Rozdział 6: Chuck

3K 326 1
                                    

Cholera jasna...Próbowałem ostatnio jakoś zgrabnie wybrnąć z tej niepotrzebnie oficjalnej formy, którą sam sprowokowałem...Bezskutecznie. Zbyła mnie. Chyba liczyłem na to, że zaprosi mnie do środka na jakąś kawę... Twarda z niej sztuka, ale przynajmniej dała się przeprosić, a dziś założyła do pracy sukienkę i jest taka jakaś...promienna. Lubię patrzeć jak się uśmiecha. Uśmiech całkowicie zmienia jej wyraz twarzy.

- Panno Garner, możemy porozmawiać? - Zaczepiłem ją, gdy przyniosła dokumenty do podpisania.

- Jasne – kiwnęła głową.

- W przyszłym tygodniu fundację odwiedzi ważny gość - Robert Vanderbilt. Vanderbilt wiele lat temu współpracował z Gilbertem Butlerem, ale po śmierci mojego wuja fundacją zajął się Thompson, o którym zapewne pani słyszała...

- Tak...

- Właśnie...Vanderbilt wycofał się ze współpracy, a ja chciałbym to zmienić. Ta osoba jest dla mnie bardzo ważna – podkreśliłem to po raz kolejny.

- Chodzi o sprawy fundacji?

- I tak, i nie.

- Jest pan bardzo tajemniczy, panie Butler.

- Chcę go włączyć w życie fundacji, żeby sam móc zająć się innymi rzeczami...

Najwyższy czas, by odłączyć się od Butlerów...Ale musiałem zrobić to po swojemu - tak, aby uprzednio zadbać o interesy mojej rodziny.

- Jak mogę panu pomóc?

- Fundujemy szkoły i szpitale na czterech kontynentach. Trzeba przygotować prezentację: przedstawić nasze działania z ostatnich osiemnastu miesięcy i plany na kolejne miesiące...Pomoże pani Ashton Young z działu marketingu. Chcę, by to pani przedstawiła tę prezentację.

- Dość szybko rzuca mnie pan na głęboką wodę...

- Wierzę w panią.

Uśmiechnęła się szeroko. Spodziewałem się, że moja propozycja ją ucieszy. Przez nasze pierwsze, niefortunne spotkanie źle ją oceniłem. W rzeczywistości była bystra i ambitna.

- Panie Butler...- uniosła lekko brwi i wbiła we mnie wzrok.

Rozchyliła usta, jakby coś ją frasowało. Odniosłem wrażenie, że to nie dotyczy pracy.

- Tak?

- Rano był tu pana kolega...Tak twierdził...Że jest pana kolegą.

- Mike?

- Tak, to on. Powiedziałam, że jest pan na spotkaniu.

- Dziękuję – odparłem. - Podrywał panią? - Nie wiem czemu, ale bardzo mnie to ciekawiło, jakby myśl o tym wywoływała we mnie zazdrość.

Pokręciła głową.

- Na to wygląda...Uroczy ten pana kolega, naprawdę – roześmiała się, wprawiając mnie w osłupienie. - Nie przepuści żadnej okazji na podryw, prawda?

Kretyn...Psuł mi reputację. Wiadomo, że ludzie oceniają przez pryzmat tego z kim się zadajemy. Dziewczyna musiała mi na wstępie przypiąć łatkę kobieciarza...

- Czyli panią podrywał...- mój cyniczny ton nie budził wątpliwości, że nie byłem tym zachwycony.

- Zaproponował mi trójkąt...z panem.

Oczy wyszły mi z orbit.

- Hm...

- A tak w ogóle to może mu pan przekazać, że nie jest w moim typie...- taktownie zmieniła wątek.- Pana kolega nosi bardziej obcisłe spodnie ode mnie...Przepraszam nie powinnam tego mówić...

- Ja też tak uważam. Mógłby mu w końcu ktoś powiedzieć, że wygląda w tym jak goguś – stwierdziłem. - A tak z ciekawości...- No nie mogłem cholera się powstrzymać, by o to nie zapytać. - Co mu pani odpowiedziała? Na tę propozycję?

- Yyy...- przeszedł mnie dreszcz, gdy jej poliki zapłonęły ognistym rumieńcem. - Powiedziałam, że pan nie wygląda na takiego, który dzieli się swoją kobietą z innym mężczyzną...

Przełknąłem ślinę.

- Mam z panią problem, pani Garner...- pomyślałem na głos.

- Jaki? - spytała zaintrygowana.

- Tego jeszcze nie wiem...

- Idę do Ashton, omówić tę prezentację...Gdyby mnie pan potrzebował...to wie pan, gdzie mnie znaleźć.

Dałbym sobie uciąć rękę, że to zabrzmiało cholernie dwuznacznie, co naturalnie mi się spodobało. Co ja pieprzę...Byłem wniebowzięty! Powinienem był skupić się na innych rzeczach, ale traciłem głowę...Nie czułem czegoś takiego od lat...

Wziąłem głęboki oddech i wróciłem na ziemię. Robert Vanderbilt...Potrzebowałem go, by zrealizować moje cele. Musiałem wziąć życie w swoje ręce. Zanosiłem się z tym od lat i wreszcie przyszedł czas na moje marzenia, choć wiedziałem, że ojciec nie będzie szczęśliwy...

Już jako dziecko zauważyłem, że rodzice, którzy odnieśli sukces wiele wymagają od swoich dzieci. Ja miałem to gdzieś. Dlatego wolę stanowisko prezesa fundacji niż władzę nad całym imperium Butlerów. Niech ten zaszczyt przypadnie mojemu kuzynowi, Anthony'emu. Wszakże to jemu zależało, abym zrezygnował z Butler Construction i objął tę posadę.


You Only Live OnceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz