Rozdział 19: Chuck

2.5K 320 0
                                    

Nie, nie i jeszcze raz nie! Co tu się odpieprzyło?! Olivia źle odebrała to nagłe pojawienie się Vivian...Nie wiem, co sobie pomyślała, ale musiałem to jak najszybciej wyjaśnić. Czułem, że wymyka mi się z rąk.

- Olivio...możemy porozmawiać? Proszę...- w jej oczach widziałem gniew.

- Nie lubię, gdy się mnie lekceważy, Chuck!

Nie myliłem się. Była zła. Bardzo zła.

- Porozmawiajmy – nalegałem, nie zważając na obecność Hailey i Mike'a.

Właściwie to w tej chwili w ogóle nie zwracałem uwagi na innych, nawet obcych ludzi, którzy mijali nas na schodach. Nim się zorientowałem, Mike zniknął z Hailey i zostaliśmy sami. Zeszliśmy niżej, przystając w przedsionku korytarza.

- Flirtujesz z Vivian odkąd pojawiła się w fundacji...Tak naprawdę nic mi do tego. Rób co chcesz, spotykaj się z kim chcesz, ale nie zapraszaj mnie na randkę, bo to mnie obraża! Za kogo ty mnie masz? Nie zamierzam być jedną z twoich zabawek, Chuck! - Robiła mi wyrzuty, ale starałem się to zrozumieć. Z boku to mogło wyglądać dwuznacznie.

- To nie tak jak myślisz, Olivio. Pozwól mi wszystko wyjaśnić...

- Dobrze...- westchnęła bez przekonania. - Tylko bez kłamstw. Nie znoszę kłamstw.

- Nie tutaj...Przejdziemy się na spacer? - zaproponowałem.

Ta część Brooklynu słynęła z obsadzonej drzewami promenady ciągnącej się wzdłuż cieśniny East River, skąd roztaczają się niesamowite widoki na Manhattan i Statuę Wolności. Idealne miejsce na spokojną rozmowę.

- Chodźmy nad promenadę – pomyślała o tym samym. Kiwnąłem głową. Byłem przejęty. Naprawdę poczułem, że mogę ją stracić i uświadomiłem sobie, jak bardzo tego nie chcę. Położony nad zatoką ciemny pas betonu, górował nad Manhattanem. To jedna z bardziej romantycznych okolic na Brooklynie; uwielbiana przez pary zakochanych i osoby starsze. Widok jednej z takich par sprawił, że zapragnąłem ująć ją za dłoń, ale Olivia się odsunęła. - Co cię łączy z Vivian? - zapytała wprost i przyznaję, że jej bezpośredniość mi zaimponowała.

- Nic. Już nic – rozłożyłem ręce.

- Już nic?! A więc miałeś z nią romans...Wiedziałam...Chciałeś mnie wykorzystać, tak? Miałam być przykrywką dla twojego związku z mężatką!

Nie spodziewałem się, że może to tak odebrać. Bardzo poważnie podchodziłem do tych słów. To dało mi do myślenia.

- Olivio...Miałem z Vivian krótki epizod przed jej ślubem, dawno temu...To skończone. Przysięgam.

Jej twarz stężała.

- Nie wydaje mi się. Z jej strony to tak nie wygląda...

Objąłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Pragnąłem patrzeć jej prosto w oczy, by miała pewność, że mówię prawdę.

- Uwierz, że nic do niej nie czuję. Nigdy nic do niej nie czułem. Ten krótki romans był błędem...- odparłem.

Darowałem sobie tłumaczenia dlaczego się w to uwikłałem. W tym momencie nie chciałem się cofać i wracać do tamtego okresu, który był dla mnie bardzo ciężki. Utraciłem wielką miłość. Zakochałem się w kobiecie, która poślubiła mojego kuzyna. I choć nie miałem żadnych praw do tej miłości, serce nie sługa. Ale najgorsze przyszło dopiero potem i od miesięcy nie potrafiłem się z tego otrząsnąć. Teraz, gdy moje serce znów zaczynało bić mocniej, dla Olivii, dzięki niej, pojawiła się nadzieja na powrót do normalności; do życia.

- Hm...Już sama nie wiem, co o tym myśleć...

Patrzyłem w jej szkliste oczy jak zahipnotyzowany.

- Jesteś sama? - palnąłem bez namysłu, z zamiarem sprowadzenia rozmowy na inny tor.

- Jestem sama...Ale nie samotna – uniosła kąciki ust.

Wyglądała tak uroczo, gdy się uśmiechała.

- Ja jestem cholernie samotny...- pierwszy raz od lat się otworzyłem. Nie zamierzałem, ale to samo się ze mnie wyrwało, jak gdyby pragnęło wydostać się na zewnątrz, przełamać tę cholerną blokadę.

Zbliżyła się do mnie, trochę niepewnie, jakby zawahała się, co robić...Potarła nosem o mój nos i powiedziała cicho:

- Chuck...jesteś moim szefem...dla mnie to nie jest zabawa...

Ująłem ją za podbródek, by podniosła na mnie wzrok.

- Spójrz na mnie...To nie jest zabawa Olivio!

Nastąpiła pauza, a potem zmarszczenie brwi.

- Zależy mi na tej pracy...

- A na mnie?

- Ja...Zawsze walczę o to, na czym mi zależy Chuck – rzuciła enigmatycznie. - Chcesz mnie poznać? OK. Ale potrzebuję czasu...

- Tak. Chcę cię poznać, niczego nie jestem tak pewien, Olivio. Wiem, że to trochę skomplikowane, bo jestem twoim szefem, ale...takie rzeczy się w życiu zdarzają...Dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz. Poczekam cierpliwie...

- I nic cię nie łączy z Vivian? Z nikim się nie spotykasz? Nie okłamujesz mnie?

- Chcę się spotykać z tobą – wyjąłem wsuwki przytrzymujące jej kok i pofalowane włosy opadły kaskadą na plecy. - Tak jest idealnie...- przesunąłem dłonią po jej ciepłym policzku, na którym wykwitł rumieniec.

- Zapraszasz mnie na randkę? - spytała.

Całą wieczność na to czekałem...

- Kiedy zechcesz...Już mówiłem. Poczekam.

- Na co?

- Wiesz na co...

Zbyła mnie uśmiechem, a ja nie mogłem dłużej wytrzymać, by jej nie pocałować. Pochyliłem się ku niej, musnąłem nosem jej szyję i powędrowałem w górę. Dłonią, która spoczywała na dole jej pleców, docisnąłem ją mocno do siebie. Byłem tak cholernie podniecony, że nie mogła tego nie wyczuć. Moje spodnie niemal eksplodowały, gdy zmiażdżyłem jej usta w namiętnym, ale pełnym czułości, długim pocałunku.

Rozpaczliwie pragnąłem posmakować jej skóry i pomimo że czułem przeskakujące między nami iskry, resztkami sił zapanowałem nad instynktem, uniosłem jej dłoń do ust i pocałowałem ją.

- Odwieziesz mnie do domu? - Jej zadowolony ton w tym momencie był moją największą nagrodą.

Skinąłem głową. Wiedziałem, że nie zaprosi mnie do siebie, ale do ostatniej chwili czekałem na jakąś konkretną sugestię, co, jak i kiedy się widzimy...I nic. Zniknęła za drzwiami tak po prostu, zostawiając mnie z milionem myśli...

Stałem jeszcze jakiś czas pod jej kamienicą i zdawało mi się, że firanka w jej oknie drgnęła. Może trochę fiksowałem, ale ogarnął mnie niepokój, czy aby ona się mną nie bawi...Może tak bardzo zależy jej na tej pracy, że sobie ze mną pogrywa...Byłaby do tego zdolna? Nie...To niemożliwe.

You Only Live OnceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz