Głosy zaczęły mnie przytłaczać, odbijały się od ścian, brzmiąc jakbym dopiero wynurzał się z wody. Były zniekształcone, zupełnie jak kształty pod powiekami. Raz jasne, za chwilę ciemne, jakby dzień i noc walczyły ze sobą. Ból docierał do mnie w kawałkach, fragmentami cierpienia, co powoli odbierało mi dostęp do ponownego zalania się w nicość. Świat mnie wołał, ja jednak nie chciałem odpowiadać. Tutaj gdzie byłem nikt nie groził mi śmiercią, nie musiałem walczyć. Czułem się jak tchórz, więc duma po raz kolejny wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Powieki zaczęły same się otwierać, jakby czekając na zgodę.
Żadne światło nie oślepiło mnie, jak to zawsze bywa w filmach. Zamiast tego mój wzrok zatopił się w ciemność, w czarną posokę, która zabierała powietrze samym wyglądem, przerażała mimo, że była nic nie znaczącym elementem oświetlenia, zwykłym poziomem jasności. Jednak wspomnienia, to one malowały obraz na ciemnej kartce. Cienie były wszędzie, śmierć kryła się w zakamarkach a jednak w pomieszczeniu byłem sam. Czułem to. Byłem jednak bezbronny na interpretacje stworzone w moim umyśle, czułem się jak podczas paraliżu sennego, który mimo, że jest tylko w twojej głowie realnie działa na ciało, przeżywasz strach i nawet jeśli wiesz, że nic z tego nie jest realne..
Drzwi skrzypnęły. Moja uwaga w pełni przeniosła się na światło wlewające się do pomieszczenia, coraz szybciej i bardziej wraz z otwierającymi się drzwiami. Podniosłem się do siadu rozglądając po pomieszczeni, szukając jakiejkolwiek broni. Mój wzrok zawisnął na szafce nocnej, zupełnie zwyczajnej, całkowicie odbiegającej od piekielnego pojęcia stylu. Jednak ona nie miała większego znaczenia a przedmiot, który stał na niej. Ze szczęścia prawie pisnąłem, na chwilę zapominając o dziwnym intruzie. Chwyciłem przedmiot, którym była lampka.
Wstając z łóżka uważałam aby nie wydać najmniejszego dźwięku, oddaliłem się nieco od światła które już prawie całkowicie zalało pokój i ruszyłem z impetem na intruza. Jego sylwetka ukazała się zza drzwi, więc nie czekając na nic rzuciłem w niego przedmiotem, nawet nie odwracając się aby zobaczyć czy trafiłem w cokolwiek, wystarczył mi jedynie element zaskoczenia, który umożliwił mi ucieczkę. Biegłem więc nie patrząc pod nogi, modląc się aby nie wywalić się o własne nogi. Mój plan oczywiście był szczytem mojej głupoty ale nie zamierzałem tkwić w miejscu gdzie Axel ma jakąkolwiek władze, w końcu co zrobi jak już odkryje jak zabijam Cienie? A przyjaciółmi raczej do tego momentu nie zostaniemy.
Droga była jak labirynt, ciągłe skręty w prawo bądź w lewo sprawiały, że zaczynało robić mi się niedobrze.
Poczułem szarpnięcie w boku i całe moje ciało po prostu poleciało w tamtą stronę, zupełnie jak szmaciana lalka. Odbiłem się od czegoś twardego i prawie spadłem na ziemię. Ktoś mnie jednak podtrzymał a ja uniosłem głowę, modląc się aby to nie był Axel, chociaż samo to, że ten ktoś nie pozwolił mi upaść mogło mi łatwo odpowiedzieć, że nie, to nie był Axel. Mój cały plan poszedł uprawiać awokado na Hawajach, to akurat pozostawało niezmienne.
- Lampą jeszcze nikt mnie nie uderzył - stał dumnie, kiedy trzymał mnie za szmaty. Uśmiechał się promiennie a mi chciało się rzygać - Sam nie wiem czy powinienem się obrazić czy Ci pogratulować kreatywności.
Jego jasne logi zatańczyły, kiedy pokręcił swoją głową z niedowierzaniem.
- Ty się chcesz obrażać? To Ty mnie przetrzymujesz siłą! - krzyknąłem wskazując na jego dłonie wciąż ściskające materiał mojej bluzy.
Przekrzywił głowię podążając za moją ręką i od razu puścił.
- Wybacz - skrzywił się.
Otrzepałem się udając, że coś to daje. Tak naprawdę jedyne co zrobiłem to ubrudziłem swoje dłonie piaskiem zmieszanym z czarną posoką Cienia. Nie wierzę, że byłem w stanie zasnąć taki brudny.
CZYTASZ
ꜱʜᴀᴅᴏᴡ ᴡɪᴛʜɪɴ
FantasyWaylan Hux to dziewiętnastoletni chłopak, który nigdy nie nauczył się zamykać buzi na kłódkę. Nawet wtedy kiedy sytuacja, chociażby z grzeczności, tego wymagała. Jest fanem starych zespołów i jeszcze starszych strasznych filmów. Mimo tego nawet prz...