Rozdział 31.

1.1K 50 0
                                    

Lucrecia


Obolała usiadłam na kanapie obok Chrisa, trzymając w ręku ziołową herbatę przygotowaną przez Tony'ego za poleceniem babci. Helen pojechała w tym czasie do swojej bliskiej przyjaciółki co bardzo mnie cieszyło, ponieważ zasługiwała na to by zadbać o siebie a nie tylko o mnie.

Paskudna choroba żołądkowa jak się okazało nie dotknęła tylko mnie, ale i blondyna wyglądający jeszcze gorzej niż ja. Czułam się pod tym względem niesprawiedliwie, bo wypiłam prawie o połowę mniej od mężczyzny a cierpieliśmy identycznie.

- Za jakie grzechy. - jęknął Chris odchylając głowę na oparciu kanapy.

Do toalety chodziliśmy na zmianę w zależności od tego kto zaczął wymiotować. Z każdym kolejnym razem miałam cichą nadzieję że to już ostatni raz jednak mijające godziny upewniały mnie w tym że jeszcze długo będę tak myśleć.

- Jak można było się tak załatwić? - spytał jakby sam siebie Tony, patrząc na nas z politowaniem. - I to w pierwszy dzień.

- To jest nie możliwe Tony. - westchnęłam, poprawiając swój koc. - Kupiliście przeterminowane wino.

- To wino może być przeterminowane? - wtrącił się Chris patrząc wyczekująco na swojego towarzysza.

- Może zamiast skupiać się na tym, pójdziecie się przejść i próbować wytrzeźwieć? - zaproponował jednak ja byłam zbyt obolała by gdziekolwiek się ruszyć.

Nie raz przesadziłam z alkoholem i kolejnego dnia miałam po nim kaca. Zdarzyło się również że kończyłam nad toaletą, natomiast dzisiejszy dzień pokazał mi jak mało przygód z trunkami miałam skoro po zaledwie trzech lampkach wina rzygało mnie cały dzień.

Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu filmów i komentowaniu jej fabuły choć czasami kompletnie nie zwracaliśmy na niego uwagi i rozmawialiśmy na różne tematy. Pokazałam chłopakom album ze swoimi oraz moich najbliższych zdjęciami z czego nawiązały się kolejne wspomnienia dzięki, którym mogli mnie lepiej poznać. Oni mimo że przy sobie nie mieli zdjęć często dodawali własne historie, którymi do nocy się wymienialiśmy.

I chociaż dzień ten okazał się być kompletną porażką przez którą nie mogliśmy wyjść z domu a ja czułam się najgorzej na świecie, to spędziliśmy go w moim odczuciu najlepiej na świecie. Dotarło do mnie jak wielkie szczęście mam, mając ich przy sobie oraz jak wiele poświęcili by tu być i móc mnie wspierać w tym trudnym okresie.

W mojej głowie od razu niestety narodziły się też czarne myśli związane z powrotem. Wciąż borykałam się z podjęciem decyzji odnośnie tego gdzie chcę zamieszkać i czy chcę wracać do Filadelfii. Nawet słynna lista plusów i minusów mnie nie wsparła, ponieważ chodziło o coś więcej niż pieniądze i mieszkanie. Chodziło o ludzi. A dokładniej babcię i Aresa. Wiedziałam że mężczyźni z którymi siedziałam nie byliby mi tak potrzebni w bezpośrednim kontakcie jak ta dwójka nad, którą nieustannie myślałam.

- Myślicie że powinnam wrócić do Filadelfii? - palnęłam rozpoczynając ciążącą w pomieszczeniu ciszę.

- Lucy to twój wybór i... - zaczął spokojnie Chris jednak ja przewróciłam oczami gdy usłyszałam pierwsze wypowiedziane przez niego słowa.

- Tak wiem Christianie że jest to mój wybór. Wiem też że powinnam się słuchać własnego serca i tych innych pierdół o których mówiła mi babcia i Ares. Ale moje serce nie dość że w połowie zabrał je dziadek to kolejna jego część jest rozdarta między tą dwójką. - wyrzuciłam z siebie patrząc pusto w ścianę przed sobą.

Burning roseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz