Od dwóch dni panowała napięta atmosfera w Stark Tower. Tak to jest, gdy osoby trzecie decydują się wziąć udział w sprawie, która ich nie dotyczy. Wieści szybko się rozchodzą i każdy musiał wyrazić swoją opinie stając tym samym po jednej ze stron.
Nat, Wanda, Sam i Tony stwierdzili, że nie dziwią się, że para nie chciała o niczym mówić, natomiast Peter, Scott i Clint wzięli stronę Steve'a twierdząc, że szczerość jest najważniejsza i lepsza jest najgorsza prawda niż najpiękniejsze kłamstwo.
To wszystko strasznie zdołowało Kiarę, która naprawdę nigdy nie chciała być powodem takiej kłótni.
Tamtego dnia przyszedł Sam i poinformował ją o całej sytuacji w kuchni. Bucky nie pojawił się ani razu. Widywali się jedynie na treningach ale nie zamienili ze sobą ani słowa. Mało kto ze sobą rozmawiał. Napięta atmosfera była cholernie widoczna i nie umknęło to Fury'emu, który wygłosił przemowę o tym, że są drużyną i powinni sprawy prywatne odłożyć na drugi plan.
Po dzisiejszym wieczornym treningu brunetka od razu skierowała się do swojego pokoju. Spakowała wszystkie swoje rzeczy do torby po czym usiadła na łóżku i czekała.
Czekała na jakikolwiek znak — naprawdę miała nadzieje, że Bucky zapuka do drzwi i chociażby zapyta jak się trzyma. Mógł nawet nic nie mówić, albo po prostu rzucić, że to koniec, ale chciała mieć jakąkolwiek świadomość, że mu zależy bądź zależało.
Bo jej cholernie zależy ale nie miała zamiaru ponownie wtrącać się między dwójkę przyjaciół.
Gdy wybiła północ była pewna, że wszyscy już śpią, wieczorne i poranne treningi dawały w kość.
Przewiesiła pasek swojej torby na ramieniu i wyszła na korytarz zostawiając po sobie jedynie klucze do drzwi, które wisiały swobodnie w zamku. Jedyna rzecz, która mogła przypomnieć o tym, że kiedyś tu była.
Zrezygnowała z windy, a skorzystała ze schodów i zeszła na sam dół Stark Tower. Przeszła przez hol tak szybko jak mogła, nie ryzykując tym, że jednak się rozmyśli.
Wyszła na zewnątrz, a chłodne powietrze uderzyło w nią powodując dreszcze na ciele. Opatuliła się bardziej swoją bluzą i ruszyła przed siebie.
- Zaczekaj! - usłyszała gdzieś za sobą. Znajomy głos rozbił się o jej uszy powodując jej nagłe zatrzymanie. Odwróciła się, a jej oczy zaszkliły się na widok osoby, która biegła w jej kierunku.
Sam z dużą torbą w dłoni stanął przed nią ciężko oddychając. Oparł się o swoje kolana i pokazał gestem ręki, że potrzebuje chwili na uspokojenie się.
- Co ty tu robisz? - zapytała po chwili. - I po co ci ta torba?
- Jak to po co? Jadę z tobą, a co ty myślałaś? - odpowiedział jakby właśnie zapytała o najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
- Nie ma mowy, Sam. Ty masz tu swoje miejsce, ja niekoniecznie. - pokręciła głową i ruszyła dalej, lecz po chwili znowu się zatrzymała słysząc za sobą jego kroki. - Powiedziałam coś.
- Wybacz, ale to moja decyzja. Jesteś moją przyjaciółką, jedyną tak szczerze. Jeśli mam wybrać między nimi, a tobą to właśnie widzisz jakiego wyboru dokonałem.
- Dlaczego to robisz? - spojrzała na niego. - Bądź szczery.
- Bo czasem jedna osoba jest więcej warta niż dziesięć. - odparł zgodnie z prawdą. - Nie mogę cię stracić. Nie poznam nikogo takiego jak ty.
- Sam.. - westchnęła nie mając żadnych argumentów. Pierwszy raz ją zagiął.
- Jesteśmy w tym razem. Ty i ja. - powiedział i objął ją swoimi ramionami zamykając ją w czułym uścisku. - Uratujemy świat i będziemy sławniejsi od Avengersów, zobaczysz.
- Skąd bierzesz tyle optymizmu? - zaśmiała się na jego słowa.
- Nie lubię tracić czasu na zamartwianie się. - wzruszył ramionami. - Idziemy?
- Pewnie. - złapała go pod rękę i ruszyli w tylko sobie znanym kierunku. Zaczynali od zera, we dwoje. Nowy start, ale własny. Na własnych zasadach.
- O czym myślisz? - wyrwał ją z zamyślenia.
- Ostatecznie wspomnienia są właśnie tym co nam pozostaje na koniec. - powiedziała podsumowując swój natłok myśli.
- Coś się musi zakończyć, żeby coś się mogło zacząć. Teraz jesteśmy my, przeciw całemu światu. - starał się ją pocieszyć mimo, że jego serce pękało. To nie była łatwa decyzja, ale wiedział, że Avengersi dadzą sobie radę, a ona sama mogła zagubić się we własnej ciemności.
❆ ❆ ❆
W tym samym czasie ze swojego pokoju wyszedł Bucky. Od dwóch dni gryzł się ze swoimi myślami. Cholernie chciał odezwać się do Kiary, ale widział wzrok Steve'a za każdym razem gdy się mijali. Miał mu za złe, że nie był szczery. Nie chciał dodatkowo dolewać oliwy do ognia, ale dzisiejszej nocy nie wytrzymał. Musiał z nią porozmawiać.
Stanął przed drzwiami jej pokoju i zapukał dwa razy. Po dłuższej chwili zapukał znacznie mocniej ale nadal odpowiadała mu tylko cisza. Nie sprawdził czy są otwarte, po prostu odpuścił myśląc, że śpi albo nie chce z nikim rozmawiać.
Gdyby tylko wszedł, zobaczyłby pusty pokój i wiszący komplet kluczy.
Gdyby wszedł, mógłby jeszcze ją dogonić i zatrzymać.
Koniec części pierwszej.
——
Enjoy!V.
CZYTASZ
Destiny || Bucky Barnes [+18]
Romance~Nic się nie dzieje przypadkowo. Życie stawia na naszej drodze ludzi z jakiegoś powodu. Każdy napotkany człowiek jest albo lekcją, albo sprawdzianem albo wyjątkowym prezentem.~ Kiara wraca na Ziemię po trzech latach nieobecności. Zdystansowana kobie...