Spotkania w ten dzień nie były aż tak męczące. Widać było, że nikomu nie chciało się godzinami siedzieć nad biznesowymi kwestiami. Dlatego też wszystko zdawało się iść całkiem gładko. Może nie aż tak bardzo dla Harry'ego, który naprawdę chciał pojąć jak najwięcej z tego wyjazdu, więc starał skupić się na wszystkich rozmowach, jakie były prowadzone.
Wiedział, ze musiał się przecież udoskonalać. Nie był tylko od odbierania telefonów, a jego kompetencje każdego tygodnia zdawały się coraz bardziej rosnąć. Sam zaczynał mieć coraz więcej kontaktu z potencjalnymi klientami czy partnerami biznesowymi. Dlatego właśnie chciał dowiedzieć się jak najwięcej, aby tylko nie wyjść na skończonego idiotę. Od tego zależała często prezencja całej firmy, więc chciał pokazać się z jak najlepszej strony.
Louis wyglądał jednak na znudzonego i Styles kilka razy przyłapał go na wgapianiu się w telefon i odpowiadaniu w taki sposób, że machnięcie ręką wyrażałoby więcej zaangażowania. Nikt jednak nie wyglądał na złego z powodu postawy szatyna, więc i Harry mógł siedzieć spokojnie. Obawiał się, że to przez ich poranną rozmowę Tomlinson był rozproszony. A wszystkie złe myśli opuściły go kompletnie, kiedy ten włączył się do rozmów pod sam koniec.
Dzięki temu przynajmniej wiedział, że ten wyjazd nie był na marne. Oczywiście i tak by nie był, ponieważ Styles na samą myśl o Louisie miał wrażenie, że tracił oddech, a jego serce biło szybciej. Musiał powstrzymywać się nawet od tego, aby nie uśmiechać się raz za razem w stronę mężczyzny, który siedział tuż obok niego.
I kiedy wyszli z budynku, nie wiedział, co powinien zrobić. Wrócić do hotelu i coś zjeść, a może od razu popędzić na zwiedzanie.
Na szczęście jednak z tej małej opresji wyciągnął go Louis.
— Masz ochotę już przejść się w kilka miejsc?
— Nie chcę zabierać ci wolnego czasu.
— Nie gadaj głupot. Przecież obiecałem ci, że pokażę ci trochę miasta. Może się gdzieś zatrzymamy, zjemy, napijemy się czegoś na orzeźwienie — powiedział Tomlinson, idąc przed siebie.
Harry bez słowa popędził za nim. W końcu to Louis o wiele lepiej znał to wszystko. On kojarzył jedynie kilka lokalizacji dzięki zdjęciom, programom i innym, podobnym formom.
Zwiedzanie z kimś okazało się być dla niego o wiele lepsze niż chodzenie samemu. Miał się do kogo odezwać i, cholera, Louis naprawdę wziął go w miejsca, o których sam by nie pomyślał. Harry oczywiście marudził, że przyjechał zobaczyć Wieżę Eiffla, ale Tomlinson patrzył na niego pobłażliwie, obiecując jednak, że w końcu dotrą i tam.
Zatrzymali się na lunch w małej knajpce w jakiejś bocznej uliczce. Starsza kobieta rozmawiała z Louisem, a Harry przyglądał się temu, czując się trochę głupio, że mimo wszystko on nie mógł się niczym pochwalić pod szatynem.
Uznał jednak, że musi zdusić to w sobie w tak miły dzień, jaki mieli. Wiedział, że zaraz zacznie wszystko za bardzo analizować i zaczną się problemy.
W końcu skoro Louis lubił go takiego, jakim był, to nie przeszkadzało mu to, że Harry nie był aż taki światowy, prawda?
Chodzili tak aż do późnego popołudnia. Na telefonie bruneta pojawiło się jeszcze więcej zdjęć, na których teraz był również i on sam. Niósł torbę pamiątek i uśmiechał się, chyba jak jeszcze nigdy wcześniej. W końcu zwiedział swoje wymarzone miasto z, cóż, swoim może i nawet wymarzonym facetem, więc czego mógł chcieć więcej? tym bardziej, że Louis raz za razem opowiadał mu śmieszne historie albo mówił, że jakieś miejsce było nawet nie w połowie tak śliczne jak Harry, na co ten się rumienił, bo wiedział, że przecież wyglądał jak nic przy tych dziełach sztuki.
Pod hotelem jednak wydarzyła się dla bruneta nieco dziwna rzecz. Szli razem, ale nagle Louis zatrzymał się, spoglądając na telefon. Harry zmarszczył brwi, mając nadzieję, że nic złego się nagle nie stało. Tomlinson powiedział mu jedynie, że do pół godziny będzie w hotelu, więc Harry mógł iść i odpocząć.
Nie miał innego wyjścia. Nie chciał śledzić mężczyzny, bo wydawało się, że Louis nie miał nic do ukrycia. Dlatego westchnął i wszedł do budynku, aby chwilę później siedzieć już w pokoju, oglądając ponownie wszystkie pamiątki, jakie udało mu się tego dnia zdobyć. Podzielił je na pocztówki i małe drobiazgi. Niektórych wziął po więcej niż jedną sztukę, aby móc obdarować swoich najbliższych.
Co chwila zerkał jednak na telefon, aby sprawdzić, czy nie miał może jakiejś wiadomości od Louisa albo czy mężczyzna nagle nie napisałby mu, że jednak jego sprawy się przedłużyły. Jednak nie dostał na swój telefon ani jednego powiadomienia, które miałoby związek z mężczyzną, co wcale mu się nie podobało. Naprawdę się martwił.
Jednak równo po trzydziestu czterech minutach – nie tak, żeby Harry liczył – do pokoju wrócił szatyn. Harry zaraz zerwał się i poczuł się zaskoczony, kiedy zobaczył mężczyznę z ogromnym bukietem kwiatów.
Nie tego się spodziewał.
— Louis?
— Cóż, pomyślałem sobie, że skoro mamy iść dzisiaj na randkę, to kupię dla ciebie kwiaty?
Na twarzy bruneta pojawił się miękki uśmiech. Wziął bukiet do rąk i dotknął jednego płatka. Nie wierzył, że Louis jeszcze specjalnie pędził z jego powodu do kwiaciarni.
— Dziękuję — powiedział Harry. — Ale nie musiałeś kupować aż tak dużego.
— Dałem się namówić, kiedy powiedziałem, że to dla kogoś specjalnego.
Na twarzy bruneta pojawił się mały rumieniec. Prawie z tego wszystkiego za mocno ścisnął bukiet, który trzymał do tej pory w dłoniach. Odłożył go na bok, ale za to pozwolił sobie przytulić się do Louisa. Usłyszał śmiech mężczyzny i ramiona, które owinęły się wokół jego talii.
— Zacząłem się nieco martwić.
— Chciałem zrobić ci drobną niespodziankę, czasami widziałem w biurze, jak oglądałeś kwiaty w katalogach albo projektach — mruknął Louis, znajdując w sobie odwagę, aby musnąć czoło bruneta.
— Zauważyłeś?
— Mhm, pozwalałem sobie czasami na to, aby dowiedzieć się o tobie jak najwięcej.
Wydawało się, że serce Harry'ego nie wiedziało, czy miało stanąć, czy może zacząć bić szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie spodziewałby się takich słów po szatynie. Zawsze miał go za bardziej skupionego na pracy niż na próbie dostrzeżenia małych szczegółów.
— Czuję się jakbym był dziesięć lat młodszy i przeżywał właśnie pierwsze poważne zakochanie — wyznał Harry i było to szczere. Chociaż miał wrażenie, że to co czuł teraz, było niczym do tego, jak zachowywał się kilka lat temu.
— Nie ma co się dziwić. Jestem przecież doskonały.
— I zdecydowanie za skromny — odpowiedział Harry, śmiejąc się cicho. Jakim cudem tak szybo obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
— Jestem świadomy swojej wspaniałości, co mam więcej powiedzieć?
W odpowiedzi dostał jedynie kolejny wybuch śmiechu. Wcale nie przeszkadzało mu rozbawianie bruneta, ba, mógł robić to nawet specjalnie, żeby tylko widzieć uśmiech na twarzy Stylesa.
— Jest po szóstej. Może pora zacząć się szykować? Tym bardziej, że już przyniosłeś kwiaty?
— Aż tak jesteś niecierpliwy?
— Cóż, to moja randka od, wiesz, jakby... Zawsze? Nie możesz mnie winić, że czuję się podekscytowany i czekanie zabija mnie od środka.
I nie było chyba lepszego sposobu, aby Louis nie popchnął momentalnie, ale zarazem z niesamowitą delikatnością, Harry'ego w stronę łazienki, mówiąc, że muszą się pośpieszyć.
Musiał w końcu zapewnić idealną, pierwszą randkę dla bruneta i to w trybie natychmiastowym!
CZYTASZ
The Ugly Duckling
ФанфикHarry jest brzydki. Cóż, może nie jest do końca brzydki. Harry ubiera się tak, jak ma ochotę, jednak ludzie jak zawsze mają swoje zdanie. Paskudne okulary na nosie, które po dokładniejszych oględzinach wyglądały jak sklejone taśmą; swetry, które wi...