2. Bóg nie istnieje.

459 30 9
                                    

Twór podobny do kalejdoskopu, powstał pod moimi powiekami, tańcząc dziko, pełen różnych kolorów i kształtów. Przez parę sekund mój mózg zamienił się w papkę, było to przyjemne uczucie. Czułem jakby wyrwało mnie ze świata, z całego istnienia. Chciałem tu zostać i gdy tylko ta myśl uformowała się w mojej głowie zacząłem odczuwać ukłucie, z początku delikatne z czasem zamieniło się w coś nie do wytrzymania. Chciałem krzyknąć. Moje struny głosowe zdawały się być uwięzione w niewidzialnym okowie.

Otworzyłem oczy, od razu czując towarzyszący przy tym ból głowy, tak okrutny, że musiałem na powrót je zamknąć. W mojej głowie panował istny chaos. Nie pamiętałem nic a kolejne pytania zdawały się jedynie drażnić moje synapsy. Czy naprawdę tak dużo wypiłem? Byłem w końcu na imprezie, prawda?

Ponowna próba otworzenia oczu zakończyła się sukcesem. Światło zaczęło mnie oślepiać.

- Moje spokojne ogrody nie są gotowe na przyjęcie kogoś takiego.

- Znasz zasady. Tym razem nie możesz wybrzydzać.

- Zasady? Oj mój drogi, z Twoich ust to wręcz komiczne.

Uciążliwe głosy w końcu zbliżyły się na tyle abym mógł przyjrzeć się ich właścicielom. Mój wzrok był rozmyty, zupełnie jak wspomnienia.

Postanowiłem się podnieść jeszcze zanim wpadłem na to, że to zły pomysł. Było już za późno, więc fala bólu zupełnie mnie zalała. Złapałem się za klatkę piersiową, która nagle zaczęła palić żywym ogniem. Czułem jakby ktoś przebił mnie jakimś kijem od miotły. Moja determinacja była większa niż ból, więc po paru chwilach stałem mniej lub bardziej pewnie na nogach. Przykuło to uwagę dwójki rozmówców, którzy na mój widok przerwali swoje upierdliwe gadanie.

Patrzyli na mnie wzrokiem pełnym obaw a ja wcale się im nie dziwiłam, w końcu byłem chyba na najgorszym kacu w moim życiu, leżąc w dziwnym okrągłym pokoju całkowicie ozdobionym jasnym marmurem rzeźbionym na różne wzory. Rozejrzałem się z ciekawości, jeszcze zanim któreś z nich przemówiło. Najbardziej zafascynowała mnie olbrzymia lampa mieszcząca się na cały sufit. Ciepło od niej było całkiem przyjemne.

- Wiecie może gdzie jestem? - zapytałem na co kobieta prychnęła złośliwie. Skrzywiłem się. Cała moja uwaga skupiła się na niej.

Jej czarne włosy były pierwszym co rzuciło mi się w oczy, ponieważ nie było w tym kolorze prawie nic naturalnego. Patrzyłem na ciemność a jednak witało mnie światło. Połyskiwało i mieniło się w świetle lampy. Gdybym nie wiedział lepiej pomyślałbym, że patrzę w sam kosmos. Wiedziałem, że farby do włosów są w tych czasach dobre ale nie sądziłem, że aż tak dobre.

Jej towarzysz był jej całkowitym przeciwieństwem, zaczynając od jego głupich blond włosów, tak jasnych jak słońce. Jednak jego oczy były najbardziej niezwykłe. Zamiast zwykłych przyziemnych kolorów, jego były liliowe.

Wiedziałem dokładnie co się ze mną dzieje, ktoś musiał dosypać mi jakiś narkotyków.

- Powodzenia w wyjaśnianiu ateiście - ponownie prychnęła. Zupełnie jak koń.

Byłem za bardzo zirytowany jej osobą żeby chociaż się przejąć tym, że wie o mnie coś takiego.

- Wybacz jej - tym razem zwrócił się do mnie mężczyzna. Nie wyglądał jakby był bardzo stary, dawałem mu z trzydziestkę najwięcej. Miło się na niego patrzyło, tak jakby wszystkie Twoje zmartwienia miały sobie pójść gdzieś daleko i nigdy nie wracać. Lubiłem go. Mógłby zmienić towarzystwo na jakieś lepsze niż to babsko okropne - Jakby Ci to wszystko...Grasz może w gry? - nie dał mi nawet dokończyć a odpowiedź z pewnością przeszkodziłaby mu w kontynuacji. Ostatnia gra jaką grałem to były pokemony. Rozgrywka trwała chyba jedynie pół godziny i zupełnie mi się znudziło. Gry nie są dla mnie. Wolę gitarę - Więc powiedzmy, że jesteśmy właśnie na takim zakończeniu gry. Statystyki są dla nas, przez to oceniamy gdzie idziesz dalej ale nie martw się, ta kradzież kota od sąsiadki i niszczenie kwiatków nie ma znaczenia, bo...

ꜱʜᴀᴅᴏᴡ ᴡɪᴛʜɪɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz