Epilog

1.6K 53 13
                                    

Lucrecia

Krążyłam po łazience w nerwach, nie dowierzając ani w to że kiedy potrzebowałam aby 5 minut minęło szybko wręcz przeciwnie dłużyło się jakby było to pół godziny ani w to że znalazłam się w tak beznadziejnej sytuacji.

Już przy samym odpakowywaniu testu popłakałam się cztery raz nie wspominając o jego wykonywaniu. Jedynym pocieszeniem w tej sytuacji była moja babcia, która ciągle starała się mnie pocieszać i zachowywać zimna krew mimo że ja już spisywałam się na straty.

Nie byłam gotowa na to by mieć dziecko. Sama jeszcze się nim czułam choć zarabiałam na siebie i odpowiadałam w jakiś stopniu za duża firmę. Jednak w tym wszystkim wizja dziecka mnie przerażała, ponieważ zdawałam sobie sprawy jak ciężkie jest to zadanie i trwające do końca życia.

- Lucy i jak? Sprawdziłaś? - westchnęłam słysząc pytania babci. Chciała mieć to za sobą bardziej niż ja.

- Boję się. - mruknęłam. - A co jeśli będę w ciąży? - dodałam rozpaczliwym tonem.

- Poradzimy sobie kochanie. Widzisz jakie miałaś wsparcie u swoich przyjaciół. Będę z tobą niezależnie od tego co się wydarzy i jaką później decyzję podejmiesz.

Słowa babci sprawiły że nabrałam w sobie więcej odwagi i sięgnęłam po gotowy test ciążowy. Serce dudniło mi niemiłosiernie a oddech momentalnie przyśpieszył. Stres nie był porównywalny do niczego innego i nie sądziłam że był on kiedyś większy niż w tym momencie. Jak w zwolnionym tempie odwróciłam go by przeczytać wynik i zaraz po tym upadł on z hukiem na ziemię.

Obraz mi się kompletnie zamazał a ja poczułam niewyobrażalną pustkę. Tak jakby cały mój świat się zawalił i nic nie miało już sensu. Krzyk mojej rozpaczy rozniósł się zapewne po całym domu, lecz mało mnie to interesowało.

Byłam w ciąży.

Byłam w ciąży.

Byłam w ciąży.

Chodziło mi to po głowie nie chcąc z niej wyjść. Nie wiedziałam w którym momencie zostałam przyciągnięta w ramiona babci, która zaczęła coś do mnie mówić, jednak bariera w którą wpadłam nie dopuszczała do siebie żadnego głosu.

***

- Dzień doby. Gdzie jedziemy?

- Poproszę do centrum Filadelfii. - odparłam gdy zapięłam pas w taksówce.

Decyzję o pojechaniu do Rochestera podjęłam dwa dni temu. To głównie zasługa mojej babci, która po informacji jaką była moja ciąża nie zostawiała mnie samej i wspierała mnie jak tylko umiała. Pierwsze dni kompletnie mnie pokonały i chociaż wciąż się z tym nie pogodziłam całkowicie to starałam się to robić i wyciągać jakiekolwiek plusy z tej sytuacji.

Ścisnęłam mocniej w dłoni telefon starając się nie stresować by nie pogarszać swojego stanu zdrowia, który zdecydowanie podupadł. O moim stanie nie wiedział nikt poza Helen tak samo jak moim przybyciu do miasta. Chciałam by to w pierwszej kolejności dowiedział się o tym ojciec dziecka czyli Ares.

Odetchnęłam z ulgą gdy wysiadłam z samochodu i ściskając w dłoni rączkę walizki odetchnęłam w miarę świeżym powietrzem. Wciąż doskwierały mi poranne mdłości a jazda samochodem stała się moim utrapieniem, dlatego cieszyłam się że to już koniec.

Powolnym krokiem udałam się do miejsca, które było początkiem mojej przygody nie tylko zawodowej, ale i miłosnej. Na szczęście bez większego problemu dostałam się do środka budynku i wybierając w windzie odpowiednie piętro, oparłam się o metalową ścianę.

- Będzie dobrze Lucy. - zapewniałam samą siebie czując jak oddech mi przyśpiesza.

Spodziewałam się gwaru czy mnóstwa ludzi, jednak gdy drzwi się rozsunęły na korytarzach panowała cisza. Niepewnie zaczęłam iść w stronę biura i widząc znajomą twarz na moich ustach zagościł uśmiech, który szybko został przygaszony.

Christian wyglądał co najmniej jakby stracił bliską osobę lub coś go bolało. Trzymał telefon przy uchu i z napiętą szczęką słuchał rozmówcy, jednak gdy mnie zauważył na jego twarzy wymalował się szok.

- Lucy?- odparł i wyglądał na bardziej przerażonego niż szczęśliwego.

- Nie spodziewałeś się mnie tak szybko. - zaśmiałam się, lecz na jego twarzy nie było znaku rozbawienia. - Wiem że to zabrzmi dziwnie, ale wyjaśnię ci wszystko później. Muszę teraz pójść do Aresa. - mówiłam zatrzymując walizkę przy jego recepcji i poprawiłam swój płaszcz.

- Ja też muszę ci o czymś powiedzieć tylko zostań tu i....

- To ważne wybacz. - uśmiechnęłam się przepraszająco i skierowałam się w stronę gabinetu.

- Lucrecia stój! - blondyn wybiegł za mną jednak byłam szybsza i nie zastanawiając się długo nacisnęłam klamkę.

Ku mojemu zaskoczeniu w pomieszczeniu oprócz Aresa dostrzegłam również jego rodziców oraz innych ludzi w podobnym do nich wieku. I choć mnie mogłam zrozumieć dlaczego stoją przy dużym stole to gdy ujrzałam że każdy trzyma kieliszek z winem i jakąś dziewczynę wtuloną w bruneta miałam spore obawy. W szczególności że od razu ją poznałam.

Allison.

- A więc wznieśmy toast za szczęście naszych dzieci i ich wspólną przyszłość. - odchrząknął mężczyzna, który musiał być jej ojcem. - Bo to dzięki tym zaręczynom nasze rodziny nareszcie się połączą.

Z rozchylonymi ustami wpatrywałam się w ten z pozoru idealny obrazek nie wiedząc co powiedzieć. Opuściłam ręce w dół nie mając już sił nawet walczyć. Ares którego kochałam i spodziewałam się z nim dziecka wybrał inną i w dodatku przez ten cały czas mnie oszukiwał.

Samotna łza potoczyła się po moim policzku a za nią kolejne. W tej chwili już nie miałam złamanego serca a całą siebie. Śmierć dziadka, nieplanowana ciąża i w dodatku zdrada zniszczyły mnie do tego stopnia że miałam ochotę rzucić się w przepaść i dopiero wtedy zaznać spokoju.

- O Lucy. - uśmiechnęła się Allison dostrzegając mnie i Chrisa w drzwiach. - Napijesz się?

Zignorowałam jej pytanie i przeniosłam wzrok na mężczyznę, który był moim całym światem. Starałam się w jego oczach odszukać żartu, zapewnienia czy tych szalonych iskierek jednak one wyrażały współczucie, które niczego mi nie dawało. Pokręciłam głową gdy otwierał usta i nie czekając na jego usprawiedliwienia wybiegłam z gabinetu.

Nie wiedziałam kto poszedł za mną i uchronił mnie od upadku gdy nogi zaczynały się pode mną załamywać a później wyprowadził mnie na świeże powietrze.

Wiedziałam jednak jedno.

Ares nie zdał egzaminu.

Ostatnie dwie róże spłonęły pozostawiając po sobie jedynie popiół.

                                                                                

                                                                                   Koniec części pierwszej

____________________________

Zapraszam do podziękowań <3

Burning roseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz