Rozdział 21: Chuck

2.5K 323 4
                                    

Moje myśli całkiem się rozpierzchły, gdy jak zaklęty wpatrywałem się w jej lekko rozchylone wargi. O czym ona teraz rozmyśla, stukając palcami w blat? Cholera...tak bardzo chciałbym w tej chwili pieprzyć te usta. Ależ ona ma piękne usta, a jak podkreśla je czerwienią tak jak dzisiaj, to totalnie mi odbija.

Zerknąłem w skrzynkę mailową i ponownie na nią...Szlag! Setki maili, na które powinienem był odpowiedzieć już wczoraj, a ja nie potrafię się skoncentrować...No nic. I tak musiałem dziś zostać dłużej w pracy, by nadrobić zaległości. Dobrze, że miałem Olivię. Jej pomoc była nieoceniona. Najbardziej zaangażowana asystentka jaką miałem, z jedną małą wadą: jej widok odciągał mnie od moich obowiązków. Dotąd nie spotykałem się z żadną pracownicą. Nie sądziłem, że to aż tak trudne. Może byłoby lepiej, gdyby Olivia została z Vanderbiltem. Powinienem to jednak przemyśleć.

Boże...Odrzuciła włosy do tyłu, odsłaniając swoją smukłą szyję...Zwariuję przez tę kobietę!

OK. Wstała. Postawiła torbę na biurku i włożyła do niej komórkę, uprzednio zerkając na wyświetlacz. Spojrzałem na godzinę i zrozumiałem, że zbiera się do wyjścia. Czyżby się z kimś umówiła? Myśl, że wokół Olivii kręci się jakiś potencjalny rywal, wywołała we mnie ukłucie zazdrości.

Wyprostowałem się, gdy spostrzegłem, że podąża w moim kierunku.

- Uciekam...- oznajmiła. - Chyba, że...mnie potrzebujesz.

W duchu krzyczałem: tak! Potrzebuję cię! I nie mam na myśli jedynie tego, że potrzebuje cię moja twarda wypukłość w spodniach. Potrzebuję cię całym sobą. Zamiast tego wymamrotałem:

- Odpoczywaj...

- Nie sądzę, by Hailey pozwoliła mi dziś odpocząć – westchnęła głośno.

Zaniepokoiłem się.

- Lecicie na miasto?

- Raczej winko, Netflix i ploteczki...- rzuciła. Odetchnąłem z ulgą. Wyglądała dziś tak dobrze, jakby wyszykowała się na randkę. - A ty...nie siedź za długo...Odpocznij potem.

Jej troskliwy ton był jak miód na moje serce. Faktycznie, ten dzień był cholernie ciężki. Od rana latałem ze spotkania na spotkanie i dopiero niedawno pojawiłem się w biurze. Właściwie jedynie po to, by ją zobaczyć...i odpisać na te cholerne maile.

- Postaram się – na moment zastygłem w uśmiechu. Skinęła głową. - Olivio...- zatrzymałem ją, gdy zmierzała do drzwi. - Miałabyś ochotę spotkać się w tym tygodniu?

- Pewnie – powiedziała bez wahania. - Zgadamy się...- puściła mi oko.

Zapach jej perfum wciąż wypełniał pomieszczenie. Zaabsorbowany seksowną panną Garner, z trudem zmuszałem się do pracy. I na złość zjawił się Mike.

- Stary...nie mam czasu – obwieściłem.

Podszedłem do tej wizyty asertywnie, ale mój kumpel zignorował moje słowa i jak gdyby nic, usadowił się na stojącej w rogu sofie.

- Muszę pogadać – zmarszczył czoło, jakby coś go dręczyło. - Potrzebuję rady w sprawach damsko – męskich...

Z wrażenia zakrztusiłem się śliną. Zakaszlałem, po czym odchrząknąłem:

- Ty? Chcesz rad...ode mnie?

- Tak...tak...nie drwij kurwa!

- Nie drwię...Po prostu się dziwię...

- Hailey zakończyła naszą relację...i zabrała mojego psa...

- Co takiego? - Spytałem.

Miałem ochotę się roześmiać, ale opanowałem się w ostatniej chwili. To, że Hailey go pogoniła, w ogóle mnie nie zdumiało. Ale dlaczego zabrała jego psa?

Mike pokręcił głową, skrzyżował ramiona na piersi i powiedział:

- Wkurzyła się, ale właściwie to nawet nie wiem o co biega...

- Coś mówiła?

- Że skoro nie mam czasu na wyprowadzanie psa, to znaczy, że nie mam serca i jakieś takie bla, bla...I że nie zasługuję sobie na żadne z nich...

- Nie wyprowadzałeś psa?! - Myślałem, że wyjdę z siebie. - Kretyn...

- Jeden dzień...Przecież nic takiego się nie stało...Max to piesek kuwetkowy...Nie musi wychodzić codziennie...

Co za nieodpowiedzialny dupek!

- Boże...- opadły mi ręce.

- Rzuca mnie bez słowa wyjaśnienia...Dlaczego ona się tak zachowuje?

Przecież wyjaśniła, ale ten baran nie zrozumiał...

- Jak ty?

- Muszę z nią być! Pragnę jej. Tylko jej. Nie wiem, co mi się stało...Ona jest taka...wyrafinowana, słodka i pyskata...

- Trzyma cię krótko za mordę i olewa cię...na zmianę...– wszedłem mu w słowo.

- A seks z nią...- przeżywał. - To ekstatyczne doznanie. Mówię ci...jesteśmy z Hailey tak bardzo do siebie podobni...

- Akurat w to mogę uwierzyć...

- Nie kpij...Zakochałem się. Trafiło mnie jak grom.

- Możliwe...Zwykle szalałeś za plastikowymi blondynkami...

- Odmieniło mi się...- zmieszał się. - A co u ciebie i Olivii?

Wystarczyło, żeby wspomniał jej imię, by krew zaczęła mi krążyć szybciej.

- Dobrze. Poznajemy się.

- Tak długo?

- Słuchaj...może ty też powinieneś postarać się poznać Hailey...- usłyszałem, jak wciąga powietrze.- Chciałeś rad – rozłożyłem ręce.

- OK...OK...Pewnie masz rację. - rzucił. - Co do niej czujesz? - palnął nagle.

Poczułem mrowienie w sercu. I niepokój.

- Czuję...niepokój...niedosyt...nie wiem jak to nazwać...

- Zakochujesz się...

Zaśmiałem się.

- Co ty możesz wiedzieć o miłości? Bawisz się kobietami, ich uczuciami...Kiedyś za to zapłacisz...

- Właśnie płacę...Kurwa. Dlaczego to jest takie skomplikowane...Jak im zależy, to tobie nie, jak tobie zależy, to im nie...

Chwilami nie mogłem uwierzyć, że ten kretyn jest jednym z najlepszych finansistów w Nowym Jorku. Skurczybyk był inteligentny, ale zasoby owej inteligencji wyraźnie nie objęły emocji...Sfera emocjonalna u niego leżała.

Wyłączyłem się. Gapiłem się prosto przed siebie na biurko Olivii. Oczyma wyobraźni widziałem, jak wierci się w fotelu, marszczy nos, a zaraz potem się uśmiecha. Zrobiłem kilka kroków, minąłem przeszklone drzwi i oparłem się o jej blat.

- Nie słuchasz mnie – za plecami usłyszałem głos Mike'a. Przylazł za mną...- Co to? - podniósł jakąś niewielką kartkę, która leżała obok biurka.

- Pewnie wypadła z teczki. Odłóż...

- To recepta – wbił wzrok w kartkę.

- To nie twoja sprawa...Odłóż to.

- Wiem co to za tabletki – wyszczerzył zęby. - Wzięła receptę na pigułki antykoncepcyjne...Coś się kroi...


You Only Live OnceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz