Ares
- Pozwól że się przyłącze. - zetknąłem w stronę mężczyzny który w ręce z drinkiem usiadł obok mnie. - Jestem tutaj z dziewczyną i to w zasadzie tylko z tego powodu, więc nie muszę się chyba tłumaczyć dlaczego się nie bawię z nimi. - dodał wskazując kiwnięciem głowy na rozciągający się przed nami parkiet na którym między innymi była Lu.
- Właśnie to zrobiłeś. - mruknąłem nie odrywając oczu od szatynki.
To był jej pomysł by tutaj przyjść, ponieważ co roku wraz ze znajomymi organizowali coś na wzór domówki, odbywającą się dzień po świętach. Chciałem by to się nie zmieniło mimo że widziałem że była gotowa z tego zrezygnować na rzecz mnie i mojego jutrzejszego powrotu do Filadelfii. Uśmiech, który towarzyszył jej ciągle podczas tańców wraz z jej przyjaciółką były tego w stu procentach warte. Przy mnie mogła być beztroska i by tego choć trochę zaznała. Żeby wiedziała ze jestem jej podporą w każdej sprawie.
- Zrobiłeś niezły szum wśród dziewczyn. Prawie cały czas jesteś na celowniku, którejś z nich. - oznajmił a ja nie musiałem się rozglądać by wiedzieć że ma rację.
- Wszystko jedno. I tak nie jestem zainteresowany. - upiłem łyk trunku.
- To dobrze. Lucy jak mało kto zasługuje na szczęście. - oznajmił a ja przeniosłem na niego wzrok starając się zrozumieć kim był dla McCay.
Miał blond włosy roztrzepane we wszystkie strony oraz granatową koszulę. Nie sądziłem by był kimś wartym uwagi, jednak wciąż był znajomym mojej Lucreci i nie chciałem robić jej przykrości swoim zachowaniem.
- Tak w ogóle to jestem Marcus. Chłopak najlepszej przyjaciółki Lucreci.
- Ares. - powiedziałem wracając wzrokiem do parkietu gdzie już nie mogłem dostrzec tej jednej osoby.
- Oho już się boję. - nie rozumiałem o co chodzi Marcusowi do momentu aż nie zauważyłem dwóch dziewczyn które ledwo trzymały się na nogach.
- Zobacz nasi faceci się kumplują! - pisnęła wyższa brunetka i zaczęła rozlewać do pustych szklanek alkohol.
- Właśnie widzę. - odparła szatynka. - Chcesz już iść? - uśmiechnąłem się kpiąco, wiedząc że nie mogę odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
- Nie. Baw się dalej. - westchnąłem zakładając jej za ucho pasemko potarganych włosów.
Nawet nie wiem w którym momencie przy naszym barowym stoliku zrobiło się tłoczno, za sprawą najbliższych znajomych dziewczyn. Wszyscy zaczęli opowiadać o śmiesznych wydarzeniach, podczas gdy ja ciagle obserwowałem McCay, która wyglądała na przytłoczoną, dlatego niewiele myśląc przyciągnąłem ją do siebie by po chwili znalazła się na moich kolanach.
- Jak się czujesz? - spytałem przy jej uchu by lepiej mnie słyszała.
- Cudownie. - zaśmiała się, upijając kilka łuków swojego drinka.
- Lucrecia musimy iść na podwójną randkę! - krzyknęła brunetka stojąca u boku Marcusa.
Poczułem jak szatynka na mnie spogląda, po czym wygodniej opiera się o moją klatkę piersiową.
- Nie jesteśmy parą! - odkrzyknęła a ja uniosłem zaskoczony brew.
Lucy po pijaku była wylewną osobą i często mówiła to co ślina przyniesie jej na język a jednak mnie zaskoczyła.
- Straszni z was nudziarze. Choć Lucy, idziemy tańczyć. - Monica pociągnęła za rękę szatynkę kierując ją w stronę tłumu.
Dziewczyna jej się nie opierała bo żwawo zeskoczyła z moich kolan i odstawiła swoją szklankę poza moim zasięgiem przez co momentalnie ją przyciągnąłem.
CZYTASZ
Burning rose
Teen FictionLucrecia McCay jest na pierwszym roku studiów architektonicznych w Sebring, jednak zmuszona jest do ich porzucenia z powodu choroby jej dziadka. Za namową swojej rodziny decyduje się jednak skorzystać z szansy jaką jest niespodziewana praca w najsły...