~16~

806 47 0
                                    

- Wilson, zgłoś. - powtórzył kolejny raz dyrektor Fury. Stał na swoim miejscu kapitańskim w Helikarierze, otoczony agentami próbującymi namierzyć jeden z Quinjetów i Avengersami, którzy wyrywali się aby lecieć i znaleźć trójkę swoich przyjaciół.

Od pół godziny nie było kontaktu z Samem, Wandą i Kiarą.

A dokładniej — od momentu wybuchu.

Fury wezwał wszyskich z Stark Tower w razie gdyby trzeba było udać się po zaginionych. Jednak do tej pory nie wydał takiego rozkazu mając nadzieję, że w końcu usłyszy jeden z głosów.

- Czekanie nie ma sensu, musimy tam lecieć. - skomentował Bucky opierając się o ścianę z skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.

- Więcej wiary, panie Barnes. - odpowiedział mu Fury nie odrywając wzroku od ekranu.

- Oni mogą potrzebować pomocy!

- Podpisuje się pod tym, nie ma sensu czekać. - dodał od siebie Tony odwracając się w stronę wyjścia.

- Tu Maximoff. - głos kobiety rozbrzmiał w pomieszczeniu powodując chwilowe zawieszenie wszelkich czynności.

- Jak wygląda sytuacja? - zapytał od razu Nick.

- Cel został zniszczony, ale.. Zaskoczyli nas podczas ucieczki. Nastąpił wybuch. Sam ma rozerwaną nogę, a Kiara próbuje go poskładać.

- Wyślę ci współrzędne Helikariera, kieruj się tutaj. Kiara da radę złożyć Wilsona?

- Jak ją znam, to da radę ale straci dużo energii. Niech doktor Cho będzie przygotowana żeby go przejąć.

- W takim razie czekamy na was. Bez odbioru.

- Pójdę po doktor Cho i przygotujemy sale na przyjęcie Sama. - powiedział Steve kierując się do wyjścia. - Poinformujcie nas gdy już przylecą.

- Ja z Buckym pójdziemy na lądowisko. - oznajmiła Nat i skinęła głową w kierunku bruneta. Oboje opuścili pomieszczenie wychodząc na powietrze.

Helikarier wisiał dosyć nisko dzięki czemu wyjście nie stanowiło żadnego problemu. Stanęli przy wyznaczonym miejscu do lądowania czekając aż ich przyjaciele pojawią się w zasięgu wzroku.

- Kiara wie co robi. Sam już jutro będzie w pełni sił. - powiedziała Natasha patrząc na bruneta. - Nie martw się na zapas.

- Wiesz, że i tak będę niespokojny dopóki nie wrócą. - odparł obserwując niebo. Mimo zapewnień cholernie się martwił o całą trójkę.

❆ ❆ ❆

Kiara siedziała przy łóżku, na którym leżał Sam z wyciągniętymi przed siebie dłońmi. Z koniuszków jej placów wydobywały się czarne stróżki, które wpływały do otwartej rany na nodze mężczyzny i powoli łączyły rozerwane tkanki.

Brunetka stosunkowo niedawno odkryła nowe zastosowanie swojej mocy, ale już zdążyła się nauczyć, że takie czynności są czasochłonne. Każdy nagły ruch mógł spowodować złe złączenie mięśni i Sam zostałby kaleką.

- Ja pierdole, jakie to jest chujowe uczucie. - jęknął Wilson zaciskając zęby.

- Rok bólu i leczenia w godzinę. Chyba nie sądzisz, że będzie lekko i przyjemnie. - odparła w skupieniu manewrując palcami.

- Mogło by być. Nie pogniewałbym się. - wyznał.

Aby nie doprowadzić do tragedii, Wanda rzuciła na niego zaklęcie żeby nie mógł ruszać ciałem. Odczuwał wszystko ale nie mógł nic zrobić.

Destiny || Bucky Barnes [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz