00

705 30 6
                                    

Dzień mijał za dniem. Wydawało się, że żył w jakieś bańce żalu i niepowodzeń. Bardziej niepowodzeń niż żalu, ale większa dramaturgia zawsze była w cenie.

Ale może tak właśnie miało być? Może właśnie miał być takim przegrywem? Takie pytanie zadawał sobie niemal codziennie, ale nadal nie mógł znaleźć na nie odpowiedzi. Czasami miał wrażenie, że był blisko odkrycia rozwiązania na ten jeden problem, ale to nadal nie było to.

Pokiwał kilka razy głową. Nie mógł znów siedzieć przed biurek i marzyć o niebieskich migdałach, rozważając przy okazji nad marnością swojej egzystencji. Postukał się długopisem w głowę, upił łyk jeszcze lekko ciepłej herbaty i wrócił do rzeczywistości.

Spojrzał na gazetę, którą miał przed sobą i na nowo zagłębił się w przeglądanie ofert. Połowa nie miała nawet sensu, bo ani nie nadawał się na sprzątaczkę, ani tym bardziej na towarzystwo dla starszego, samotnego pana (tudzież i pani, jednak Harry znał swoje zainteresowania na tym polu, więc kobiet nie brał nawet pod uwagę).

Same bzdury, bzdury i, jeszcze jeden cholerny raz, bzdury, pomyślał sobie, ciągnąc się za włosy.

Westchnął, zamykając po chwili gazetę i odrzucając ją gdzieś na bok. W tym tempie prędzej zacznie żyć ze zbierania makulatury na pełen etat i może Discovery zrobi o nim program. Może będzie jakąś konkurencją dla tych programów o zbieraniu złomu i zostanie gwiazdą. Innej opcji nie widział.

— Czemu ja muszę być takim nieudacznikiem? — zapytał samego siebie, sięgając po popisaną i pokreśloną kartkę. Znów coś na niej pokreślił czerwonym długopisem, jak robił to niemal codziennie. Zawsze marzył o tym, że skończy studia i zatrudnienie jakoś samo się pojawi na jego horyzoncie. Teraz jednak, po niemal dwóch latach łapania niezbyt intratnych i raczej krótkich prac wiedział, że mógł co najwyżej pocałować się w dupę.

W żadnej firmie go nie chcieli. Ewentualnie proponowali mu bezpłatny staż, co powodowało, że wychodził, zanim zdążył powiedzieć nie, nie i jeszcze raz nie. Nie miał zamiaru robić za trzech pracowników, nosząc na dodatek kawę tam i z powrotem, żeby jeszcze nie dostać za to ani złamanego pensa. Nie był już głupim licealistą, żeby dać się nabrać na hasła o młodym, dynamicznie rozwijającym się zespole. Wolałby pracować z grupą seniorów, jeśli tylko to miałoby przynieść mu jakiekolwiek sensowne pieniądze.

Nie wiedział, dlaczego ludzie tak niechętnie chcieli przyjmować go do pracy. Nie śmierdział, zawsze był miło pachnący i wykapany, miał odpowiednie wykształcenie (z odpowiednim kredytem za nie) oraz wykazywał inicjatywę czy chęć rozwoju. Szybko jednak przyjaciel spuścił na niego kubek zimnej wody, mówiąc, że wygląda jak debil. Harry nie rozumiał, dlaczego wyglądał jak debil.

Ale przecież co miało być z nim nie tak? Ubierał się może trochę przedpotopowo, ale przecież prawo tego nie zakazywało. Ubrania nie miały dziur i zawsze wyglądały na nowe, a nie jak po trzecim kuzynie. Jego włosy nie były ani pofarbowane, ani ułożone w modną fryzurę, ale co z tego? Jego może nieco kujonowaty wygląd zdecydowanie nie przynosiło mu pozytywnych efektów, ale on nie miał ochoty zmieniać się dla nikogo. Nie pojmował, dlaczego firmy wolały przyjmować kogoś ładnego, ale zaradnego jak niemowlę zamiast jego? Tego nie rozumiał. Przecież ładna buzia to nie było wszystko, ale wydawało się, że tylko on jeden to rozumiał.

Czas jednak go naglił i powoli przestawał wybrzydzać, jeśli chodziło o pracę. Tak jak wcześniej liczył na bycie chociażby jakimś młodszym zastępcą młodszego managera, tak teraz mógł smażyć frytki w fast-foodzie, tylko jeśli byłoby to stałe miejsce pracy. Teraz zaczął doceniać każdą, nawet najdrobniejszą robotę, jaką tylko miał do wykonania.

Westchnął pod nosem. Miał wrażenie, że to był najczęstszy dźwięk, który od pewnego czasu z siebie wydawał. Nie mógł się poddać, chociaż naprawdę już o tym myślał. Ale perspektywa bycia bezdomnym niespecjalnie pasowała do jego planów na życie. Okej, może i tak by nie został, mogąc wrócić do rodziców, ale nie chciał, aby nazywali go nieudacznikiem. Chciał pokazać, że on mógł osiągnąć wiele, jeśli tylko los chociaż raz się do niego uśmiechnie, tak chociaż troszeczkę.

Na jego liście teraz zostały dwa miejsca. McDonald's oraz pakowanie paczek w jednej z firm. Szczytem marzeń to nie było, ale zawsze lepsze takie coś niż nic. Możliwość awansu była nawet wyższa niż w przypadku wcześniejszych firm, gdzie większość odpowiednio wysokich stanowisk była obsadzona rodziną. Tutaj miał cały wachlarz możliwości. Oczywiście nadal szukał, licząc, że w końcu znajdzie się dla niego światełko w tym ciemnym tunelu porażek.

Poprawił okulary na swoim nosie. Nie wiedział nawet, czemu je nosił. Nie miał wady wzroku, ale jakoś czuł się z nimi lepiej i mądrzej, więc czasami gościły na jego twarzy nawet i w domu. Poprawił także rękawy swetra w kolorze piasku i otworzył laptopa. Przejrzał już oferty w gazetach, dlatego postanowił zabrać się za Internet.

Oferty niespecjalnie chciały się zmienić. Widział oferty z księgarni czy jakichś małych kawiarni, jednak nie był już studentem i chociaż oferty brzmiały dobrze, to nie mógł na nie kandydować.

Jego wzrok zatrzymał się jednak na jednej ofercie.

Asystent lub asystentka w domu mody.

Kierowany zwykłym, ludzkim zaciekawieniem wszedł w ogłoszenie. I co gorsza, brzmiało bardziej niż obiecująco. Zdecydowanie lepiej niż inne miejsca pracy, w których postanowił spróbował znaleźć pracę. Spojrzał jednak na siebie i skrzywił się. Domyślał się, co usłyszałby na rozmowie. Dziękujemy, zadzwonimy. A chwilę później rozległby się dźwięk niszczarki do papieru, gdzie wylądowałoby jego podanie.

Jednak postanowił spróbować. Czemu nie, skoro i tak nie miał nic do stracenia, chociaż wiedział, że robił to bardziej dla żartu niż dla faktycznej próby znalezienia dla siebie pracy w takim miejscu.

Chwilę później na ekranie pojawiło się, że jego dokumenty aplikacyjne zostały złożone, a on oparł się na krześle. Przymknął oczy, zaraz wybuchając śmiechem. Czuł się jak największy żartowniś na świecie. Bo tej pracy nie brał jako nic innego jak właśnie żart. Domyślał się, że na jego miejsce wybiorą na pewno osobę może i w jego wieku, ale pewnie o wiele piękniejszą, prawie jak z okładek magazynów.

No to się dział kadr w domu mody Louisa Tomlinsona nieco zdziwi, kiedy zobaczą, jaki ewenement próbował dostać u nich pracę. Tym przynajmniej się pocieszał. Że poprawi humor nie tylko sobie, ale również i innym.

I Harry śmiał się tak do momentu przez kolejne dni, opowiadając swoim najbliższym znajomym o tym, gdzie spróbował zdobyć pracę.

Co lepsze, śmiał się tak tylko do momentu, kiedy nie dostał odpowiedzi od firmy.


The Ugly DucklingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz