Rozdział 8: Olivia

2.9K 347 9
                                    

Hailey została na noc, dzięki czemu uniknęłam porannego stresu przed dzisiejszym wystąpieniem.

Wpadłam do sali konferencyjnej przed czasem, przerywając rozmowę mojego szefa z jakąś kobietą. Prawdopodobnie nie pracowała w fundacji. Sądzę, że łatwo bym ją zapamiętała. Miała charakterystyczną urodę. Posągowa, szczupła, wyjątkowo elegancka blondynka w długiej, czarnej sukni wyglądała na trzydzieści parę lat. Uśmiechała się uwodzicielsko i wachlowała rzęsami, kradnąc całą uwagę Butlera.

- Już jesteś...- oznajmił mój szef, zaszczycając mnie swoją uwagą. - Świetnie. Poznaj panią Vivian Vanderbilt.

Podeszłam bliżej, żeby się przywitać.

- Dzień dobry, Olivia Garner.

Kobieta obrzuciła mnie chłodnym spojrzeniem.

- Twoja asystentka jest bardzo sympatyczna – jej ton wydał mi się pretensjonalny.

Byli na „ty", a więc się znali, zapewne również poza sferą zawodową. Odpowiedziałam równie sztucznym uśmiechem.

- Pan Robert Vanderbilt, tata Vivian, jest chory. Vivian go zastąpi – mój szef zwięźle przedstawił sytuację.

- Rozumiem – skinęłam głową.

W tym samym czasie sala zaczęła wypełniać się członkami zarządu. Ciężko było mi się skupić, kiedy obok trajkotała Vivian. Poczekałam aż wszyscy zajmą miejsca. W pierwszym rzędzie usiedli pani Vanderbilt i mój szef.

Otworzyłam laptopa i nim dotarło do mnie, co się dzieje, na projektorze wyświetlało się zdjęcie...męskiego członka...A na dobicie tuż pod nim widniał zapis konwersacji Hailey z jej ognistym kochankiem: „takie uwielbiam najbardziej!". Brakowało jedynie serduszka na końcu, żebym palnęła sobie w łeb...

Powinnam wyjaśnić, że to nie moje upodobania, tylko mojej przyjaciółki? Obróciłam się lekko przez ramię. Na sali rozbrzmiał śmiech. Butler chichotał lekko pod nosem, jakby próbował tłumić ową wesołość, która kompletnie nie współgrała z jego poważną miną. Za to pani Vanderbilt patrzyła się na mnie z niedowierzaniem.

Rozchyliłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć głosu.

Przez moją głowę przelatywało milion myśli, a wszystkie krążyły wokół podjęcia ważnej decyzji – jak wybrnąć z tej druzgocąco niezręcznej sytuacji. Na Columbii mieliśmy sporo warsztatów, które powinny były przygotować nas do rozwiązywania kryzysów, ale nikt do jasnej cholery nie wpadł na to, by wytłumaczyć nagłe pojawienie się penisów podczas ważnego zebrania.

„Do diabła z tym!" - pomyślałam, przełykając ślinę. Jak gdyby nigdy nic, zignorowałam śmiech i niczym Elle Woods, z uśmiechem na twarzy, przeszłam do omówienia tego, co przygotowałam.

Chciałabym stwierdzić, że wyszło profesjonalnie, ale w tych okolicznościach pozostało mi jedynie robić dobrą minę do złej gry. Po zakończeniu tego jakże niefrasobliwego popisu, pomknęłam szybko do wyjścia. Wiedziałam, że jedyne co mogę zrobić to spakować swoje rzeczy, nim Butler wyrzuci mnie z głośnym hukiem...

Ale zanim pobiegłam do gabinetu, wysłałam Hailey kilkanaście SMS-ów z obietnicą, że zafunduję jej jakąś wymyślną, średniowieczną torturę.

Hailey: „Za co? Nic nie zrobiłam!" - odpisała od razu.

Ja: „Cała sala w ramach prezentacji zobaczyła penisy twoich kochanków. Zamorduję cię."

Hailey: „Przynajmniej wiedzą, jak powinien wyglądać idealny, męski członek".

Ja: „Nie żartuj. Mam przerąbane. Wylecę na zbity pysk".

Zaczerpnęłam powietrza i ruszyłam do mojego pomieszczenia. Ukryłam twarz w dłoniach, opadając na blat. Z nerwów straciłam poczucie czasu. Wstałam, oparłam ręce na biurku i przymknęłam powieki.

- Pani Garner...- ocknął mnie głos szefa. - Naprawdę mam z panią problem...

Zrobił kilka kroków, zatrzymał się pół metra ode mnie i włożył ręce do kieszeni grafitowo szarych spodni.

„Wyrzuci mnie! Na bank!"- myślałam.

- Panie Butler...wiem jak to wygląda...ale to nie były moje penisy – odparłam cienkim, drżącym głosem, zmuszając się do uśmiechu. Miałam zamiar dodać, że to „penisy Hailey", ale w porę uzmysłowiłam sobie, że to zabrzmi równie absurdalnie...

Charles Butler – mężczyzna, przy którym chyba od pierwszego wejrzenia zaczęłam się jąkać. Teraz rzeczywiście miałam powody, by łamał mi się głos.

- Dobrze wiedzieć... – pokiwał głową.

Kiedy rozmyślałam nad jakimś sensownym wyjaśnieniem, do gabinetu nagle wpadła Hailey w towarzystwie kolegi Butlera.

- To moje penisy! - Powiedziała to tak, jakby była z tego dumna. Wbiliśmy w nią zdumiony wzrok. - Mogę to udowodnić, zaloguje się do serwisu...

- Nie ma takiej konieczności...- Butler uniósł kąciki ust.

Zdawało się, że jest rozbawiony.

- Nie przedstawiłam się. Hailey – przyjaciółka podała mu dłoń.

- Chuck.

- Spędziłyśmy wczoraj wieczór i pochwaliłam się Olivii moimi...upodobaniami.

- Hailey...proszę...- przewróciłam oczami. - Tylko bez szczegółów...

- To nic takiego. Jesteśmy tylko ludźmi...Wszyscy lubimy seks. I czasem popełniamy błędy...- rozłożyła ręce.

Butler przeniósł na mnie spojrzenie, pod wpływem czego nogi się pode mną niemal ugięły.

- A więc była pani wczoraj z przyjaciółką...- rzucił.

- Potwierdzam – Hailey weszła mi w słowo.

Kilka sekund niezręcznej ciszy przerwał Mike:

- Zostawmy ich samych, pewnie chcą pogadać...- zwrócił się do mojej przyjaciółki, która objęła go lustrującym spojrzeniem z góry na dół.

- Zawsze się tak ubierasz? - spytała. - Te spodnie są fatalne. Wyglądasz w tym...jak goguś. Brakuje ci tylko lakierków...

- Jesteś stylistką? - Mike był lekko rozjuszony, ale chyba i zaintrygowany.

Za to mój szef wybuchnął śmiechem.

- Wreszcie ktoś mu to powiedział – westchnął.

- Dlaczego nic nie mówiłeś?

- Mówiłem...Nie chciałeś słuchać...

Mike ponowił swoją propozycję, zwracając się do Hailey:

- Może wypijemy drinka, pogadamy o...ciuchach i... moich innych atutach, a oni niech sobie porozmawiają...

Przytaknęła. Pożegnali się, zostawiając nas samych.


You Only Live OnceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz