10

466 33 1
                                    

Harry spiął się w sobie. Był w pracy i to ona była dla niego najważniejsza. Dlatego nie miał problemu z przygotowaniem herbaty. W końcu nie było to ani wymagające, ani długie, ani nawet trudne. Kilka minut i po sprawie, a on znów mógł usiąść do biurka. Oczywiście mógłby, ale... No właśnie, bo zawsze było jakieś ale. Styles, widząc stan swojego szefa, uznał, że zadba również o niego nieco mocniej. Tomlinson przecież był jego szefem i Harry nie chciał, aby stało się coś złego osobie, która decydowała w głównej mierze o jego wypłacie. Oczywiście szerokim łukiem omijał kwestię jakiekolwiek sympatii.

Poprosił Nialla, aby przyniósł mu jakąś lekką kanapkę w miarę możliwości i ze swojego własnego lunchu postanowił oddać mu banana i garść migdałów. Wiedział, że Horan na pewno nie przyniesie mu najzdrowszego przykładu ze swojego menu, więc o dobre składniki postanowił zatroszczyć się sam. Znalazł również w swoim plecaku kilka tabletek przeciwgrypowych i je również dodał na niewielki talerzyk.

Czuł się przez moment nieco głupio i mówił sobie, że przesadzał. Mógłby jedynie powiedzieć, że znalazł tabletki na grypę i tyle, a nie robić Louisowi małe, drugie śniadanie. Jednak z drugiej strony wiedział, że zająłby się tak samo nawet i swoim największym wrogiem, więc koniec końców nie było w tym przecież nic złego, prawda? Prawda.

Dlatego niecały kwadrans później wrócił do gabinetu, niosąc na niewielkiej tacy wszystko. Louis spojrzał na niego w tym samym momencie, w którym sięgał po chusteczkę, którą zaraz przyłożył do swojego nosa.

— Przepraszam, że tak długo, ale przyniosłem herbatę. Wziąłem też coś do jedzenia, nie widziałem, żebyś dzisiaj jadł cokolwiek, a skoro coś cię łapie, to... — zaczął mówić Harry, jednak uznał, że najpierw musiał dostarczyć wszystko w całości, aby móc wrócić do swojego słowotoku, a wiedział, że właśnie do niego zmierzał. Tak jak zwykle zresztą.

Taca szybko znalazła się na biurku, a Louis spojrzał na niego z wdzięcznością w oczach.

— Przyniosłem ci kanapkę z czekoladą. Widziałem, że jesz często coś słodkiego, więc pomyślałem, że może będzie ci nieco łatwiej ją przełknąć. Chciałem wcześniej zupę, ale Niall powiedział mi, że wszystko zjedli, ale mam chociaż tyle!

To akurat była prawda. Chociaż Styles liczył na to, że kanapka będzie z warzywami, to widział, jak mężczyzna grymasił przy nich niemalże jak dziecko. Słodki, czekoladowy krem był o wiele lepszym rozwiązaniem, aby wmusić w niego jedzenie.

— Ale ponieważ to słodkie jedzenie, to dla witamin dodałem też owoc i migdały, o ile ci to nie przeszkadza. Tutaj masz też tabletki, są na gorączkę i ogólne przeziębienie, więc może nieco pomogą. A przynajmniej poudają.

— Dziękuję, Harry — powiedział nieco chrapliwie Louis, sięgając w pierwszej kolejności po herbatę. Drapało go lekko w gardle i wydawało mu się, że jego nos zajmował już połowę twarzy, o ile nie więcej. — Wyszedłem wczoraj z moimi psami na spacer i zaczęło padać. Ubrałem się trochę za lekko, a to nie są takie małe potwory, żeby spacer dookoła domu im wystarczył i chyba mam za swoje. Wróciłem cały mokry, a że po drodze wiało, no to mam za swoje. Ale przecież nie odmówię im jeszcze kawałka drogi.

Styles uśmiechnął się lekko. Nie wiedział, że jego szef ma psy, ale była to całkiem miła informacja. Tym bardziej, kiedy dodało się do tego to, jak bardzo był w stanie się dla nich poświęcić. Nie chciał jednak męczyć Louisa dalszą rozmową, nawet jeśli był ciekawy tych zwierząt. Sam kiedy był chory chciał po prostu zostać sam i umierać z armią leków i chusteczek, więc uznał, że może ten również potrzebował chwili jedynie dla siebie.

The Ugly DucklingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz