Rozdział 25 2/2.

1.4K 56 1
                                    


Lucrecia


Wielu ludzi było dla mnie zagadką, której nie umiałam rozwikłać. Każdy miał własne charaktery i upodobania, które często było mi ciężko zrozumieć co nie znaczy że ich nie tolerowałam. Wszyscy mogli żyć jak chcieli i zasługiwali na to, mimo mojej nieustannej ciekawości.

I jak mogłam szacować niektóre ich wybory tak jeden kompletnie zbił mnie z tropu. Byłam osobą, która myśli ciągle i obiera różne scenariusze do pojedynczej sytuacji a jednak nie przewidziałam tego co mnie spotkało.

Być może stałam nieruchomo przez kilka sekund, natomiast ja czułam jakby była to wieczność. Nie sądziłam że dostanę takową propozycję a jednak oboje wydawali się być tego pewni.

Jeszcze raz dla pewności spojrzałam na piękne białe zaproszenie upewniając się że to na pewno uroczystość tej osoby i znajduję się tam moje imię, lecz nic się nie zmieniło. Przeniosłam powoli wzrok na rozbawionego Aresa, który oczekiwał mojej odpowiedzi a ja nie potrafiłam z siebie nic wydusić.

- To jak będzie? - jego głos sprawił że wróciłam do żywych jakkolwiek to brzmiało.

- Jesteś pewny że mogę iść? - dopytałam. - Nie chciałabym zepsuć komuś tak ważnego i magicznego dnia a bywa różnie, sam wiesz o co mi chodzi, bo...

- Słońce. - przerwał mi a ja zamilkłam i obserwowałam jak wstaje zza biurka i idzie w moją stronę do momentu aż stykaliśmy się praktycznie butami. - Zapewniam cię że Grace nie ma nic przeciwko i sama wpisała twoje imię wiedząc że wezmę cię ze sobą. Jeśli miałaby ku temu uwagi dobrze wiesz że powiedziałaby mi o tym otwarcie podobnie jak Timothy.

Nieznacznie odetchnęłam z ulgą skupiając się na jego oczach od których biło ciepło. Sama informacja że Ares chciał mnie zabrać na tą uroczystość sprawiła że miałam ochotę skakać ze szczęścia.

- W takim razie będę twoją osobą towarzyszącą na ślubie Grace. - odparłam a on złożył krótki pocałunek na moim czole i wrócił za biurko, zapisując potwierdzenie na zaproszeniu.

- Myślisz że będą jakieś ostrzejsze restrykcje wobec...

Niestety po raz kolejny mi przerwano i to nie z winy Aresa a Grace, która ubrana w biały komplet garniturowych spodni i marynarki zarzuconej na ramiona weszła do środka nie siląc się na pukanie.

- I jak? - spytała pakując do swojej torebki kilka kopert. - Szykować dwa krzesełka czy jedno? - odwróciła się w naszą stronę, przeskakując wzrokiem między naszą dwójką.

- Mówiłem ci że odpowiedź jest oczywista. - odpowiedział jej Ares. - Dwa.

- Bardzo mi miło. - brunetka zerknęła na mnie i zapisała coś w notatniku.

- Mi również. Dziękuję za zaproszenie. - odparłam a ona machnęła ręką tak jakby nie chciała bym jej dziękowała. - Będę już do siebie wracać. - wskazałam na drzwi i wyszłam kierując się do swojego biura.

Mimo że chciałam wrócić do obowiązków jakie miałam, nie mogłam przestać myśleć o weselu na jakim będę. Choć towarzyszyło mi wiele radości i podekscytowania pojawiły się też obawy. Rodzina Grace była również rodziną Aresa a ja byłam jego partnerką, która w większości czas będzie spędzać właśnie z nimi.

Ta wizja sprawiała że żołądek zaciskał mi się w supeł, bojąc się tego jak zareaguje na mnie jego ojciec czy też mama, która po naszym ostatnim spotkaniu dała mi do zrozumienia co o mnie myśli.

Moją wewnętrzną walkę z myślami przerwał jednak stukot obcasów i osoba, która weszła do mojego biura. Od razu rozpoznałam że jest to Grace i jak tylko poprawiła się w lustrze, które znajdowało się w tym pomieszczeniu, skupiła się na mnie.

Burning roseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz