Poranna wizyta Mike'a w ogóle mnie nie dziwiła. Wiedział o mojej randce z Olivią. Jeśli ktoś uważa, że mężczyźni nie plotkują, to nie poznał mojego kumpla. Jego ciekawość bywa irytująca, ale dziś przywitałem go z uśmiechem na twarzy. I to takim od ucha do ucha. Byłem pewien, że natychmiast zacznie błagać o relację z weekendu, ale zdawał się przygaszony, co zupełnie do niego nie pasowało.
- Kaczki w parku...kaczki w parku...kaczki w parku – powtórzył kilkakrotnie, wobec czego osłupiałem.
- Dobrze się czujesz?!
- Stary...- wydukał, opierając się tyłem o blat kuchennej wyspy. - Mam poważny problem...
- Da się zauważyć. Co jest?
- Chodzi o Hailey...
- Zadurzyłeś się. Nic nowego.
- To nie to...Sprawa jest cholernie delikatna...Bo widzisz...Kiedy ona jest blisko...mocno na mnie działa – zagapił się w sufit.
- A to źle? - wytrzeszczyłem oczy.
- Tak...Ee...Nie! - paplał od rzeczy. - Po prostu jej...bliskość strasznie mnie kręci i kiedy dochodzi do...no wiesz...akcji, to wszystko kończy się bardzo...ekhm – zakaszlał. - Szybko...
- Aha...OK. Ale co mają do tego kaczki w parku? - Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zapytać.
- Terapeuta mi poradził, żebym równoważył pojawiające się nagłe podniecenie czymś, co działa na mnie aseksualnie. Nic nie przychodziło mi do głowy, a cały czas myślałem o Hailey, no i wiadomo – byłem pobudzony. Wracałem przez Central Park, a wtedy zobaczyłem kaczki...Zatrzymałem się i jakby...wyciszyłem się. Łapię się teraz tego za każdym razem, gdy...wiesz...myślę o niej...
- Uff...Czyli to nie ja tak na ciebie działam. Zaczynałem się martwić – zaśmiałem się. - Ale spoko. Wszystko z tobą w porządku.
- Stary...okazałbyś trochę współczucia...Jestem pod ścianą. Nie wiem co robić. Hailey domaga się czułości, a ja boję się ją zawieść.
- Nie rozumiem...Twierdziłeś, że wasz seks jest obłędny – odparłem.
- Powiedzmy, że zasugerowała, że...nie do końca tak jest. Wiesz co czułem? Miałem wrażenie, jakbym leciał z dziesiątego piętra na bruk! Dlaczego nic nie mówisz?!
- Bo cały czas gadasz...Nie mogę nic wtrącić...
- A więc...- rozłożył ręce. - Co robić? Zacząłem chodzić do terapeuty. No, ale i tak mam przy niej blokadę. Jak nic nie zrobię, odejdzie.
- Niech pomyślę...- zadumałem się na chwilę.
- Może powinienem ją ignorować...Kobiety chyba to lubią. Ale nie potrafię. Zresztą to takie...
- Szczeniackie? - wtrąciłem.
Potrząsnął głową.
- Właśnie.
Siłą rzeczy na mojej twarzy musiał pojawić się uśmiech. Mój kumpel wpadł jak śliwka w kompot. To nie wyglądało na kolejne zauroczenie, jeśli zdecydował się na wizytę u terapeuty. Naprawdę zależało mu na tej dziewczynie.
- Gratuluję. Dojrzewasz. Najwyższy czas.
- Nabijasz się ze mnie...
Podszedłem do niego i klepnąłem go w ramię.
- Wcale nie. Walcz o nią. Mam pomysł...Słuchaj: może przeczytaj jakiś erotyk.
- Ale...masz na myśli...te wypociny dla znudzonych gospodyń domowych?
- Warto czasem poznać kobiecy punkt widzenia na seks. Nie sądzisz?
- Bardzo mi zależy na Hailey...Polecasz coś?
- Zapytam Samanthę. Ona sporo tego czyta.
- Dzięki, stary. Cholera. Mam taki problem, że kiedy coś mnie męczy, mówię o tym bezustannie. Zauważyłeś to?
- Nie, no co ty – wzruszyłem ramionami, unosząc kąciki ust. Chwilę potem oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Jesteś prawdziwym przyjacielem, Chuck. Zawsze mogę na ciebie liczyć – spoważniał. - Przepraszam, że ja...nie zawsze wspierałem cię tak, jak powinienem. To się zmieni. Obiecuję.
- Spoko. Mam nadzieję, że dopasujecie się z Hailey...
- Kretyn ze mnie – puknął się w czoło. - Nie spytałem, jak twój weekend...
Nabrałem powietrza do płuc. Na samo wspomnienie, przez moje ciało przebiegł przyjemny dreszcz.
- Olivia jest...wspaniała. Czuję, że coś z tego będzie. Coś poważnego...
![](https://img.wattpad.com/cover/319789922-288-k28538.jpg)
CZYTASZ
You Only Live Once
RomancePrzystojny, trochę arogancki i zarozumiały Charles Edward Butler poznaje młodziutką, charakterną Olivię Garner. Czy wesoła, zadziorna natura dziewczyny pomoże mu zapomnieć o utraconej miłości? A może sprawy skomplikują się jeszcze bardziej? Trzecia...