~26~

582 39 3
                                    

6 miesięcy później

Głośne pikanie rozbrzmiało w pomieszczeniu sprawiając, że mieszkańcy małej kawalerki od razu stanęli na równe nogi. Sam jako pierwszy dobiegł do urządzenia, które sam skonstruował. Maszyna nie była niczym innym jak kopią tej u Avengersów, która odbierała sygnały spoza Ziemi. W ciągu tych sześciu miesięcy odebrała sygnał jedynie dwa razy; i tylko dwa razy Chitauri pojawiły się na planecie. Za każdym razem było ich mniej ale były znacznie większe i silniejsze.

Łącznie były trzy ataki: pierwszy załatwili z Avengersami, przy drugim udało im się to załatwić przed pojawieniem się grupy, ale już trzeci należał w pełni do mścicieli.

Teraz urządzenie wskazywało jedno miejsce ataku. Wilson spisał współrzędne i odwrócił się w stronę osoby, która stała tuż za nim. Kiara wpatrywała się w niego czekając aż poda jej informację, gdzie jest atak i, że ma się szykować.

Tak mniej więcej teraz wyglądało ich życie. Mieszkali od jakiegoś czasu w małym mieszkanku wynajętym za niewielkie pieniądze. Tuż po opuszczeniu Stark Tower wypłacili ze swoich kont dosyć sporą sumę, która była wynagrodzeniem za pracę u Tarczy i zniknęli nie zostawiając już żadnych śladów. Sam cały czas zakłócał możliwość namierzenia ich telefonów i jak widać wychodziło mu to dosyć skutecznie. Początkowo spali w motelach, a dopiero później zdecydowali się na wynajem czegoś swojego; gdy już mieli całkowitą pewność, że nie mają nikogo na ogonie.

- Pustostan, jutro z samego rana. - powiedział po głębszej analizie danych.

- Dopiero? - jęknęła kobieta padając ponownie na łóżko. - Potrzebuje akcji!

- Potrzebujesz śniadania. - przewrócił oczami. - Zbieraj się, zjemy coś na mieście, a później omówimy plan działania.

- Za każdym razem omawiasz plan, a i tak wychodzi inaczej. - wstała i udała się do łazienki.

- Przynajmniej jestem na coś przygotowany! - zawołał za nią zanim zamknęła drzwi.

❆ ❆ ❆

- Wiesz, że dziś mija pół roku? - zapytał Sam upijając łyk swojej kawy. Spojrzał na kobietę, która zastygła z widelcem w dłoni. Podniosła wzrok i westchnęła głośno.

- Pilnujesz tych dat jakby to miało znaczenie. - wzruszyła ramionami wbijając sztuciec w swojego naleśnika z owocami. Z jednej strony go rozumiała bo to było jasne, że tęsknił, ale z drugiej strony zaczęli nowe życie i to stare powinni zostawić za sobą.

- Nie wmawiaj mi, że dla ciebie to nic ważnego.

- Co mam ci powiedzieć, Sam? - przerażało ją to jak bardzo mężczyzna potrafił z niej czytać emocje.

- Tęsknisz za nimi? Za Avengersami, za wieżą.. za nim? - doskonale wiedział, że to temat, którego Kiara woli unikać ale musiał w końcu o to zapytać; a ona nie mogła wiecznie tłumić wszystkiego w sobie.

Kobieta przełknęła ostatni kawałek swojego śniadania i popiła go kawą, swoim ulubionym napojem. Czy tęskniła? Jak można nie tęsknić za kimś kto sprawiał, że świat był piękniejszy?

- To jak się we mnie wpatrywał pamiętam do dziś. - zaczęła uciekając wzrokiem na widok za oknem. - Siedział naprzeciwko mnie, a jego niebieskie oczy błyszczały. Nie czułam się obserwowana, zawstydzona, speszona, nawet gdy go jeszcze nie znałam. Też się w niego wpatrywałam. Nasz wzrok spotykał się i chociaż znałam go tylko z tego widoku, miałam wrażenie, że spotkaliśmy się już wcześniej. Jakbyśmy się odnaleźli. Dziś brakuje mi tego najbardziej. By ktoś siedział, parę kroków dalej i po prostu na mnie patrzył.

- W życiu bym nie pomyślał, że ktoś rozkocha w sobie moją małą Kiarę.

- Nie zakochałam się tylko źle ulokowałam uczucia. - warknęła wracając do swojej bojowej postawy.

- Tak, wmawiaj to sobie. Wiem jak było. Nie przekonasz mnie, że było inaczej. - odparł zabierając puste talerze i kubki, które odłożył w okienku z napisem Zwrot naczyń. Uśmiechnął się do kobiety za ladą i wrócił do Kiary. - Chodź i przestań zabijać wzrokiem.

Zmrużyła oczy ale wykonała jego prośbę. Razem opuścili kawiarnie i spokojnym krokiem udali się do ich mieszkania. Przez całą drogę nie odezwali się do siebie nawet słowem. On wiedział, że Kiara myśli nad jego słowami i wolał dać jej spokój, a ona była mu za to wdzięczna.

Ostatnie miesiące pozwoliły im się poznać na tyle dobrze, że mianem najlepszych przyjaciół mogli określać tylko i wyłącznie siebie nawzajem.

❆ ❆ ❆

- Jest sygnał. Atak ma być jutro rano, jedziesz ze mną Buck? - zapytał Steve opierając się o ścianę. Ich relacja nie była taka jak kiedyś. Nawet jeśli blondyn nie miał już mu za złe, to jednak brunet bardzo zamknął się na siebie. Nie uśmiechał się wcale, każdego zaszczycał zaciśniętą szczęką i zabijającym spojrzeniem. Nie wychodził z wieży, a każdą wolną chwilę spędzał na siłowni.

Teraz nie było inaczej. Bucky podciągał się na drążku i nie przerwał nawet na moment.

- Pewnie, gdzie teraz zaatakują? - nie rzucił mu nawet krótkiego spojrzenia. Nie miał do Steve'a żadnych pretensji, po prostu wolał przecierpieć w samotności, nawet jeśli trwało to już pół roku. Nie miał co oszukiwać, cholernie tęsknił za kobietą o zielonych oczach, która odchodząc zabrała ze sobą również jego serce.

- Jakiś pustostan. - odpowiedział krótko nie mając więcej informacji. - Wpadnę po ciebie rano.

- Pewnie. - rzucił pokazując dosadnie, że nie interesuje go dalsza rozmowa.

Strasznie ciężko jest pogodzić się z bezsilnością, a właśnie tak się czuł Barnes. Bezsilny. Każdego dnia gdy próbował namierzyć telefon Kiary, a w zamian dostawał czerwony napis Nie zlokalizowano.

——
Enjoy!

V.

Destiny || Bucky Barnes [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz