30 (ostatni)

737 37 11
                                        

Te same błyski aparatów były dla niego już bardziej niż normalne. Przestał się nimi przejmować i czasami wydawało się, że nawet je lubił. Szczególnie kiedy miał na sobie jakiś cudowny strój, tak jak miało to miejsce teraz. Chociaż na początku miał nieco problemów z aż taką ekstrawagancją, teraz nie mrugał nawet okiem. Nie kiedy mógł stać przy Louisie, uśmiechając się i pokazując, że ich dwójka była ze sobą najszczęśliwsza na świecie. A tak właśnie było.

Harry nie wierzył w to, jak szybko leciał ten cały czas. Czasami łapał się na tym, że przypominał sobie o tym fakcie i aż dziwił się, bo trzy lata minęły mu jak mrugnięcie okiem. Dzień leciał za dniem, a on mógł rozkwitać coraz bardziej.

Nadal pracował w tym samym miejscu. Czasami pojawiał się na jakiejś mniejszej sesji czy robił inne podobne rzeczy, jednak w głównej mierze nadal zajmował się byciem asystentem. Lubił to, w końcu było o wiele mniej nerwowe, znał już wszystko doskonale i nie wymagało od niego ani perfekcyjnej sylwetki, ani uwagi na to co jadł. Jasne, lubił zdrową kuchnię, ale nie chciał popadać w obłęd, treningi i inne takie. Chciał wszystko robić z głową dla samego siebie. Louis w żaden sposób go nie naciskał, nie był przecież głupi, kiedy miał do wyboru spędzać dnie ze swoim narzeczonym, mogąc całować go, kiedy tylko miał na to ochotę i móc posyłać w jego stronę spojrzenia, a żegnając go na lotnisku, kiedy ten leciałby na jakąś sesję. Jasne, wspierałby Harry'ego niezależnie od decyzji, ale swoje zdanie również dla siebie miał.

Teraz byli na gali, z której dochód miał iść na cele dobroczynne. Obydwaj zgodzili się, że było to na tyle ważne wydarzenie, że musieli się na nim pojawić niezależnie od wszystkiego. I właśnie dlatego stali przed całym sztabem osób z mikrofonami, dyktafonami, czy właśnie aparatami. Uśmiechali się, stojąc blisko siebie. Louis nie był ubrany specjalnie ekstrawagancko, dając Harry'emu pole do popisu, co już nikogo nie dziwiło.

Styles rzadko kiedy pojawiał się ubrany tak, że przeszedłby niezauważony. Może w pracy, ale podczas takich wydarzeń zawsze zwracano na niego uwagę. Uwielbiano pisać o jego strojach, co zawsze nieco bawiło samego Harry'ego, który przecież jeszcze nie tak dawno był modową zbrodnią. Jednak dzięki pomocy kilku osób i otworzenia się na ten świat, dużo się zmieniło.

Ale nie to było teraz najważniejsze, a kobieta, która znalazła się bliżej nich, aby zadać im kilka pytań.

— Najwspanialsza para biznesu właśnie jest obok mnie. Jak wasze samopoczucie?

— Dobre, naprawdę dobre, kiedy wiemy, że dzisiaj zbieramy pieniądze dla potrzebujących — odpowiedział brunet, uśmiechając się szczerze.

Nawet poza takimi okazjami często postanawiali wesprzeć niejedną organizację. W końcu była to ich wspólna decyzja, że chcieli pomagać innym.

Widać jednak było, że kobietę interesowało zdecydowanie coś innego.

— A może dla nas też będziecie tacy hojni i zdradzicie nam sekret czy dwa na temat waszego ślubu? Wiemy jedynie, że będzie coraz bliżej, ale na tym się to wszystko kończy.

— To nasz prywatny dzień, nie chcemy za wiele zdradzać. Na pewno zobaczycie kilka zdjęć, kiedy będzie po wszystkim, w końcu nie będę pewnie mógł przestać mówić o Harrym w tamtym dniu — odpowiedział tym razem Louis. Długo rozmawiali na temat ich ślubu, ale uznali, że chcieli coś mniejszego, tylko dla najbliższych.

— Zawsze musicie trzymać nas w takiej niepewności! — rzuciła rozbawiona kobieta, kiwając lekko głową. — Wasze zaręczyny równie mocno było tajemnicą, więc wiem, że nic z was nie wyciągnę na temat ślubu.

Louis uśmiechnął się jedynie, a jego mina jednoznacznie wskazywała, że wcale nie było mu przykro z tego powodu. Niespecjalnie chcieli wykrzykiwać w każdej gazecie plotkarskiej o swoim życiu. Chcieli mieć jak największą prywatność w swoim życiu i jak na razie naprawdę dobrze im to wychodziło. Nie musieli im w końcu opowiadać, że Tomlinson niespecjalnie mu się oświadczył, bo Harry znalazł pierścionek w jego spodniach, kiedy zajmował się praniem. Cóż, historia o przypadkowych oświadczynach w łazience nie była specjalnie poruszająca, ale dla nich była idealna i tak.

Dziennikarka zadała im jeszcze kilka pytań, na które odpowiedzieli, głównie szczątkowo. Ale na reszcie ich puściła, więc mogli wejść do środka, mieszając się z tłumem. Louis ani na moment nie puścił Harry'ego, nadal dumnie się uśmiechając, jakby doskonale wiedział, że to on, a nie nikt inny, miał najlepszą parę tego wieczoru.

I bawili się naprawdę dobrze, czując się lepiej niż dobrze, kiedy Louis wypisywał całkiem spory czek dla fundacji, która przewodziła temu wieczorowi. Nieco się napili, zjedli kilka przekąsek i porozmawiali z niektórymi osobami, które tego wieczoru również były obecne.

Jednak chwilę po północy poczuli się zmęczeni. Towarzystwo przestawało robić się ciekawe, najważniejsze rzeczy związane z charytatywnością również się zakończyły, więc i oni nie czuli, aby musieli być w tym miejscu dłużej. Najważniejsza była dla nich pomóc, a nie kolejne znajomości.

Dlatego szybko czmychnęli i zaczęli kierować się w stronę wynajętego samochodu, gdzie był również kierowca, który miał również zadbać o to, aby wrócili cali i zdrowi do domu. Droga na szczęście nie była długa, a może im się tak wydawało, kiedy śmiali się niemalże ze wszystkiego, nie mając kompletnie pojęcia, co działo się dookoła.

I ten sam humor trzymał się ich dalej, nawet kiedy weszli do apartamentu, gdzie mieszkali we dwójkę. Już od ponad półtorej roku Styles został stałym lokatorem w tym miejscu, dlatego teraz też bez żadnych przeszkód zaczął się rozbierać ze swojego brokatowego garnitury, którym mógłby odbijać dosłownie każde światło. A trzeba było przyznać, że pod wpływem alkoholu nie każda czynność była taka prosta. Jednak w końcu im obydwu udało się pozbyć wszystkich niepotrzebnych ubrań, aby móc paść do łóżka.

— Czasami zapominam, ile te wydarzenia wymagają energii — mruknął Harry, kiedy próbował przykryć się w idealny sposób kołdrą. Jednak albo noga była nadal wystawiona na chłodniejsze powietrze dookoła, albo był jakikolwiek inny problem.

— Ale za to byłeś dzisiaj najpiękniejszy.

— Mówisz mi to codziennie, Lou. Nawet kiedy gdzieś wyjeżdżasz, to musisz do mnie o to zadzwonić.

— I nadal wiem, że jest to prawda — odpowiedział Louis, przyciągając do siebie bruneta.

— Mhm, bo kiedyś byłem brzydki. I nawet nie mów, że nie.

— Nie byłeś, kochanie. Byłeś jak takie małe, brzydkie kaczątko, które potrzebowało rozwinąć skrzydła i tyle. A teraz buzi na dobranoc i idziemy spać, jutro musimy w końcu jechać na przymiarkę.

Harry nie zamierzał się z tym kłócić. Ba, nawet całkiem podobał mu się ten pomysł i przystał na niego, łącząc ich usta. Ułożył też rękę na ciele szatyna, i kątem oka mógł wpatrywać w swój pierścionek zaręczynowy. I tak jak do spania ściągał dosłownie wszystkie, tak ten jeden zawsze zostawał na swoim miejscu.

A chwilę później wtulił się w drugie ciało i zamknął oczy.

Nigdy nie mógł uwierzyć w to, że z pracy, do której zaaplikował dla żartu, jego życie tak bardzo się zmieni. Ale nie narzekał, nie mógłby, kiedy dzięki temu poznał miłość swojego życia.

Wiedział, że dla tego szczęścia, które miał teraz, to i całe życie mógłby być brzydkim kaczątkiem.

Najważniejsze, że byłby w tym wszystkim z nikim innym jak z Louisem.

Koniec.


The Ugly DucklingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz