- Puść mnie Ty pierzasty psychopato! - wydzierałem się chyba pół drogi. Mój głos na powrót tracił i odzyskiwał swoje wybrzmienie. Gardło już zaczynało mnie boleć od nadużycia a reakcji chłopaka żadnej nie uzyskałem. Już mógł mnie po prostu wrzucić do jakiejś dziury, cokolwiek. Tylko żeby postawił mnie na ziemi. Możliwe, że za życia nie miałem lęku wysokości, praktycznie nie bałem się zbyt wielu rzeczy, no może poza nieświeżym mlekiem ale tego to chyba każdy się boi. Najbardziej jak jest czas na poranną kawę o którą Twój organizm wręcz błaga, wlewasz mleko a tu przykra niespodzianka no i kawa do wyrzucenia.
Chwila..o czym ja?!
A no tak.
- Wrzucę Ci te pióra do miksera i zobaczymy jak będziesz latał! - krzyczałem dalej, udając, że chwilowa przerwa wcale nie istniała - Będziesz wyglądać jak martwy kurczak! Albo indyk, taki bez piór! Wiesz w ogóle jak wygląda indyk? Bo jeśli nie, to chętnie Ci pokaże, daj mi tylko nóż.
- Czy Ty się zamykasz kiedyś? - ponury pomruk wyrwał mnie z mojego, jeszcze do chwili temu, monologu. Ledwo udało mi się podnieść głowę żeby spojrzeć na chłopaka, wiatr spowodowany przez prędkość lotu świetnie uniemożliwiał mi jakikolwiek swobodny ruch, do tego ręka, którą trzymał chłopak zaczynała mnie naprawdę boleć. Chyba wolałem sposób jego ojca.
- Jeśli mnie postawisz na ziemi!
- Na to nie licz, zostało jeszcze..
Nie był w stanie dokończyć, jakaś potężna siła uderzyła prosto w jego bok, tym samym chłopak stracił stabilny lot, obracając się parę razy w stronę ziemi, tym samym prawie mnie puszczając. Chwyciłem drugą ręką jego dłoń, upewniając się że nie spadnę jakieś dziesięć metrów w dół.
- Myślałem, że chcesz na ziemię - zaśmiał się, gdy tylko udało mu się odzyskać stabilność lotu. Spojrzałem na niego pełny sprzecznych emocji i paniki. Czy on się wcale nie przejął tym co się stało? Odpowiedź nadeszła prawie natychmiast, kiedy chłopak dostał drugi raz, tym razem jednak było mi dane dostrzec przeciwnika a bardziej całą hordę. Byli to ludzie, chociaż do tych jednak mieli długą drogę, przypominali ich tylko z wyglądu, cała reszta odbiegała od jakichkolwiek standardów. Możliwe, że parę sekund i mógłbym się starać o lepszy opis naszej beznadziejnej sytuacji, tylko wtedy kolejna rzecz wystrzeliła w naszą stronę i tym razem miała towarzystwo.
Praktycznie nie doznałem żadnej reakcji na następujący atak, działo się to o wiele zbyt szybko na ludzki umysł. Najwyraźniej nawet jak na te anielskie, ponieważ Axel dostał jeszcze dwa razy zanim zupełnie stracił równowagę lotu. Puścił moją rękę, prawdopodobnie nawet o tym nie wiedząc, obracałem się teraz z nim, coraz bliżej piaskowej powierzchni. Ledwie krzyk dał radę wyłonić się z moich ust. Chłopak wyciągnął w tym czasie miecz, odzyskując pełną równowagę, dokładnie przed upadkiem. Ja tyle szczęścia nie miałem, ludzie nie byli wyposażeni w skrzydła a ja tym bardziej w dobry refleks. Upadłem na ziemię z głuchym łomotem kości, ból nastąpił po paru sekundach, poczułem ponownie każdą kość w swoim ciele, każdą komórkę próbującą ogarnąć dlaczego dalej żyję, mimo, że od jakiegoś czasu byłem zupełnie martwy. Mieniło mi się przed oczami, próbowałem jednak wstać mimo tego. Dopóki Axel był zajęty, parę metrów ode mnie, walką, miałem szansę. Odwróciłem się w zupełnie odwrotną stronę i patrząc ostatni raz jak czarnowłosy tnie swoim mieczem następnych wrogów, jeden po drugim, swoim bezlitosnym mieczem, pobiegłem ile sił w nogach.
Kłamałbym gdybym nagle oznajmił jak łatwe było przemieszczanie się po piasku, piekielnym piasku, biegnąc do celu, który nawet nie był wyznaczony. Mogłem liczyć jedynie na swoją własną intuicję a jak nie na to, to pozostaję mi tylko bieg, jak najdalej od śmierci, od Axela. Powoli, mój zmęczony umysł sobie układał wszystko, próbował przyswoić działanie tego świata. Rozumiałem z tego tyle co małe dziecko z alfabetu, może znać literki jednak nie sprawia to, że umie nagle wszystkie słowa, jest to zupełnie odmienna wiedza a jednak tak bliska naturą. Miałem dosłownie ten sam problem, wiedziałem gdzie jestem ale nic o tym miejscu nie było mi znane. Mogłem wymyślać, tak samo jak dziecko zaczynałoby tworzyć nowe słowa, nieznane nikomu. Nic to jednak nie da, żadnej pewności, jedynie wyimaginowane zdania, które chciałbym żeby były prawdą.
Bieg stał się automatyczny, przekręcony w moim ciele na coś co nawet nie potrzebuje energii żeby działać, trwało tak chwilę, gdy już byłem pewien, że jestem za daleko na znalezienie przez anioła. Myliłem się. Dopiero ostrze miecza, które przecięło wiatr, razem z moim ramieniem, uświadomiło mnie, że aniołowi nie można uciec, są jak myśliwi a ja tym razem ponownie stałem się ofiarą. Krzyknąłem kiedy rana już na dobre się otworzyła, krew kapała na ciemny piasek, farbiąc ją delikatnie, przytrzymałem się za rozcięcie, robiąc to całkowicie odruchowo. Następne wydarzenia podziały się w takim tempie, że na początku mój umysł potrzebował chwili na przetworzenie zdarzeń. Słysząc za sobą odgłos skrzydeł zrobiłem coś czego bym się po sobie nie spodziewał, spojrzałem na ostrze, które teraz dodatkowo było zabarwione moją własną krwią i wziąłem je do ręki. Ciężkość miecza tym razem odrobine przeważyła moje możliwości, mimo to podniosłem go dumnie przed siebie, odwracając się w ostatniej chwili w stronę nadlatującego chłopaka. Nadlatywał z prędkością bliską światłu, świat jednak zwolnił na chwilę, pokazując jego oblicze w nowym świetle, na tle błyskawic. Czarne skrzydła ułożyły się opływowo, dając mu dodatkową prędkość, wyraz twarzy był bliski niczemu co znałem. W jego lewej ręce miejsce znalazł kolejny miecz, nieco inny od tego, który teraz ja trzymałem. Pomyślałem przez chwilę, że tak właśnie zginę, dwa razy przez przebicie w serce, że taki jest już mój los i kara jaka spoczęła na mnie zaraz po przekroczeniu bramy piekielnej. Dlatego wciąż nie wiem jakim cudem udało mi się zablokować cios, który uderzył z taką siłą, że przewrócił nas obu, oddalając o kolejne parę metrów.
- Co do..
Chłopak znalazł się przy mnie od razu, jakby fala uderzeniowa nie wywołała na nim większego wrażenia. Byłem w trakcie podnoszenia głowy, jednak widząc jak stoi nade mną z mieczem ponownie zatrzymanym na klatce piersiowej, po prostu ją opuściłem. Przymknąłem oczy, nie mając już siły na walkę, która i tak przedłużała się znacznie dłużej niż było mi pisane.
- Wstawaj - ostry ton jego głosu zmusił mnie do otworzenia oczu. Miecz został schowany na swoje pierwotne miejsce.
- Zabij mnie w końcu! - krzyknąłem prawie płaczliwie i tylko trochę mi było głupio z tego powodu - Naprawdę nie zniosę już tych Twoich bipolarnych humorków! Raz chcesz mnie ratować, potem zabić, później odpuszczasz, następnie jednak znowu zmieniasz zdanie a teraz, kolejny raz, chcesz co? Ratować mnie?
- Chce żebyś się w końcu zamknął - odparł wkurzony, w końcu uwalniając swoje emocje - Inaczej naprawdę Ci przywalę i tylko trochę będzie to podchodzić pod próbę morderstwa.
- Oh, serio? Bo przecież tyle razy mówiłeś a robiłeś tyle co gówno na ziemi! - podniosłem się do siadu, emocję buzowały we mnie bardziej niż zazwyczaj miały w zwyczaju, ten chłopak to po prostu inny poziom wkurzającego obiektu - Jak już mówiłem, tylko szczekać umie...
Świat zawirował, w pełnym oszołomienia stanie zobaczyłem tylko wredny uśmieszek chłopaka, który pochylał się nade mną z ręką na przedzie. Ból nawet nie zdążył nadejść kiedy uświadomiłem sobie, że naprawdę mnie uderzył.
- O Ty chuju...
Ostatnim co zobaczyłem była wszechogarniająca mnie ciemność, zostawiając jedynie plamy czerwony oczu Axela.
CZYTASZ
ꜱʜᴀᴅᴏᴡ ᴡɪᴛʜɪɴ
FantasyWaylan Hux to dziewiętnastoletni chłopak, który nigdy nie nauczył się zamykać buzi na kłódkę. Nawet wtedy kiedy sytuacja, chociażby z grzeczności, tego wymagała. Jest fanem starych zespołów i jeszcze starszych strasznych filmów. Mimo tego nawet prz...