14

556 33 14
                                    

Louis wrócił do pokoju całkiem trzeźwy. Kolacja była taka sama jak zawsze. Czyli w jego słowniku była po prostu do dupy, a żeby to nie powiedzieć gorzej. Nieco sztuczna, z humorem, od którego robiło mu się słabo i ze znośnym, acz nie zniewalającym, jedzeniem. Alkoholu było również całkiem sporo. Jakoś nie przepadał za piciem w towarzystwie, w którym nie czuł się w pełni komfortowo, więc swoje kieliszki opróżniał na tyle wolno, że wypił ledwo trzy. A przecież nie lano wina aż po sam czubek, więc nie upił się tak, jak pewnie można by było się tego spodziewać. Czuł się ledwo wstawiony, nadal myślał całkiem trzeźwo, nie zataczał się i nie próbował szukać najlepszego miejsca do zwymiotowania.

Ogólnie, mógł uznać ten wieczór za swego rodzaju sukces, niezależnie od okoliczności.

Jednak przyszła pora na sen.

Kiedy wszedł do środka, niemal wszędzie było ciemno. Oczywiście nieco światła wpadało dzięki ulicznym lampom, ale nie było to za wiele. Przynajmniej nie dla niego, który nagle znalazł się w kompletnie obcym pokoju hotelowym i nie wiedział dokładnie, co się gdzie znajdowało, chociaż przynajmniej widział chociaż zarysy mebli i wiedział, w co nie wpadać. Widział również słabe źródło światła, które dobiegało gdzieś z okolic łóżka, więc uznał, że Styles musiał jeszcze nie spać. Był nieco zdziwiony, ponieważ ten mówił dosłownie, że jak zaraz padnie, to obudzi się dopiero po wszystkich spotkaniach. A przecież było już tak późno!

Zrzucił z siebie marynarkę, zostawiając ją na oparciu fotela i ziewając cicho. Niespecjalnie przejmował się częścią swojego garnituru, w końcu od tego, aby wyglądała dobrze zawsze i wszędzie miał odpowiednich ludzi. On miał jedynie dbać o to, aby firma przynosiła jak najwięcej dobrych zysków.

Spojrzał przelotnie na zegarek i niemal jęknął, widząc, która była godzina. Ludzie chyba zgłupieli, jeżeli myśleli, że on wstanie rano i będzie gotowy na wysłuchiwanie biznesowego bełkotu. Też im się zachciało wielkiego spotkania przed, gdzie mogli usiąść i omówić wszystko, nie bawiąc się w żadne oficjalne gówna. Ale nie, Louis zawsze musiał mieć pod górkę. Teraz to już mu nawet dwie kawki z rana nie pomogą.

Wszedł po cichu do sypialni. Teraz cieszył się, że jednak nie pofolgował sobie podobnie jak inni. W końcu nie miał pokoju sam, więc musiał uszanować również swojego niespodziewanego współlokatora. Nie chciał budzić Harry'ego. W końcu przynajmniej jeden z nich będzie wyspany na kolejny dzień. Spojrzał w stronę łóżka i okazało się, że wcześniej wcale się nie mylił. To od strony Stylesa świeciła się mała lampka, a ten spał wtulony w swoją poduszkę.

I coś nagle zatrzymało Louisa w miejscu, niemal, jakby trzasnął go największy na świecie piorun. Spojrzał jeszcze raz na leżące ciało i potrzepał głową, pocierając przy okazji oczy. Chyba jednak pomylił pokoje albo wypił więcej niż na początku sam potrafił przed sobą przyznać.

Harry wyglądał... Zupełnie inaczej. Tak jak nie Harry. A przynajmniej nie ten, którego znał on. Doroślej i, cholera, Louis był pewien, że wcześniej nie widział nigdy nikogo tak ładnego. Pięknego. Aż ręka zaczęła go świerzbić, aby tylko dotknąć tych rozrzuconych włosów i sprawdzić, czy były tak miękkie, na jakie wyglądały. Powstrzymał się jednak, chociaż jego wzrok nadal skupiał się na Stylesie. Czasami pozwalał sobie na wyobrażenie tego, jak brunet wyglądałby bez tych przedpotopowych ubrań i dziwnie zaczesanej fryzury.

Jednak efekt w rzeczywistości był czymś zupełnie innym. Czymś, czego nie spodziewał się w żadnych swoich myślach.

Odwrócił w końcu głowę. Nie mógł sobie pozwolić na nic takiego. Już i tak przekroczył z Harrym wszelkie granice, które sobie wcześniej postawił. Przecież nie jadał ze swoimi asystentami, nie śmiał się z nimi, a co najważniejsze, nie zbagatelizowałby problemu jednego, małżeńskiego apartamentu na ich dwójkę.

The Ugly DucklingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz