypowiada, ale lepsza Lucy niż Allison.  poza tym wydajesz się być szczęśliwy a o to mi chodziło zawsze.

- Jeszcze ją polubisz. - puściłem jej oczko.

- Przystopuj lepiej. Toleruję ją i to by było na tyle. Bliżej jej do Lottie z tematami do rozmów niż do mnie. - odparła a ja nie mogłem się nie zaśmiać.

Burning roseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz